Społeczeństwo

Kiedy żołnierz ma strzelać? Co mamy o tym myśleć? Tu każdy szczegół jest ważny

Granica z Białorusią, maj 2024 r. Granica z Białorusią, maj 2024 r. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl
W związku z trudną sytuacją, w jakiej się znaleźliśmy, gdy zapach prochu dociera już do nas zza miedzy, warto zacząć myśleć o tym, czym jest wojna i jak w tak potwornej sytuacji skumulowanego zła, jakim ze swej natury jest każda wojna, zachować człowieczeństwo.

Kiedy żołnierz ma strzelać? To zależy! Inaczej jest w czasie pokoju, a inaczej w czasie wojny. Inaczej, gdy strzela do osoby uzbrojonej, a inaczej, gdy nie ma pewności, czy przeciwnik posiada broń, bądź wiadomo, że jej nie posiada. Wiele jest przypadków, a śmierć nie wybiera. Jedno jest pewne: użycie broni zawsze jest ostatecznością. Nawet w czasie wojny.

W cywilizowanym świecie niezależnie od okoliczności powinniśmy dążyć do tego, aby zdrowie i życie traciło jak najmniej osób. W pierwszym rzędzie „nasi”, a w drugiej kolejności „oni”, czyli przeciwnicy w konflikcie zbrojnym bądź potyczce. Nie dożyjemy już czasów, gdy zdrowie i życie „swoich” oraz „obcych” będzie chronione w ten sam sposób. Ale kto wie, może kiedyś?

Czytaj też: O której będzie wojna? Gen. Różański o pięcie achillesowej polskiej armii i o tym, jak walczyć sprytnie

Na granicy wciąż jest źle

Kwestia zasad użycia broni stała się w tych dniach gorąca za sprawą sytuacji na granicy polsko-białoruskiej i awantury o karanie żołnierzy oddających strzały ostrzegawcze. Bo też na granicy wciąż jest źle. Nie słychać już o przerzucaniu przez granicę ludzi chorych i wycieńczonych, którzy umierają porzuceni pośrodku lasu, lecz sytuacja nadal jest bardzo napięta. Niemalże codziennie dochodzi do mniejszych i większych potyczek pograniczników z osobami nielegalnie przekraczającymi granicę, podczas których padają strzały ostrzegawcze. Zdarza się, że te strzały oddawane są nieprawidłowo, wskutek czego dochodzi do zatrzymań żołnierzy przez Żandarmerię Wojskową. Rutynowo dokonuje się tego z użyciem kajdanek, a jednym z powodów zatrzymania może być oddawanie strzałów przez granicę. Tak też najprawdopodobniej było w przypadku zatrzymanych na przełomie marca i kwietnia trzech żołnierzy, z czego PiS zrobił przedwyborczą aferę. Później okazało się, że za rządów PiS wielokrotnie miały miejsce podobne przypadki.

I właśnie dlatego, że zbyt często dochodzi do naruszenia przez żołnierzy zasad użycia broni, postanowiono zliberalizować przepisy w tym zakresie. To bardzo ryzykowny ruch, na co zwróciła już uwagę m.in. Hanna Machińska, była zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich. Dylemat: czy zwiększyć bezpieczeństwo na granicy, czy też poprawić skuteczność wojska, a jednocześnie uniknąć dalszych upokarzających zatrzymań żołnierzy, rozstrzygnięto na rzecz tej drugiej możliwości. Dzięki nowej ustawie, którą wkrótce skieruje do Sejmu rząd, pogranicznikom więcej będzie wolno, a osoby przekraczające nielegalnie granicę będą bardziej narażone na postrzał, a nawet śmierć.

Czytaj też: Finlandia odgradza się barierą od Rosji. Inaczej niż Polska: twardo, ale ze współczuciem

Polska armia w czasie pokoju

Projekt rządowy zawiera bardzo niepokojące elementy, na czele z wyłączeniem karania (tzw. kontratyp przestępstwa) bezprawnego użycia środków przymusu bezpośredniego lub broni przez funkcjonariuszy policji i Straży Granicznej w sytuacjach, gdy napastnik zamierza użyć broni bądź nie chce jej porzucić na wezwanie. Inaczej mówiąc, gdy dojdzie do pobicia lub postrzelenia nielegalnego imigranta w dyskusyjnej, niejednoznacznej sytuacji, funkcjonariusz może stanąć przed prokuratorem, a następnie sądem, lecz nawet gdy okaże się, że naruszył zasady, to i tak nie zostanie ukarany. Wedle projektu ustawy warunkiem bezkarności jest działanie w celu zapobieżenia naruszenia granicy państwa. W dodatku żołnierze i policjanci mający sprawy związane z naruszeniem przepisów o użyciu przymusu bezpośredniego oraz broni otrzymają obrońców z urzędu, a w razie zawieszenia w czynnościach ich wynagrodzenie nie będzie zmniejszane.

W projekcie ustawy jest jeszcze jeden istotny przepis. Prowadząc operacje wojskowe w czasie pokoju, armia będzie miała prawo używać środków przymusu bezpośredniego. W przypadku ochrony granicy ich katalog zostanie zresztą rozszerzony o armatki wodne, a zakres użycia granatów hukowych i rac będzie rozszerzony. Ważną zmianą jest włączenie policji do ochrony granicy – jak się zdaje, na równych ze strażnikami oraz żołnierzami zasadach.

Czytaj też: Tusk zapowiada „Tarczę Wschód”. Co się za nią kryje i gdzie zaczynają się schody

Wyspy bezkarności

Prawnicy, w tym wspomniana Hanna Machińska, zwracają uwagę na zbędność niektórych nowych przepisów, których wymowa jest raczej populistyczna, gdyż przy obecnym stanie prawnym żołnierze i policjanci oddający strzały w sytuacji bezpośredniego zagrożenia są wystarczająco dobrze chronieni przed efektywnym ukaraniem. Proponowane przepisy mogą natomiast stanowić zachętę do łamania praw człowieka przysługujących nielegalnie przekraczającym granicę imigrantom.

Prof. Mikołaj Małecki z UJ natomiast słusznie zauważa, że zamiast tworzyć kontratypy, czyli swoiste „wyspy bezkarności”, lepiej byłoby po prostu doprecyzować sytuacje, w których dozwolone jest użycie broni. Trudno się z tym nie zgodzić. Co stoi na przeszkodzie, aby typowo policyjne przepisy rozszerzyć na wojsko i Straż Graniczną? Takie techniczne, regulaminowe szczegóły nie muszą, rzecz jasna, zawierać się w samej ustawie, niemniej ustawa może wskazać ramy dla odpowiednich regulaminów.

Jak wynika z badań Ipsos, zamówionych przez TOK FM i OKO.press, z grubsza dwie trzecie Polaków popiera zawracanie nielegalnych imigrantów na Białoruś oraz funkcjonowanie strefy buforowej na granicy. Ludzie się boją imigrantów, a rząd boi się ludzi, czyli wyborców. Musi więc pokazać, że działa skutecznie, a jednocześnie „stoi murem za polskim mundurem”. Tak rozumiem sens nowej inicjatywy ustawodawczej rządu, wierząc jednocześnie, że w czasie prac parlamentarnych ustawa nabierze kształtu bardziej profesjonalnego i zgodnego z międzynarodowymi zasadami ochrony praw człowieka.

Swoją drogą, w związku z trudną sytuacją, w jakiej się znaleźliśmy, sytuacji gdy zapach prochu dociera już do nas zza miedzy, warto zacząć myśleć o tym, czym jest wojna i w jaki sposób w tak potwornej sytuacji skumulowanego zła, jakim ze swej natury jest każda wojna, zachować człowieczeństwo. Może to dziwne, ale w warunkach wojny człowieczeństwo i ludzkie życie chroni nie tylko wysiłek żołnierzy, lecz również etyka i politycy wcielający w życie jej zasady.

Czytaj też: Jak reagować na barbarzyństwo Łukaszenki i Putina

Wojna jest złem i paradoksem

Etyka wojny – to brzmi jak oksymoron. A jednak! Gdyby nie trwający od kilkunastu dekad wysiłek tysięcy działaczy na rzecz praw człowieka w warunkach toczących się działań zbrojnych, których rezultatem jest m.in. sukcesywne rozwijanie prawa międzynarodowego w tej dziedzinie (na czele ze zbiorem dokumentów znanych jako konwencja genewska), konflikty wojenne byłyby jeszcze bardziej krwawe i okrutne. Refleksja etyczna w tym przypadku dosłownie ratuje ludzkie życie. Dlatego każdy wysiłek zmierzający do zrównoważenia sprzecznych ze sobą celów, jakimi są skuteczność akcji zbrojnej, bezpieczeństwa żołnierzy i ochrony życia i zdrowia ludności na terenach objętych konfliktem, trzeba docenić.

Nie ma rozwiązań doskonałych. Wojna jest złem, a każde jej uregulowanie, paradoksalnie, jest swego rodzaju legitymizacją, a nawet legalizacją zabijania. A jednak gdybyśmy po prostu zakazali zabijania, to na nic by się takie prawo nie przydało. Ludzkość nie wynalazła bowiem recepty na pokój. Lepiej więc traktować prawo bardzo pragmatycznie, tak aby mogło realnie chronić ludzi przed zbrodniczymi praktykami wojennymi, niż formułować szczytne deklaracje sobie a muzom. W regulacjach wojskowych i policyjnych ważny jest każdy szczegół. Zwłaszcza gdy chodzi o użycie broni. Do wojny jeszcze daleko, ale czas już ćwiczyć naszą polską etykę wojny w skali mikro. Dlatego ustawa, która ma „stanąć na rządzie” w środę 19 czerwca, może mieć ogromne znaczenie. I moralne, i praktyczne.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną