Chaos na komisji ds. aborcji w Sejmie. Groźby Kai Godek vs białe kartki aktywistek
Zapowiedziane na pierwszym posiedzeniu Komisji Nadzwyczajnej do Rozpatrzenia Projektów Ustaw Dotyczących Prawa do Przerywania Ciąży wysłuchanie publiczne, do udziału w którym zgłosiło się ponad 300 osób i 30 organizacji, trwało ponad 12 godzin. Jak zapowiadała Dorota Łoboda z KO, przewodnicząca komisji, zostało zorganizowane, bo Polska „chce być europejskim państwem również pod kątem respektowania praw kobiet”.
Jak wynika z sondaży, chce tego również większość Polek i Polaków. Ze zrealizowanego w grudniu 2023 r. – a więc już po złożeniu przez Lewicę w nowej kadencji projektów dekryminalizujących aborcję i liberalizujących prawo – badania IPSOS dla More In Common Polska wynika, że zdaniem 57 proc. respondentów aborcja powinna być dozwolona z ważnych dla kobiety przyczyn bez ich podawania. 38 proc. wskazało, że powinna być legalna do 12. tygodnia ciąży, 19 proc. – do 24. tygodnia.
Białe kartki, czyli jedyna dobra ustawa
Trudno jednak było wyciągnąć takie wnioski, śledząc to, co w czwartek działo się w Sejmie. 75 proc. organizacji, które występowały, należało do grona zwolenników zaostrzenia prawa lub powrotu do stanu sprzed wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej. Jak wyliczyła Legalna Aborcja, 265 na 359 osób, które wzięły udział w wysłuchaniu, to osoby o poglądach konserwatywnych, przeciwnicy liberalizacji prawa. 20 na 30 organizacji to te reprezentujące środowiska anti-choice. „112 na 120 mężczyzn, którzy zgłosili się do udziału w wysłuchaniu, ma poglądy antyaborcyjne” – podkreśla Legalna Aborcja. Co istotne, zakaz wstępu otrzymały osoby niepełnoletnie, co jest o tyle kuriozalne, że granica wieku, od której można legalnie uprawiać seks, to 15 lat.
Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu to jedna z aktywistek, które w reakcji na słowa Mariusza Dzierżawskiego z Fundacji Pro-Prawo do Życia (porównał projekty aborcyjne do wytycznych urzędników z czasów III Rzeszy, a aktywistki pomagające w aborcjach do „zbrodniarzy wojennych”) wstały, trzymając przed sobą białą kartkę. „Polityce” mówi: – Zgodnie z naszymi przewidywaniami osoby przeciwne aborcji zorganizowały się, przybyły tłumnie i zdominowały to wysłuchanie. Stanowiły około 75 proc. obecnych. Wysłuchanie nie miało nic wspólnego z merytoryczną debatą na temat bezpiecznego zabiegu medycznego, jakim jest aborcja, zamiast tego stało się areną do obrażania kobiet, które aborcję miały. Usłyszałyśmy o sobie, że jesteśmy „jak doktor Mengele”, „jak Hitler”, że jesteśmy „morderczyniami”. Nikt z prezydium na te inwektywy nie reagował. Wobec tego postanowiłyśmy wstać, wykrzyczeć swoje stanowisko i wyjść.
W proteście przeciwko słowom Dzierżawskiego, który mówił także, że na handlu tabletkami aktywistki zarabiają „miliony euro”, działaczki uniosły białe kartki, twierdząc, że tak powinna wyglądać idealna ustawa aborcyjna – bez zakazów, nakazów i obostrzeń – i skandowały: „Aborcje się robi, a nie o nich dyskutuje, aborcja jest OK”. Powtarzały też numer Aborcji bez Granic: 22 29 22 597.
Broniarczyk i inne aktywistki podkreślały, że „aborcja to nie debata, tylko zabieg medyczny i doświadczenie kobiet”. „Nie będziemy debatować o zabiegach medycznych. To, co się dzieje, to działania pozorowane przy użyciu demokratycznych narzędzi, które mają sprawić wrażenie, jakoby coś dobrego w kwestii praw kobiet się dzieje” – mówiła przedstawicielka Aborcyjnego Dream Teamu.
Było o morderczyniach i krucjacie
Na inny aspekt uwagę zwraca Maja Herman, psychiatrka, która również zabrała głos podczas wysłuchania. „Z przykrością stwierdzam, że na liście organizacji nie znalazły się Naczelna Izba Lekarska, Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników, Polskie Towarzystwo Psychiatryczne, Porozumienie Rezydentów, związek zawodowy lekarzy i inne pronaukowe, merytoryczne towarzystwa medyczne. Można na niej za to znaleźć Stowarzyszenie Niezależnych Lekarzy i Naukowców, co do którego niezależności istnieją spore wątpliwości, ponieważ treści, które produkuje, to treści dezinformacyjne, które polaryzują społeczeństwo” – mówiła. Podobnie jak inne zaangażowane osoby podkreślała w relacjach w sieci, że „najgorsza jest pogarda” i inwektywy płynące ze strony środowisk anti-choice, jak również manipulowanie informacjami medycznymi.
Podczas wystąpień padały argumenty nie tyle merytoryczne, ile związane ściśle ze sferą światopoglądową, doskonale znane ze skrajnie spolaryzowanej od dekad debaty. Było więc o morderczyniach nienarodzonych dzieci, zagładzie narodu polskiego i krucjacie „pro-liferów”, którzy uruchomią „armię pro-life, jeżeli wprowadzicie w życie którykolwiek z tych projektów”.
Chodzi o trzy z czterech złożonych projektów: dwa Lewicy i jeden Koalicji Obywatelskiej. Pierwszy z projektów Lewicy zakłada dekryminalizację aborcji, drugi – podobnie jak projekt KO – liberalizację prawa aborcyjnego i dopuszczenie aborcji do 12. tygodnia na żądanie. Czwarty projekt nowelizacji, czyli złożona jako ostatnia propozycja Trzeciej Drogi, postuluje powrót do stanu sprzed wyroku TK z 2020 r. oraz przeprowadzenie referendum.
Aborcje dzieją się w Sejmie
Strajk Kobiet kontrował: „Pomimo ciągłego zakłócania wypowiedzi przez przedstawicieli organizacji stawiających płody ponad kobietami dzisiaj w Sejmie czułyśmy siłę naszego siostrzeństwa równie mocno jak podczas największych protestów. (...) Zdajemy sobie sprawę, że nowa egzotyczna koalicja PiS, Trzeciej Drogi i Konfederacji będzie próbowała przepchnąć zakaz aborcji, pomimo że dziś czarno na białym otrzymała dowody, że on nic nie daje. Aborcje się dzieją, osoby ich potrzebujące otrzymują pomoc nawet na korytarzach Sejmu, tuż pod nosem Kai Godek i zgrai sadystów niezmiennie zaprzeczających rzeczywistości”.
Chodziło o film, który udostępnił Aborcyjny Dream Team: widać, jak Justyna Wydrzyńska rozmawia z kobietą, która potrzebuje pomocy w aborcji. „Aborcje się dzieją” – mówią aktywistki. I dodają: „Nie zgadzamy się, by coś takiego działo się w Sejmie. Nie zgadzamy się na taką »debatę o aborcji«. Nie zgadzamy się na nazywanie kobiet, które przerywają ciążę, »morderczyniami«”.
Podkreślają, że „aborcja to nie debata”, tylko „doświadczenie jednej trzeciej Polek”. „Aborcje się robi, a nie o nich dyskutuje”. Zaznaczają przy okazji, że są realistkami i nie mają złudzeń, że prawo zaraz się zmieni. Wniosek? „Jedyne i najlepsze, co może zrobić komisja ds. aborcji, to jak najszybciej skierować do drugiego czytania projekt dekryminalizujący aborcję”. Aktywistki mówią, że chcą „przestać się bać aktów empatii”.
Jesienią aborcja w Sejmie
Marta Lempart ze Strajku Kobiet tak podsumowuje wysłuchanie: – Było przykładem tego, z jakimi bzdurami ze strony anty-choice będziemy mieć do czynienia, jeśli Szymon Hołownia dopnie swego i będzie miał szansę wprowadzić w Polsce zakaz aborcji na stałe przez swoje wymarzone referendum. Referendum, przypominam, do którego pytania nie będą już układane przez panel obywatelski, tylko przez Szymona Hołownię właśnie, żeby „oszczędzić na czasie”. Myślę, że to jest powód, dla którego za referendum w sprawie aborcji opowiada się zaledwie 16 proc. osób.
Dodaje, że na wysłuchanie poszła przede wszystkim po to, by powiedzieć: „Same to ogarniemy”. Tym razem na poziomie europejskim. Strajk Kobiet i inne polskie oraz europejskie organizacje od kwietnia zbierają podpisy pod Europejską Inicjatywą Ustawodawczą MY VOICE MY CHOICE, dzięki której aborcja będzie dostępna w całej Europie. Projekt ma już akceptację i rejestrację w Komisji Europejskiej i ponad 200 tys. podpisów. Lempart: – Załatwimy to na poziomie UE, a panowie i panie z Trzeciej Drogi nie będą mieli nic do gadania.
Kolejne posiedzenie komisji jeszcze w maju, a jej przewodnicząca Dorota Łoboda zapowiada, że jesienią projekty mają być gotowe do dalszego procedowania.