Społeczeństwo

Matura z polskiego jak pałką po głowie. Żeby młodzież znała swoje miejsce

Matura z polskiego 2024 r. Matura z polskiego 2024 r. Marcin Stępień / Agencja Wyborcza.pl
Twórcy tematów tegorocznej matury z polskiego na poziomie rozszerzonym najwidoczniej zapomnieli, jaka jest ich rola. Czy naprawdę po to pracują w instytucji oświatowej, by niszczyć pasję nastolatków do poznawania literatury?

Maturę rozszerzoną z języka polskiego wybierają zarówno prawdziwi humaniści, często istne mole książkowe, namiętni pożeracze książek, jak i osoby, które z żadnego przedmiotu nie są szczególnie dobre, więc szukają najłatwiejszego. Na polskim pisze się tylko wypracowanie (od przyszłego roku ma być też test), może się więc wydawać, że to nic trudnego.

Na egzaminie w wersji rozszerzonej otrzymuje się dwa tematy, z których należy wybrać jeden i napisać długą na co najmniej 500 wyrazów rozprawkę lub esej. Tylko w jednym poleceniu jest wskazana konkretna lektura, której nie wolno pominąć, natomiast w drugim zdający ma całkowicie wolną wolę, jakie teksty literackie chce przywołać. Warunek jest tylko taki, aby przynajmniej jeden był lekturą obowiązkową, dwa pozostałe nie muszą należeć do szkolnego kanonu, mają jednak pochodzić z różnych epok. Maturzysta nie może więc pisać tylko o Andrzeju Sapkowskim, nawet jeśli jest wielkim fanem tego pisarza.

Matura z polskiego to pikuś

Powyższe ograniczenia to jednak nic w porównaniu z tym, ile wiedzy trzeba przyswoić, aby uporać się z egzaminem rozszerzonym z matematyki, biologii czy chemii. Uczniowie sądzą, że polski to pikuś w porównaniu z innymi przedmiotami. Nic więc dziwnego, że maturę z języka polskiego wybiera aż co piąty absolwent szkoły średniej (w tym roku aż 53 tys.). To znacznie więcej niż uczyło się w klasach humanistycznych. Polski na poziomie rozszerzonym zdają nie tylko uczniowie, którzy realizowali w swojej edukacji program rozszerzony, ale również ci, którzy uczyli się wyłącznie podstaw. Nie ma bowiem zależności między tym, jakie rozszerzenia realizował uczeń w trakcie nauki szkolnej, a jakie zdaje na maturze. Może zdawać, co chce, nawet jeśli się tego systemowo nie uczył.

Dzisiaj wszyscy zdający, zarówno humaniści, jak i maturzyści szukający najłatwiejszego przedmiotu, przeżyli szok. Tematy okazały się totalnym zaskoczeniem dla każdego. Zresztą nie tylko uczniom szczęka opadła, również nauczyciele byli zadziwieni. Moje koleżanki polonistki otwarcie mówiły, że przewidziały wszystko (komizm, tragizm, groteskę, realizm, naturalizm, symbolizm, surrealizm, egzystencjalizm itd.), ale o tym, że będzie synkretyzm, nie pomyślały. Temat pierwszy brzmiał: „Synkretyzm w literaturze i jego rola w utworach literackich”.

O tej konwencji literackiej wspomina się na lekcjach języka polskiego, ale nie poświęca się jej aż tyle uwagi, aby kazać nastolatkowi pisać długą rozprawkę bądź esej. To raczej zadanie na minireferat, na krótką prezentację, ale nie na tekst, w którym trzeba postawić tezę (konieczny wymóg formalny), a potem udowodnić ją przy pomocy argumentacji opartej na interpretowaniu trzech utworów literackich oraz co najmniej jednego kontekstu. To nie jest łatwe zadanie nawet dla humanistów. Nawet jak ktoś bardzo interesuje się literaturą, a czytanie książek to jego hobby, synkretyzm traktuje jak piąte koło u wozu. Doprawdy, jest wiele bardziej interesujących konwencji literackich, natomiast mieszanie rodzajów (synkretyzm rodzajowy) czy gatunków (synkretyzm gatunkowy) raczej nikogo nie podnieca. To zagadnienie w sam raz dla starych profesorów, natomiast nastolatków interesuje tyle, co zeszłoroczny śnieg. Był synkretyzm stosowany przez pisarzy, np. romantyzmu, to był, ale kogo to jeszcze obchodzi?

