Zdziwią się nauczycielki języka polskiego, gdy zobaczą, że na liście w nowej podstawie programowej nieomal wszystkie utwory zostały napisane przez mężczyzn. Dumę może poczuć Hanna Krall, gdyż jako jedyna kobieta znalazła się w grupie osób, których dzieła w całości obowiązują uczniów i uczennice liceum oraz technikum. Takich utworów bezwzględnie obowiązujących, czyli odbieranych jako najważniejsze w historii literatury, jest teraz 13 (było trzy razy tyle), w tym 12 wyszło spod ręki mężczyzny.
Tym rodzynkiem okazał się reportaż Hanny Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”. Młodzież szkół ponadpodstawowych będzie miała wrażenie, że aż do lat 70. XX w., kiedy powstała ta książka, naprawdę ważne dzieła pisali w Polsce i na świecie tylko mężczyźni. Krall była pierwsza. Ponieważ nie jest to prawdą, nastolatki będą odbierały szkolny kanon jako seksistowski. No chyba że się nie zorientują i dadzą sobą manipulować.
Lista lektur. Cieszyć się czy pukać w głowę
Dwunastką apostołów literatury, obok których jako trzynasta stanęła Hanna Krall, są: Jan Parandowski z „Mitologią”, Sofokles z „Antygoną”, William Szekspir z „Makbetem”, Molier ze „Skąpcem”, Adam Mickiewicz z „Dziadami” cz. III, Bolesław Prus z „Lalką”, Fiodor Dostojewski ze „Zbrodnią i karą”, Stanisław Wyspiański z „Weselem”, Stefan Żeromski z „Przedwiośniem”, Albert Camus z „Dżumą”, George Orwell z „Rokiem 1984” oraz Sławomir Mrożek z „Tangiem”. Cieszyć się z obecności chociaż Hanny Krall w tym gronie czy pukać w głowę i prosić o odwołanie zmian?
Jeszcze bardziej seksistowsko ministerialni eksperci podeszli do lektur, które w całości mają poznawać uczniowie i uczennice w klasach humanistycznych. Dla poziomu rozszerzonego nie przewidziano żadnego większego tekstu, którego autorką byłaby kobieta. To jest tak kuriozalna decyzja, że aż nie chce mi się wierzyć, iż Barbara Nowacka złożyła pod tym podpis. Chyba nie przeczytała, co podpisuje. A jak przeczytała, to nie zrozumiała.
Na poziomie rozszerzonym w liceach i technikach obowiązkowo będzie się czytać Jana Kochanowskiego, Williama Szekspira, Juliusza Słowackiego, Honoriusza Balzaka (lub Gustawa Flauberta, lub Charlesa Dickensa, lub Mikołaja Gogola – nawet nie dano polonistkom możliwości wybrania powieści napisanej przez kobietę, np. Jane Austen czy Charlotte Bronte), Michaiła Bułhakowa, Stanisława Ignacego Witkiewicza, Tadeusza Konwickiego i Janusza Głowackiego. Tym razem do grona owych 12 apostołów (dziwna zbieżność liczb) nie dodano ani jednej kobiety. Seksizm całą gębą.
Po co było usuwać z MEN Przemysława Czarnka, jawnie seksistowskiego ministra, skoro jego następczyni zachowuje się podobnie? Albo też Nowacka nie ma pojęcia, że pracownikom, którzy po Czarnku pozostali i wciąż kierują się jego zasadami moralnymi, trzeba mocno patrzeć na ręce. Podejrzewam, że ci ludzie kręcą nową ministrą i robią z nią, co chcą. Nowacka cieszy się, że usunęła utwory Jarosława Marka Rymkiewicza, poety kojarzonego z Jarosławem Kaczyńskim, a nie rozumie, że obecność bądź nieobecność Rymkiewicza to głupstwo w porównaniu z tym, jaki kanon będziemy mieli od 1 września. Jedna kobieta na 24 mężczyzn (12 na poziomie podstawowym i 12 na poziomie rozszerzonym) to nawet nie za mało, to absurd.
A to się Czarnek ucieszy!
Dalej w kanonie zapisano utwory czytane we fragmentach lub w całości, ale niewielkich rozmiarów. Dzieł jest ok. 20. I znowu w tym zbiorze znalazł się tylko jeden tekst kobiecy, tj. opowiadanie Olgi Tokarczuk „Profesor Andrews w Warszawie”. Raptem kilka stron. Po raz drugi nie wiem, czy należy się cieszyć z obecności chociaż jednej autorki w męskim świecie literatury, czy też pukać w głowę i zastanawiać, dlaczego podstawa programowa, którą forsuje Nowacka, tak bardzo przekłamuje rzeczywistość. Kobiety były i są obecne w literaturze, ale uczniowie i uczennice nie będą mieli o tym pojęcia.
W kanonie jest więc Biblia, którą pisało pod natchnieniem Boga ok. 80 mężczyzn, dalej Homer, teksty zakonników średniowiecza, „Pieśń o Rolandzie”, Ignacy Krasicki, Adam Mickiewicz, Henryk Sienkiewicz, Władysław Reymont, Witold Gombrowicz, Tadeusz Borowski, Gustaw Herling-Grudziński, Marek Nowakowski, Andrzej Stasiuk, Ryszard Kapuściński, no i chyba dla ocieplenia tego męskiego wizerunku – wspomniana Olga Tokarczuk. Nie wierzę, że to przypadek. To albo wyraz głupoty ekspertów, albo jawna manifestacja ich ultrakonserwatywnych poglądów. Tak czy siak, to się nie mieści w głowie, że tak bardzo męski kanon mógł powstać w chwili, gdy władzę sprawuje koalicja, w skład której wchodzi lewica. A to się Czarnek ucieszy!
Jeszcze gorzej potraktowano młodych humanistów i młode humanistki. Im bowiem nie dano w tej części listy lektur ani jednego utworu napisanego przez kobietę. Osoby uczące się polskiego na poziomie rozszerzonym mają czytać tylko dzieła stworzone przez mężczyzn, tj. Homera (jest nadreprezentowany w kanonie, podobnie jak Szekspir), Dantego, Franza Kafkę, Brunona Schulza, Sławomira Mrożka (po raz kolejny) oraz eseje Gustawa Herlinga-Grudzińskiego i Zbigniewa Herberta. Autorzy i autorki kanonu chyba nie wiedzą, że eseje, i to doskonałe, stworzyły również kobiety, np. Ewa Bieńkowska, Maria Dąbrowska, Izabela Filipiak, Julia Hartwig, Maria Kuncewiczowa, Barbara Skarga, Wisława Szymborska oraz – a dlaczego by nie – Jolanta Brach-Czaina.
Nie twierdzę, że młodzież ma obowiązek czytać eseje wszystkich autorów i autorek, ale niechże chociaż ma wybór. Tymczasem kanon jest tak skonstruowany, że można wybierać między mężczyzną a mężczyzną. Śmierdzi aż za bardzo czymś bardzo okropnym. Chyba musimy porozmawiać o pryncypiach, Pani Ministro!
„Seksmisja” po nowemu
W trzeciej części zbioru lektur znajduje się lista utworów poetyckich. Jest więc Horacy, ale nie ma Safony. Całą starożytną lirykę reprezentuje tylko głos męski. Nawet na poziomie rozszerzonym młodzież nie ma szans zobaczyć poetki. Z innych epok również sami mężczyźni: Norwid, Barańczak, Miłosz i Przyboś. Nie ma, tak jak zapowiedziała Nowacka, Rymkiewicza. Nie będę go jednak żałował, gdy nie ma tak wielu poetek. Kilka kobiecych nazwisk skrywa się w części dla poziomu podstawowego, gdzie hurtem wymieniono Baczyńskiego, Białoszewskiego, Czechowicza, Herberta, Leśmiana, Miłosza, Norwida i jeszcze wielu facetów, a między nimi Pawlikowską-Jasnorzewską, Poświatowską i Szymborską. Raptem trzy. Nie ma Hartwig, Iłłakowiczówny, Kozioł, Kuryluk, Lipskiej, Świrszczyńskiej oraz – czemu by nie – Agnieszki Osieckiej. I znowu: nie chodzi o to, aby młodzież czytała wszystkie wiersze, ale by miała wybór.
W obowiązkowej części kanonu jest więc tylko pięć kobiet: Krall, Tokarczuk, Pawlikowska-Jasnorzewska, Poświatowska, Szymborska. Z literatury powszechnej nie ma żadnego kobiecego głosu. Polska młodzież będzie przekonana, że romantyzm stworzyli wyłącznie mężczyźni, a jak się dowie, iż „Frankensteina” napisała kobieta, to nie uwierzy. Naprawdę Mary Shelley nie była mężczyzną? Oczywiście płeć Marii Curie-Skłodowskiej też zacznie być podejrzana. Przydałoby się nakręcić „Seksmisję” po nowemu, a do napisania scenariusza świata w wersji wyłącznie męskiej zatrudnić wszystkich ekspertów, którzy spaprali ogłoszoną właśnie podstawę programową języka polskiego. Nie mam pojęcia, w jakiej roli można by obsadzić Nowacką, która ten seksizm zaaprobowała. Na pewno nie w roli kierowniczej.
Wśród ponad 30 lektur uzupełniających reprezentujących XIX w. jest tylko jedno dzieło napisane przez kobietę. Tą wyróżnioną osobą jest Eliza Orzeszkowa. W XX w. eksperci odkryli nieco więcej kobiet, ale też nie zaszaleli, gdyż na 29 nazwisk wskazali tylko pięć kobiet, w tym dwie autorki powtórzyli (Orzeszkową i Tokarczuk). Libera, autor „Madame”, to mężczyzna, więc się nie liczy. Mam nieodparte wrażenie, że osoby, który pracowały nad zmianami, nie czytają zbyt wiele książek i o literaturze mają przestarzałe pojęcie, może jeszcze z dzieciństwa. Albo zdobyły wykształcenie na uczelni ojca Rydzyka, i to w formie zdalnej.
Chociaż nie rządzi PiS, to i tak rządzi
Trudno mi pojąć, jak to możliwe, że w 2024 r. w MEN – i to pod kierownictwem Barbary Nowackiej, a nie Przemysława Czarnka – powstała tak przestarzała lista lektur. Jedyną jej zaletą jest mniejsza liczba dzieł obowiązkowych. Kanon pomniejszono nie o 20 proc., jak zapowiadała ministra, lecz o połowę. Co z tego, skoro odpowiedzialne polonistki i poloniści będą musieli wiele tekstów dodać, inaczej cofniemy się do epoki patriarchalnej? Żal mi usunięcia opowiadania „Katedra” Jacka Dukaja. Nie będę jednak żałował tego nowoczesnego i doskonałego pisarza, gdy o tak wielu pisarkach w ogóle nie pomyślano.
To nie jest przypadek. Rzuciłem okiem na lektury dla klasy VII i VIII szkoły podstawowej. Wśród dzieł obowiązkowych nie było ani jednego napisanego przez kobietę, a tylko Charles Dickens, Aleksander Fredro, Aleksander Kamiński, Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki oraz Antoine de Saint-Exupéry. Wśród autorów lektur poznawanych we fragmentach lub krótkich również są tylko mężczyźni: Jan Kochanowski, Adam Mickiewicz, Sławomir Mrożek, Henryk Sienkiewicz, Stefan Żeromski. Jednym słowem: zmowa! W gronie poetów, których wiersze należy czytać, pojawiają się – a jakże – liczni mężczyźni oraz jedna kobieta. Zgadnijcie, kogo postanowiono wyróżnić?
Odchudzona podstawa programowa wejdzie w życie 1 września 2024. Nie ma Czarnka we władzach oświatowych, ale jest wrażenie, jakby był i wciąż pociągał za sznurki. Może nawet jeszcze bardziej jego gęba przeziera przez pomniejszony kanon lektur, we wcześniejszej wersji aż tak męsko bowiem nie było.
Uczniowie w szczerych rozmowach z wychowawcą żalą się czasem, że rodzice mają poglądy lewicowe lub liberalne, jak to boomersi, natomiast wychowują dzieci w duchu prawicowym. To nie jest schizofrenia dziadersów, lecz rozumienie zasad panujących w tym kraju i szczera troska o przyszłość dzieci. Rodzice wbijają potomstwu do głowy patriarchalne zasady, bo szybko nie przeminą. W Polsce długo jeszcze bardziej będzie opłacało się mieć prawicowe poglądy niż lewicowe czy liberalne. Nowacka zachowała się podobnie: każe uczyć młodzież na swoje przeciwieństwo.
Opublikowane podstawy z polskiego potwierdzają, że chociaż nie rządzi PiS, to i tak rządzi. Widocznie ideologia pisowska została wszczepiona w serca osób w taki sposób, że te osoby nawet nie wiedzą, jakie są w środku. Kanon w stylu macho – tego się po Nowackiej nie spodziewałem.