Dokument o Aborcyjnym Dream Teamie. „Dziewczyny powiedziały: dosyć, nie będziemy się już bać”
ANNA J. DUDEK: Zacznijmy od początku. Sześć lat temu napisałaś tekst do „Wysokich Obcasów”: na okładce znalazły się aktywistki Aborcyjnego Dream Teamu, tytuł brzmiał „Aborcja jest OK”. Rozpętała się burza, która przyniosła rewolucyjne zmiany także w Twoim życiu.
KAROLINA LUCYNA DOMAGALSKA: Tamta okładka wywróciła moje życie do góry nogami, w konsekwencji sprawiając, że przestałam pracować jako dziennikarka. Odeszłam z „Gazety Wyborczej”, zaczęłam szukać innego sposobu na życie, a wtedy Paulina Reiter wymyśliła, że trzeba zrobić film.
O aborcji?
O aborcji. Zaczęłyśmy nad nim pracować, wkrótce okazało się, że poświęcam temu projektowi bardzo dużo czasu. W międzyczasie okazało się, że mogę opowiadać o świecie nie tylko słowem, ale i obrazem. I tak po sześciu latach od tamtej okładki powstał film „Nie jesteś sama”.
Dziś hasło „aborcja jest OK” nie szokuje. Jedna z posłanek niedawno powiedziała w Sejmie o tym, że miała aborcję. Masz poczucie, że ta debata się znormalizowała, a temat został oswojony?
Tak, co pokazuje, że działania Aborcyjnego Dream Teamu są bardzo skuteczne. To, co początkowo wyglądało lub mogło wyglądać jak pewna prowokacja, przesunęło dyskurs i sposób rozmowy w kierunku swobody, wolności, emancypacji. Widzę to na co dzień.
Radykalna empatia, czyli pomoc dla każdego
O tym jest film „Nie jesteś sama”. O solidarności i siostrzeństwie, sieci kobiecej pomocy i trzymaniu za rękę tej, która tego trzymania potrzebuje.
Myślę, że to, co robią aktywistki ADT, czyli pomoc kobietom w aborcjach, to jest pełna realizacja siostrzeństwa. Istnieje jednak tendencja, by z jednej strony siostrzeństwo romantyzować, z drugiej zaś je dyskredytować, więc realizowanie go w praktyce wcale nie jest takie proste. Przez całe dekady, a właściwie setki lat, byłyśmy socjalizowane do tego, by być podległymi, a patriarchat uczynił bardzo wiele, byśmy nie czuły między sobą wspólnoty. Wcale nie jest tak, że my sobie nagle powiemy: „Od teraz działamy razem, bo nastąpiła nasza era, era siostrzeństwa”. Podczas realizacji filmu zdarzały się sytuacje, w których liczyłam właśnie na siostrzeństwo, ale okazywało się, że moje oczekiwania były zbyt duże. Dlatego w działaniach Aborcyjnego Dream Teamu urzekło mnie to, że dziewczyny kierują się właśnie siostrzeństwem, czy – jak mówią – radykalną empatią.
Na czym ona polega?
Pomagają każdemu, kto się do nich zgłosi, niezależnie od tego, jakie poglądy ma ta osoba, w co wierzy, która to aborcja czy dlaczego się odbywa. Powody ich nie interesują. Często zdarza się, że zgłaszają się do nich osoby o światopoglądzie całkowicie odbiegającym od tego, który one same mają. Pojawia się wówczas tłumaczenie, że ich sytuacja jest zupełnie wyjątkowa, dlatego potrzebują aborcji. Pomijamy to milczeniem, jesteśmy po to, żeby pomóc, a nie oceniać.
W Polsce własna aborcja nie jest karana, ale już pomaganie w niej jest penalizowane. W Sejmie znajduje się zresztą projekt Lewicy dekryminalizujący aborcję. Czy dziewczyny z ABD czasem się boją? Cena jest wysoka.
Powiedziałabym, że nie. Nie boją się, co nie oznacza, że ten strach nigdy się nie pojawia. To ludzka emocja, towarzyszy rozmaitym sytuacjom. W filmie opowiadają o tym, że w czasie, gdy trwał proces Justyny Wydrzyńskiej, oskarżonej o pomocnictwo w aborcji, były w ogromnym stresie. Natalia Broniarczyk opowiada o tym, że proces był polityczny, zastosowano go jako formę zastraszenia aktywistek. Sądzę, że w pewnym momencie powiedziały sobie jednak: dosyć, my się już nie będziemy bać.