CKE postawiła na literacką drobnicę

Centralna Komisja Egzaminacyjna udowodniła dzisiaj, że potrafi szukać problemów tam, gdzie nikt nie zajrzy. Poloniści radzili uczniom, aby najwięcej uwagi poświęcali na lektury poznawane w całości, natomiast dziełami omawianymi we fragmentach aż tak bardzo się nie przejmowali. Wprawdzie na lekcjach polskiego wszystko zostało omówione, zarówno fragmenty, jak i kompletne dzieła, jednak w odpowiednich proporcjach. Lektura obowiązująca w całości była wałkowana przez wiele lekcji, natomiast lichy fragmencik omawiano przez godzinę, czasem dwie. Jest to nie tylko logiczne, ale też sprawiedliwe. Po to w spisie lektur ministerstwo wskazuje, czy omawiać całość, czy fragment, aby nauczyciel odpowiednio mierzył siły. Gdyby na obowiązkową cząstkę lektury poświęcał wiele godzin, nie wystarczyłoby mu czasu na teksty poznawane w całości, które w dodatku są najczęściej bardzo obszerne. Dlatego poloniści radzili uczniom, żeby sumiennie zajęli się dużymi dziełami, natomiast drobnicę poznawali z mniejszym nakładem czasu i sił. Dzisiejszy egzamin pokazał, że radzili źle, bowiem CKE postawiła na literacką drobnicę.

W drugim temacie pojawił się Bruno Schulz. Wprawdzie pisarz jest ważny, szczególnie dla amatorów awangardowej literatury dwudziestolecia, jednak na liście lektur znajduje się tylko opowiadanie z tomu „Sklepy cynamonowe”. Niektóre opowiadania mają jakieś trzy strony, więc naprawdę nie da się o nich powiedzieć zbyt wiele. CKE wymyśliła jednak temat rozprawki, w której uczeń ma obowiązek ukręcić bicz z g…, tj. z drobnostki. Nie lekceważę twórczości Schulza, zresztą sam ją bardzo cenię i zwykle omawiam w dawce większej, niż nakazuje podstawa programowa, zwracam jedynie uwagę, że uczeń nie ma obowiązku sypać Schulzem jak z rękawa, gdyż twórczości tego pisarza jest w szkole maturalnej tyle co nic. Po co więc kazać pisać o tym autorze długą rozprawkę? Temat drugi brzmiał: „Jak w utworach literackich kreowana jest przestrzeń i jaka jest funkcja takiej kreacji w danym utworze [bardziej drętwym językiem nie dałoby się już tego wyrazić – komentarz D.Ch.]? W pracy odwołaj się do wybranego opowiadania z tomu »Sklepy cynamonowe Brunona Schulza«”.

Drugi temat okazał się więc podobny do pierwszego, obydwa bowiem oparte są na zasadzie, że na maturze należy długo pisać o tym, o czym nastolatek uczy się w szkole pisać krótko. Wymagania stawiane zdającym są więc nieuczciwe. Są również wyjątkowo złośliwe, gdyż eksperci CKE dobrze wiedzą, że uczniowie z polotem i twórczo mogliby zrealizować temat o sposobach kreowania przestrzeni w utworze, gdyby jako obowiązkowe dzieło wskazano np. „Mistrza i Małgorzatę” M. Bułhakowa albo „Hamleta” W. Szekspira. Na interpretację tych utworów poświęca się w szkole wiele lekcji, to są arcydzieła literatury światowej, wręcz stworzone dla młodych intelektualistów z humanistycznym zacięciem, natomiast z Schulza wycisnąć wiele się nie da. CKE musi mieć świadomość, że Schulz wobec Szekspira czy Bułhakowa to zupełnie inna liga. Jeśli zaś uważa inaczej, niechże zmieni wymagania egzaminacyjne i każe Szekspira oraz Bułhakowa poznawać we fragmentach, natomiast Schulza w całości. Dopiero wtedy może wymyślać takie tematy i wymagać od maturzystów, aby w rozprawce z igły robili widły.

Tematy w sam raz na konferencję filologiczną

Bycie złośliwym wobec nastolatków przytrafia się starym prykom. Ta przypadłość nie omija, jak widać, również ekspertów odpowiedzialnych za tworzenie arkuszy maturalnych. Niektórzy ludzie po prostu źle się starzeją, więc jeśli tylko mogą, wymyślają dla młodzików takie zadania, aby dzieciaki znały swoje miejsce i żeby nie poprzewracało im się w głowie. Matura z języka polskiego na poziomie rozszerzonym została stworzona przez osoby, którym zamarzyło się rzucić młodych ludzi na kolana, i to się im doskonale udało. Dawno nie widziałem tak wielkiej wściekłości. Mury mojej szkoły rzadko słyszą, że musiało tu kogoś ostro poje…ć, żeby dawać takie tematy, natomiast dzisiaj huczało od wulgaryzmów. Trochę ze strachu, aby nie wchodzić w drogę ludziom pałającym gniewem, a trochę z poczucia, że nastolatki mają rację, nie zwróciłem nikomu uwagi, aby tak brzydko się nie wyrażał. Zrobiono maturzystom świństwo, dlatego słusznie przeklinali.

CKE wymyśliła tematy w sam raz na konferencję filologiczną, odpowiednie dla magistrantów, ale nie dla absolwentów szkół średnich. Synkretyzm (temat nr 1) oraz kreacja miejsca w opowiadaniu Schulza (temat nr 2) to zagadnienia niszowe, zajmujące bardzo wąski margines szkolnej praktyki polonistycznej. Jestem pewien, że specjalnie znaleziono takie zagadnienia, aby maturzystom było trudno. Aby zawyli z bólu. Jeśli celem było zniechęcenie młodzieży do zainteresowań humanistyką oraz do czytania ambitnej literatury, to istnieje spora szansa, że się udało. Diabeł nie wymyśliłby bardziej złośliwych tematów.

Twórcy tematów tegorocznej matury z polskiego na poziomie rozszerzonym najwidoczniej zapomnieli, jaka jest ich rola. Czy naprawdę po to pracują w instytucji oświatowej, by niszczyć pasję nastolatków do poznawania literatury? Jeśli ktoś nigdy nie doświadczył uderzenia pałką w głowę, to na dzisiejszym egzaminie maturalnym poczuł, jak to boli. Maturzyści wychodzili z egzaminu oszołomieni, obolali i porażeni. Kto powiedział, że matura ma być przewidywalna i przyjazna? Witajcie w polskim systemie egzaminowania. Tu zawsze czeka na was okrutna niespodzianka. Oby egzaminatorzy nie byli złośliwi, lecz sprawdzali oraz oceniali maturalne rozprawki z sympatią i po ludzku. To się młodzieży należy.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Szpieg po wiedeńsku. Dlaczego Austria była i jest globalnym centrum tajnych służb

W stolicy Austrii wciąż łatwo potknąć się o agenta. To właśnie miejscowa atmosfera stworzyła Jana Marsalka – największą sensację szpiegowskiego świata ostatnich lat.

Marek Orzechowski z Wiednia
22.06.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną