Weto dla tabletki „dzień po”. Duda może sobie zapisać zasługi dla Kościoła
Weto. Tabletki „dzień po” nadal na receptę. Duda może sobie zapisać zasługi dla Kościoła
Nie podpisał. Prezydent Andrzej Duda potrzymał wszystkich w niepewności, sugerując, że być może Polska odbije się z ostatniego miejsca w Europie pod względem dostępności antykoncepcji. Po czym nie podpisał.
„Wsłuchując się w szczególności w głos rodziców, nie mógł zaakceptować rozwiązań prawnych umożliwiających dostęp dzieci poniżej osiemnastego roku życia do produktów leczniczych do stosowania w antykoncepcji bez kontroli lekarza oraz z pominięciem roli i odpowiedzialności rodziców” – ogłosiła kancelaria prezydenta.
Pigułka „dzień po”. Jak obejść Dudę
Tabletki „dzień po” pozostaną więc w Polsce niemal niedostępne. Bo w przypadku, w którym największe znaczenie ma czas, wysyłanie pacjentek po receptę do ginekologa oznacza pozbawienie ich możliwości sięgnięcia po lek (w publicznych przychodniach wizyta to kilka miesięcy oczekiwania, w prywatnych zwykle trudno wyrobić się poniżej tygodnia). Nastolatki, które zgodnie z polskim ustawodawstwem mogą legalnie uprawiać seks, ofiary gwałtów randkowych, które wciąż muszą udowadniać w prokuraturze, że wystarczająco krzyczały – urodzą. A pan prezydent będzie mógł wpisać sobie do kajecika zasługi w niebie. A przynajmniej wysłużenie się instytucji, która to niebo, wedle deklaracji, ma reprezentować.
Ministra zdrowia Izabela Leszczyna zapowiada, że istnieje sposób na obejście tej góry. W życie ma wejść rozporządzenie, które pozwoli od 1 maja 2024 r. sprzedawać tabletki „dzień po” na recepty farmakologiczne. Wystawione nie przez lekarza, ale przez magistra farmacji w dowolnie wybranej aptece. Ministra dodaje, że żadna z nich nie będzie mogła zasłaniać się klauzulą sumienia, i zważywszy na falę rozliczeń klauzulowych ordynatorów szpitali, zapewne nie będzie to gołosłowie.
Antykoncepcja z paczkomatu
Przełamanie weta to dobry ruch. Bo burzący trwającą od lat zmowę, wedle której moralnie słusznie jest zwalczać aborcję (a z nią antykoncepcję). Chodzi wszak o tabletki tuż za polską granicą dostępne w drogeriach, przebadane i niezbędne. Ten ruch nie zmieni sytuacji młodych kobiet na wsiach albo w małych miastach, które do apteki po tabletkę musiałyby dotrzeć autobusem, uprzednio zostawiwszy z kimś powołane już na świat niemowlaki. Albo tłumaczyć się sąsiadce aptekarce bywającej na herbatkach u proboszcza, który następnie wyczyta z ambony.
Tym kobietom wciąż łatwiej będzie zamówić przesyłkę do pobliskiego paczkomatu. Bo w Polsce Anno Domini 2024 to ciągle najłatwiej dostępna antykoncepcja...