Społeczeństwo

Lekarz z zarzutem zabójstwa nadal w areszcie. Na medyków ze Wschodu padł blady strach

Wielospecjalistyczny Szpital Wojewódzki w Gorzowie Wielkopolskim Wielospecjalistyczny Szpital Wojewódzki w Gorzowie Wielkopolskim Zbigniew Borek / mat. pr.
Wbrew oczekiwaniom środowiska medycznego sąd w Gorzowie Wielkopolskim utrzymał areszt dla Andrija K., 27-letniego rezydenta miejscowego szpitala. „Ta sprawa to tragedia zmarłego i jego bliskich, ale także młodego lekarza i całej polskiej medycyny” – komentuje prof. Radosław Owczuk.

Polityka” opisała sprawę jako pierwsza w internetowym wydaniu („Ukraiński lekarz z zarzutem zabójstwa. Co się zdarzyło w gorzowskim szpitalu?” z 23 kwietnia). 9 stycznia u 86-latka, któremu po zatorze tętnicy krezkowej górnej usunięto jelito cienkie, Andrij K. stwierdził zatrzymanie krążenia i zanik tętna na tętnicach obwodowych, brak reakcji źrenic na światło, brak odruchu tchawic. Pacjenta przy życiu podtrzymywała tylko aparatura, którą K. odłączył – ustaliła powołana przez zarząd szpitala komisja, której przewodniczył prof. Maciej Żukowski, specjalista anestezjologii i intensywnej terapii. Według komisji resuscytacja „nosiłaby znamiona uporczywej terapii”, K. nie popełnił więc błędu w sztuce medycznej. Nie powinien decyzji podejmować w pojedynkę, to jednak błąd organizacyjny – uznała.

Mimo to po doniesieniu innego rezydenta (który w naszej publikacji przyznał, że ukraińskiego lekarza „nie lubił”, ale zaprzeczył, że był do niego uprzedzony z powodów narodowościowych, o czym mówili nam przełożeni ich obu) 11 kwietnia Andrija K. doprowadzono do prokuratury i aresztowano. Sąd utajnił posiedzenia aresztowe i podobnie jak prokuratura nie odpowiada na pytania. Trzy miesiące, jakie upłynęły od domniemanej zbrodni, raczej wykluczają ryzyko mataczenia czy ucieczki sprawcy. Z naszych informacji wynika też, że K. stawiał się na wezwania, a prokuratura czeka wciąż na opinie biegłych. O aresztowaniu zdecydowała więc najpewniej groźba co najmniej dziesięciu lat odsiadki lub dożywocia.

Tragedia zmarłego, ukraińskiego lekarza i polskiej medycyny

– Ta sprawa to tragedia zmarłego i jego bliskich, ale także młodego lekarza i całej polskiej medycyny, bo zarzut zabójstwa i areszt są tak dalece nieadekwatne, że mogą wywołać efekt mrożący – komentuje prof. Radosław Owczuk z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, prezes elekt Polskiego Towarzystwa Anestezjologii i Intensywnej Terapii. Towarzystwo i konsultant krajowy (który ma skontrolować procedury w gorzowskim szpitalu) wyrazili „głębokie zaniepokojenie” aresztowaniem, uznali też, że milczenie sądu i prokuratury może podkopać zaufanie do lekarzy i „spowodować nagminne stosowanie terapii daremnej”. Pod tym względem już jest fatalnie: śmiertelność na polskich oddziałach intensywnej terapii wynosi 42 proc., gdy w innych krajach Europy 7–18 proc. (raport „Intensive Care Med” z roku 2017). Powód? Z braku regulacji prawnych i pod presją bliskich oraz opinii publicznej przyjmuje się u nas pacjentów, którym intensywna terapia nie może już pomóc. Bezcelowe podtrzymywanie pracy narządów blokuje zaś miejsca tym, których życie można by uratować.

– Kolega lekarz pytał mnie, czy nie powinniśmy dłużej reanimować pacjenta, który miał organizm całkowicie wyniszczony chorobą i już nie żył, żeby nie zapukał do nas prokurator – mówił anestezjolog z południa kraju, który zatelefonował do redakcji po naszej publikacji. Z kolei konsul ukraiński Henryk Kołodziej, z którym rozmawialiśmy na sądowym korytarzu tuż po podtrzymaniu decyzji o areszcie, mówił, że na medyków ze Wschodu padł blady strach. – Na przykład lekarka z Ukrainy przedłużyła pobyt w szpitalu zdrowemu pacjentowi, bo „rodzina chciała” – mówił. Zarzut zabójstwa i aresztowanie uznał za drastycznie przesadzone. – Chodzi przecież o działanie medyczne. W znacznie bardziej oczywistych przypadkach kryminalnych polskim sądom wystarczało poręczenie majątkowe i zatrzymanie paszportu.

