Wydania polityki

Specjalna oferta. Pakiet Premium 30% taniej.

Czytaj co miesiąc nowe cyfrowe wydanie specjalne.

SUBSKRYBUJ
Społeczeństwo

Kopalnia „Rydułtowy” o krok od olbrzymiej tragedii. Jeden górnik zginął

Kopalnia „Rydułtowy” Kopalnia „Rydułtowy” Tomasz Kubiak / Forum
Kopalnia przestała fedrować. Zostali tylko ratownicy i specjaliści od górnictwa, potrzebni do wspierania akcji. Taka decyzja zwykle zwiastuje najgorsze.

Zbliżała się piąta rano. Część mieszkańców górniczych miasteczek Rydułtowy i Pszów k. Wodzisławia Śląskiego zbudził brzęk szklanek i talerzy – nic wielkiego, codzienność, kiedy żyje się nad schodzącą coraz głębiej kopalnią. To często jak budzik dla mężów, ojców i synów, którzy mają na ranną zmianę. Ci, którzy mieli na późniejszą, obracali się na drugi bok i spali dalej. Ale niedługo.

Rydułtowy. Wstrząs bujał meblami

Kopalnia „Rydułtowy”, imienniczka miasta, która żywi 2 tys. osób i ich rodziny, fedruje już 1250 m pod ziemią. Trochę nieswojo zrobiło się po ósmej, kiedy kolejny 3–4-sekundowy wstrząs zaczął „bujać” meblami. Wtedy już prawie nikt nie spał, choć wciąż wszystko mieściło się w normie. Nic nadzwyczajnego, bywało gorzej. Ale spokojny sen pierzchnął i wyostrzyła się czujność.

Potem okazało się, że siła magnitudy czwartkowego porannego wstrząsu, który przeszedł w fazę tąpnięcia, wynosiła 2,8 w skali Richtera. Faktycznie, bywało gorzej. W latach 2005–19 w kopalni notowano już tąpnięcia od 3,2 do 3,8 st. Kiedy Richter dochodzi do czwórki, jak to było w katowickim „Wujku”, tąpnięcie wywołane wstrząsem przyrównuje się do niewielkiego trzęsienia ziemi. Do już silniejszych tąpnięć, dochodzących prawie do 5 w skali Richtera, dochodziło w kopalniach Kombinatu Górniczo-Hutniczego Miedzi w Lubinie.

Według Wyższego Urzędu Górniczego w kopalniach węglowych rejestrowanych jest rocznie ok. 1500 wstrząsów (powyżej 1,7 Richtera) odczuwalnych i rejestrowanych na powierzchni. Większość z nich nie powoduje negatywnych skutków pod ziemią i „na wierchu”, jak to się na Śląsku wśród kamratów mówi.

Górnicy intuicyjnie i doświadczalnie czują siłę zagrożenia i wiedzą, które z nich można ewentualnie zlekceważyć, ale ja przeżyłem sam pod ziemią kilka wstrząsów – przy pierwszym prawie zrobiłem w gacie, a przy kolejnych nie było dużo lepiej. Nagle wszystko wokół wpadało w trzęsiączkę, ruszało się, trzeszczało i zgrzytało... żeby w ułamku sekundy uspokoić się jak gdyby nigdy nic.

Czytaj też: 900 metrów pod ziemią

Tąpnięcia w kopalniach są najgorsze

Ale bywa, że silniejsze wstrząsy doprowadzają do tąpnięć. Obrazowo mówiąc: wszystko, co jest na górze, zwala się w pustą przestrzeń po wybranym węglu, wydrążonych chodnikach... Zwala się. I nie ma zmiłuj. Miliony ton górotworu toczą się z kosmiczną prędkością właśnie w tę lukę, w to miejsce, w przestrzeń kilkudziesięciu–kilkuset metrów. Wszystko po drodze i pod nim przestaje istnieć.

Tąpnięcia to jedno z większych zagrożeń górniczych, ale inicjuje też łańcuch zupełnie dodatkowych tragicznych zdarzeń: uwalnia metan ze skał, mała iskra powoduje jego wybuch, ten momentalnie rozgrzewa podziemia do 1000–1200 st. C, to inicjuje wybuch pyłu węglowego i zapala węglowe ściany. Ogniwa w tym łańcuchu mogą być poplątane, ale w efekcie dochodzi do tragedii.

Wstrząs i tąpnięcie nie zawsze są wyrokami dla tych pod ziemią. Oni to wiedzą i chociaż z wyostrzoną uwagą, to jednak zachowują spokój. Tak jak ci na powierzchni.

Kiedy jednak w okolicach kopalni zaczęły lądować helikoptery Lotniczego Pogotowia Ratunkowego – powiało grozą. Niepokój rósł coraz bardziej po wieści, że górnicy, którzy stawiali się na kolejną zmianę, są zawracani do domów.

Kopalnia w czwartek nie fedrowała. Zostali tylko ratownicy i specjaliści od górnictwa, potrzebni do wspierania akcji. Taka decyzja zwykle zwiastuje najgorsze.

Czytaj też: Metan – cenny truciciel

Wizja zagrożenia mieszka w tyle głowy

Pierwsze komunikaty głosiły, że do wstrząsu doszło 1150 m pod ziemią i że w zagrożonym rejonie pracowało 58–78 górników. Nie była to zmiana wydobywcza, ale konserwacyjno-naprawcza. W mig pod kopalnią zaczęły gromadzić się przerażone rodziny. Już tak mają, że wizja niebezpieczeństwa, chociaż oswojona, mieszka w tyle ich głowy, budzą się z nią i zasypiają, a każdy zwyczajny, nudny dzień jest dniem szczęśliwym.

Choć z dołu zaczęli wyjeżdżać górnicy z pierwszej grupy, a 11 z nich trafiło do szpitala, zatrważająca była informacja, że z 48 kamratami nie ma kontaktu. – To był moment. Wielki huk, światła pogasły, zapadła ciemność... – relacjonuje jeden z górników, który został wydobyty na powierzchnię.

„Rydułtowy”, należąca dzisiaj do Polskiej Grupy Górniczej, fedrująca w tym miejscu od 1806 r., wydobywająca najlepszy w kraju węgiel energetyczny, zawsze uchodziła za kopalnię bezpieczną. Jeśli jakąkolwiek podziemną kopalnię, schodzącą coraz niżej i niżej, można tak określić. W każdym razie w ostatnich latach wypadki śmiertelne liczono tu na palcach jednej ręki. W 2019 zginął górnik właśnie w wyniku wstrząsu, rok później inny, przysypany węglowymi skałami. Ot, górniczy podziemny los i tyle.

Ale wszyscy tu pamiętają, że kilkanaście kilometrów w linii prostej znajdują się kopalnie Jastrzębskiej Spółki Węglowej: „Zofiówka” i „Pniówek”, w których wiosną 2022 r. doszło do niewyobrażalnych tragedii. Pod ziemią poległo prawie 30 hajerów. Poległo, bo śmierć znalazła ich w czasie pełnienia służby. Górnicy wiedzą, że codziennie w podziemnych korytarzach czai się niebezpieczeństwo, ale muszą oswoić strach. Mój znajomy, który w 2006 r. otarł się o katastrofę w rudzkiej kopalni „Halemba”, mówi, że kiedy podejmuje się decyzję o powrocie na dół, trzeba ze wszystkich sił wypierać obrazy, głosy, dźwięki i wszystko to, co przypomina tamte sekundy, minuty i godziny, kiedy zdarzyło się nieszczęście. Kiedy czekało się na ratunek. – Inaczej nie miałbym po co zjeżdżać, inaczej tylko zwariować.

Czytaj też: Koniec kopalni odkrywkowych?

Od tragedii dzieliły ich sekundy i milimetry

Ale te obrazy, głosy i dźwięki pozostają wśród bliskich. Czasami bardziej wyłażą, czasami się kryją, ale są zawsze. Wiele górniczych rodzin z Rydułtów na szczęście zna te niepokoje z opowieści mężów i synów, sąsiadów, z mediów śledzących dzień po dniu tragedię sąsiedzkich jastrzębskich kopalń sprzed dwóch lat. Dzisiaj zostały dotknięte tym strachem, poznały jego zapach i już go nie zapomną. Już wiedzą, że nie wszyscy wrócili do domu. I że tym razem los był dla nich samych łaskawy.

W miarę trwania akcji ratowniczej napływały dobre wieści. W godzinach popołudniowych prezes PGG Leszek Pietraszek uspokajał. Śmigłowce LPR, 20 zespołów ratownictwa medycznego na powierzchni i kilkadziesiąt zastępów ratowników górniczych pod ziemią to dużo, ale niekoniecznie oznacza, że doszło do najgorszego. Takie są standardy współczesnych akcji ratowniczych.

Gdyby nie ten jeden, czwartkową akcję w „Rydułtowych” można byłoby nazwać jedną z najszczęśliwszych w polskim górnictwie. Nie doszło do wypływu metanu, do eksplozji pyłu węglowego... Cudem nie pojawiła się inicjująca iskra. Od tragedii mogły dzielić górników sekundy i milimetry. Dwa lata temu w „Pniówku” i „Zofiówce” tego cudu zabrakło. Przed chwilą dotarła smutna wiadomość, że jeden z górników wydobytych na powierzchnię zmarł w szpitalu.

Czytaj też: Tragedia w Bogdance. Śmierć pod ziemią jest inna

Ale inny dziękuje za cud, który dla niego się wydarzył. Pan Artur Drzazga mówi, że widocznie musi jeszcze coś dobrego zrobić dla ludzi, choć i tak razem z żoną pomagają bezdomnym. Z potrzeby serca i na chwałę bożą. – Widocznie muszę jeszcze coś dobrego zrobić dla Boga i ludzi.

Ze wzruszenia płacze i tuli do siebie żonę. Gdy dowiedziała się o wypadku, napisała dramatyczny post w mediach społecznościowych. Prosiła internautów, by razem z nią wymodlili cud, by jej mąż wrócił szczęśliwie do domu (donosi Renata Cius-Rassel, katowicki oddział „Faktu”). I Pan Bócek wysłuchał.

Znowu odzywa się pytanie o cenę wydobycia polskiego węgla. I nie chodzi o tę liczoną w złotówkach – państwo tych złotówek będzie nadal dosypywać w miliardy, spokojna głowa. Chodzi o inną cenę.

Bo jeśli jest tak, że gdy ginie jeden człowiek, to ginie wraz z nim cały świat, to rodzinie jednego z tych górników właśnie zawalił się świat.

Ostatnie doniesienia Reutersa: „akcja ratunkowa została wznowiona po wstrzymaniu prac ze względu na wzrost aktywności sejsmicznej”. Szczęść im Boże.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Seks bez zobowiązań: tylko dla dorosłych. Czy skłonność do „znajomości na raz” będzie rosnąć?

Do Polek i Polaków dociera, że można chodzić ze sobą do łóżka bez zobowiązań, bez stresu, dla chwili przyjemności. Zdaniem specjalistów takie podejście bywa niezwykle korzystne. Pod warunkiem że jest autentyczne (i pod kilkoma innymi).

Joanna Cieśla
19.07.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną