Lawinowi neuronietypowi
Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?
Fidżet wygląda jak zabawka, malutki pad do gier komputerowych. Obły kawałek czarnego plastiku z kulkami, które można obracać, kolorowe przyciski. Palce Agnieszki biegają po nich, gdy mówi. Drobne ruchy pozwalają opanować bodźce – dostarczać tych kontrolowanych, odcinać natłok innych – dźwięków w tle, gestykulacji ludzi. Dzięki temu łatwiej się skupić na rozmowie. Na poziomie neurofizjologicznym dokładny mechanizm pozostaje zagadką, jak wiele wątków związanych z autyzmem.
Dla Agnieszki dostęp do wiedzy o praktycznych rozwiązaniach ułatwiających życie – o istnieniu fidżetów, ale i o tym, że jeśli na przykład przygasi światło, myśli jej się lepiej niż przy ostrym – to cenny zysk z diagnozy spektrum autyzmu, uzyskanej w wieku 36 lat. Mimo ponawianych namów psychiatry leczącej ją z depresji, do badania zbierała się półtora roku. Bała się, że potwierdzenie przypuszczeń lekarki stanie się końcem świata, nieusuwalnym odium.
Urszula Dawgiałło – 28 lat, diagnoza od dwóch – porównuje rozpoznanie do spóźnionego listu z Hogwartu, tłumaczącego, dlaczego wokół niej dzieją się niezrozumiałe rzeczy i dlaczego tak bardzo różni się od rówieśników. Marcin, 24 lata, diagnoza od pół roku, mówi, że razem z nią dostał usprawiedliwienie, dla siebie i innych, wieloletnich trudności, zawiedzionych nadziei i niespełnionych wymagań.
Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.
Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. W 2019 r. osób ze spektrum było 65 tys., w 2023 – ponad 130 tys. A to tylko dane z Narodowego Funduszu Zdrowia. Nie uwzględniają osób gotowych (albo zmuszonych), żeby za diagnozę płacić.