Teraz to już za późno, radź sobie sama
Co nowego jeszcze można powiedzieć o aborcji?
Jest wiele spraw, o których trzeba mówić, a które do tej pory były właśnie w tej tajemnej strefie, otoczonej odium potępienia i wstydu. To są zagadnienia, których unikamy, choćby te aborcje, które są podwójnie stygmatyzowane, czyli te w drugim trymestrze. Cała narracja skupia się wokół tego 12. tygodnia, jakby to była jakaś magiczna granica, w której obrębie aborcja jeszcze może być akceptowalna. Owszem, znakomita większość aborcji odbywa się w pierwszym trymestrze, ale są i takie, których dokonuje się później z różnych przyczyn.
Możesz podać przykłady?
To są zazwyczaj ciąże osób, które znajdują się w trudnych sytuacjach życiowych, często są w przemocowych relacjach lub mają ograniczenia ekonomiczne. Wiele jest takich, podczas których diagnostyka płodu przedłużała się, przynosząc wyniki świadczące o poważnych, nieuleczalnych wadach lub chorobach. W Polsce jesteśmy w sytuacji zakazu, który sprawia, że kiedy taka kobieta trafia w końcu do miejsca, które powinno się jej pomóc, słyszy: teraz to już za późno, radź sobie sama. Dlatego boli mnie, że mamy taką łatwość oceny cudzego postępowania.
Mówiłaś o różnych aspektach aborcji, które wielu osobom mogą się wciąż wydawać nowe. Jaki jest kolejny?
Liczba aborcji. Są osoby, które mają za sobą zdecydowanie więcej niż jedną aborcję. Spotykają się z niedowierzaniem, ostracyzmem, no bo tę jedną aborcję to można jeszcze jakoś przełknąć, ale dwie? Trzy?
Co jeszcze wymaga odczarowania?
Fizyczna strona aborcji. To z kolei wynika z tego, że cała kwestia fizyczności kobiet wciąż jest w sferze tabu. Weźmy chociażby reklamy podpasek czy tamponów, w których przez lata krew menstruacyjna była zastępowana niebieską cieczą, bo ta czerwona była zbyt dosłowna. Owszem, są rozmaite skutki uboczne aborcji farmakologicznej. To wymioty czy biegunka. Naturalne sprawy, nie ma w nich nic dziwnego czy wstydliwego. Nie mogą być stabuizowane wyłącznie dlatego, że dotyczą kobiet i naszej cielesności.
Wyraźnie widać, że ten temat wciąż budzi kontrowersje i obawy. Głośno było o Centrum Spotkania Kultur, zarządzanym przez lubelski samorząd wojewódzki, w którym film miał być pokazywany. Okazało się, że Centrum nie zgadza się pokazać waszego filmu.
Pojawiły się żądania, by wycofać mój film. Podawano jakieś wymówki, ale oczywiste jest, że chodziło o temat. Artur Liebhart, dyrektor festiwalu Millenium Docs Against Gravity, stwierdził, że skoro nie chcą pokazać mojego filmu, to rezygnują z całego festiwalu w tym mieście. Uważam to za piękny gest i kolejny krok w stronę walki o prawa kobiet. Zmieniliśmy się w ciągu tych ostatnich lat i reakcja na próby wycofania mojego filmu z festiwalu to pokazuje.
Film można obejrzeć w ramach Millenium Docs Against Gravity w Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu, Gdyni i Łodzi. Festiwal trwa do 19 maja 2024.
***
Karolina Lucyna Domagalska – aktywistka i reżyserka dokumentalna. Autorka książki „Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro”, która znalazła się w finale Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego. Autorka podcastu „Coś na A”, pierwszego w Polsce podcastu o aborcji, i filmu dokumentalnego „Nie jesteś sama” o aktywistkach z Aborcyjnego Dream Teamu. Obecnie pracuje w Feminotece, organizacji, która wspiera osoby po doświadczeniu przemocy seksualnej.