Życie z woreczkiem
Stomia: życie z woreczkiem. Monika i Iza opowiedziały nam, w jaki sposób wpłynęło to na ich życie
Początkowo nie mówiłam o tym moim znajomym. Wiedziały tylko najbliższe osoby. Ale kiedy w pełni ją zaakceptowałam i zobaczyłam, co dobrego mi to daje, pojawiło się we mnie takie poczucie, że muszę o tym mówić. Sama kiedyś byłam po tej drugiej stronie, czyli po tej, gdzie stomia jest dla ludzi czymś obrzydliwym i wstrętnym, czymś, co rujnuje życie. Monika wspomina, jak bardzo bała się obudzić po zabiegu i tego, że jej ciało nie będzie już wyglądało jak wcześniej. – Powiedziałam lekarzom, że pod żadnym pozorem się na to nie zgodzę. Jeśli mają mi zrobić „to coś” na brzuchu, to w ogóle nie chcę, żeby mnie wybudzali po operacji.
Iza także nie była przygotowana na to, że po zabiegu jej brzuch będzie wyglądał inaczej. – Kiedy przyjęli mnie na oddział i opowiadali, co będą mi robić, to potem wypaliłam dwie paczki papierosów. Przyszła do mnie pielęgniarka opatrunkowa i zaprosiła do gabinetu po to, by wyznaczyć miejsce na moim brzuchu. A ja, poryczana, mówię: jakie miejsce? Pielęgniarka narysowała mi na brzuchu dwa krzyżyki, po prawej i po lewej stronie.
W Polsce ponad 60 tys. osób ma wyłonioną stomię, czyli celowo wytworzone połączenie światła narządu wewnętrznego ze skórą. Stomia umożliwia wydalanie kału albo moczu, kiedy z różnych przyczyn zdrowotnych jest to niemożliwe lub utrudnione. Pacjent traci możliwość wypróżniania się przez odbyt lub cewkę moczową, a wydzieliny są gromadzone w workach stomijnych, przyklejanych najczęściej do brzucha.
Stomia, choć często postrzegana jako ostatnia deska ratunku, dla wielu staje się nowym początkiem i zmienia życie pacjentów w sposób, którego się nie spodziewają. Monika i Iza opowiedziały, jak wyglądała ich historia związana z wyłonieniem stomii i w jaki sposób wpłynęło to na ich życie.