Ciałom wciąż mało
Mam brzuch i się go nie wstydzę? Modna ciałopozytywność to często tylko pułapka
JOANNA CIEŚLA: – Podobno swoje ciało powinno się lubić. To modny banał czy jest w tym jakiś naukowy sens?
DOMINIKA BYCZKOWSKA-OWCZAREK: – Ludzie zawsze mieli do ciała jakiś stosunek – było narzędziem pracy, narzędziem zbawienia albo drogą grzechu. Dziś ciała ludzi Zachodu z klasy średniej są oczywiście ich wizytówkami. I istnieje tak wiele możliwości zadbania o ciało – chirurgicznych, sportowych, dietetycznych, kosmetycznych – że łatwo ciało zmienić. Dlatego nie należy się na nie skarżyć. Jeśli ktoś narzeka na swoją wagę albo na zmarszczki, to najwyraźniej…
…wypadł z wyścigu.
No właśnie, poddał się marazmowi.
Można się uwolnić od tego obowiązku lubienia, od wpływu kultury na ciało?
Od wpływów kulturowych – nie, ale wobec ocen społecznych można się zdystansować. Nie jest to łatwe, ale istnieją społeczności, w których oceny innych dokonywane na podstawie wyglądu ciała nie są kluczowe. Natomiast nie uważam, że możliwe jest, aby wszystko, co związane z ciałem, było od wpływów kulturowych wolne. Przecież ciała są w wielkim stopniu kształtowane przez kulturę – czy bez plomb w zębach, okularów i operacji byłyby bardziej nasze? Czy funkcjonowałyby lepiej, realizowały role społeczne, które każdy z nas odgrywa? Raczej nie.
Kiedy socjologia zwróciła uwagę, że ciało ma znaczenie, że wpływa na role i procesy społeczne?
Po drugiej wojnie światowej zaczęli o tym pisać antropolodzy i filozofowie, np. Maurice Merleau-Ponty czy Norbert Elias, który pasjonował się tym, jak ludzie cywilizowali swoje ciała (Na marginesie chętnie przywoływał cytat z XVI-wiecznej książki dla chłopców: „Nie wypada witać się z kimś, kto właśnie oddaje mocz lub się wypróżnia”, co świadczyło o tym, że nie było to wtedy oczywiste).