Na życzenie Andrija K. adwokaci odmawiają udzielania informacji. Za ich pośrednictwem odmówił też przyjęcia pomocy dyplomatycznej. – Nie zwalnia mnie to z obowiązków. Czasem obywatele Ukrainy boją się, że pomogę i wyślę na front, choć to nie moja rola – tłumaczył konsul. O kolejnych krokach zdecyduje po spotkaniu z K. O ile zgodzi się na nie prokurator.

To nie ma już sensu, bo pacjent i tak umrze

„Gazeta Wyborcza” dotarła do szczegółów dotyczących pobytu pacjenta w szpitalu. Trafił na SOR z powodu trwającego od rana poprzedniego dnia bólu brzucha. Badania RTG i USG wskazywały na niedrożność przewodu pokarmowego, a wysokie wskaźniki zapalne na sepsę i niewydolność nerek. Tomografia komputerowa brzucha wykazała zator krezki, czyli tętnicy zaopatrującej w krew narządy jamy brzusznej, martwicę jelit, zator prawej tętnicy nerkowej z zawałem prawej nerki, zawał śledziony, niedrożność prawej tętnicy biodrowej zewnętrznej oraz powiększenie serca z cechami niewydolności oraz zastoju w krążeniu płucnym.

Operacja rozpoczęła się o godzinie 8:55 i trwała do godz. 10:20. Po otwarciu jamy brzusznej potwierdziło się podejrzenie martwicy jelita cienkiego „z dużą ilością brunatnej treści w brzuchu, świadczącej o utracie integralności ściany jelita i kontaminacji treści wysiękowej w jamie otrzewnej powodującej zapalenie jamy otrzewnej i będące przyczyną sepsy”. Oznacza to, że objęte martwicą jelito pękło, a jego treść (kałowa) wylała się do jamy brzusznej.

Pacjentowi wycięto prawie całe jelito cienkie (ok. 4,5 m) i wyłoniono stomię. Po konsultacji z chirurgiem naczyniowym odstąpiono jednak od prób udrażniania zatkanych tętnic. Lekarze uznali po prostu, że to nie ma już sensu, bo pacjent i tak umrze.

„Zator tętnicy krezkowej, zwłaszcza górnej, i ostre niedokrwienia jelit jest stanem bezpośrednio zagrażającym życiu. W przypadku dokonanej martwicy jelita śmiertelność wynosi 90 proc. wśród pacjentów poddanych leczeniu szpitalnemu, a biorąc pod uwagę wiek, stan ogólny pacjenta, niewydolność krążenia, sepsę, niewydolność nerek oraz współistniejące zatory z ostrym niedokrwieniem innych narządów, szansa na przeżycie okresu operacyjnego była nieznaczna. Resekcja jelita została wykonana głównie w celu zmniejszenia dolegliwości bólowych generowanych przez pozostające w jamie brzusznej martwe pętle jelit. Dopuszczalnym sposobem postępowania przy tak rozległej martwicy jelit i przy uwzględnieniu wieku i stanu pacjenta potwierdzonego jest ich pozostawienie bez resekcji i stosowanie dużych dawek leków przeciwbólowych do czasu zgonu pacjenta” – napisała ordynatorka chirurgii cytowana przez „Wyborczą”. I dalej w szpitalnym raporcie: „(…) rokowanie dla pacjenta było skrajnie niepomyślne, a nadmierne przedłużanie i skalowanie leczenia po potwierdzeniu operacyjnym diagnozy można rozważać w kategorii uporczywej terapii”.

Rezydent odwołany z funkcji rzecznika praw lekarza

Tymczasem eksperci zwracają uwagę, że to pierwszy przypadek postawienia zarzutu zabójstwa lekarzowi od czasów głośnej sprawy kardiochirurga dr. Mirosława Garlickiego. Podkreślają też, że zarzut zabójstwa można postawić osobie, która działała z zamiarem bezpośrednim lub ewentualnym, czyli była przekonana, że ofiara żyje, a więc Andrijowi K. można by co najwyżej zarzucić nieumyślne spowodowanie śmierci wskutek błędu medycznego. Ale i to „jest akceptowalne dopiero po uzyskaniu negatywnej opinii zespołu biegłych” – zauważyła Okręgowa Rada Lekarska w Gorzowie. 10 maja we wniosku do prokuratora generalnego Adama Bodnara o objęcie śledztwa nadzorem przypisała gorzowskiej prokuraturze brak obiektywizmu i dezynwolturę prawną. Rada domaga się pilnego działania na rzecz uchylenia aresztu i rozważenie zasadności prowadzenia dalszego postępowania przez gorzowską prokuraturę, sama też wystąpi do niej o wyjaśnienia. Powiadomiła, że rezydenta, który złożył doniesienie do prokuratury, odwołała z funkcji rzecznika praw lekarza. Wcześniej nasi rozmówcy podkreślali, że jako rezydent nie miał wystarczającej wiedzy i doświadczenia do pełnienia tej funkcji, ujawniliśmy też, że sam został upomniany dyscyplinarnie za zlekceważenie polecenia ordynatora w sprawie pacjentki, która potem zmarła w gorzowskim szpitalu.

W poniedziałek 13 maja wieczorem w internecie (petycjeonline.com) opublikowano list otwarty do prokuratura generalnego. Lekarze ze środowiska polskich anestezjologów, jak się przedstawiają autorzy, piszą, że informacje o aresztowaniu i postawieniu zarzutu zabójstwa lekarzowi z Gorzowa przyjęli z niedowierzaniem, oburzeniem i rozgoryczeniem.

„Stawianie najcięższego zarzutu lekarzowi w takich okolicznościach jest rzeczą niespotykaną i cofa nasz system prawny o dekady oraz odsuwa na wiele lat reformę przepisów dotyczących standardów opieki nad pacjentem i bezpieczeństwa w medycynie” – czytamy w niej. „Wielu z nas zaczyna zastanawiać się, czy nasza dotychczasowa dobra praktyka dotycząca leczenia pacjentów w terminalnym stanie nie naraża nas na podobne zarzuty. Nie można dopuścić, aby ten efekt mrożący pogłębiał się, wpływając tym samym na naszą codzienną praktykę lekarską”.

Autorzy listu apelują do Adama Bodnara o interwencję, domagają się też od organów ścigania transparentności postępowania oraz udzielenia informacji dotyczących przyczyn postawienia zarzutu zabójstwa i aresztowania. We wtorek o 13:30 pod petycją było już 291 podpisów osób z całego kraju.

Oficjalny komentarz prokuratury

„Polityka” ustaliła, że sprawa ta zostanie objęta nadzorem departamentu postępowania przygotowawczego Prokuratury Krajowej.

W środę 15 maja prokurator Łukasz Gospodarek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gorzowie, w rozmowie z „Polityką” po raz pierwszy potwierdził zarówno fakt aresztowania lekarza, jak i postawienia mu zarzutu zabójstwa z art. 148 par. 1: „Kto zabija człowieka, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10 albo karze dożywotniego pozbawienia wolności”. Odmówił jednak podania jakichkolwiek szczegółów sprawy.

Podkreślił, że prokuratura ma pełną świadomość wagi zarzutu zabójstwa. – Na ten moment materiał dowodowy wskazuje, że znamiona przestępstwa zostały wyczerpane i nie mówimy tu o błędzie w sztuce medycznej, lecz o zabójstwie. Niezależny od prokuratury sąd zastosował areszt tymczasowy, a w drugiej instancji utrzymał go w mocy. Podzielił zatem zdanie prokuratury, że istnieje podstawowa przesłanka zastosowania aresztu: wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu – mówił rzecznik.

Prok. Gospodarek przypomniał też, że ani aresztowanie, ani zarzut nie przesądzają o winie lekarza, bo o tym będzie rozstrzygał ostatecznie sąd. Przyznał, że śledztwo przeniesiono z prokuratury rejonowej do okręgowej i zajmuje się nim inny prokurator (choć sprawę można było przenieść wraz z prokuratorem). Nie zaprzeczył i nie potwierdził informacji o tym, że dwóm pielęgniarkom z gorzowskiego szpitala postawiono w tej sprawie zarzut nieudzielenia pomocy (taką informację przekazał nam lekarz, którzy powiadomił prokuraturę o domniemanym zabójstwie).

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną