Społeczeństwo

Przykry miś i Zakopane

Jan Hartman i miś w Zakopanem Jan Hartman i miś w Zakopanem Arch. pryw.
„Miś jest bardzo grzeczny dziś. Chętnie Państwu łapę poda. A, nie poda? A to szkoda”. Są bowiem na świecie misie dobre i niedobre. I mamy na to dowody.

Od czasu gdy aktorka Hanna Turnau zamieściła w sieci nieco żenujący w swej treści filmik, na którym przebrany za białego niedźwiedzia mężczyzna w średnim wieku domaga się zapłaty 20 zł za to, że znalazł się w kadrze jej kamery, wiele się wydarzyło. Oboje stali się znani milionom, a media rozpaliły się komentarzami, w których niefortunny pan miś występuje w roli bohatera zdecydowanie negatywnego.

Zgłaszają się też kolejne osoby relacjonujące nieprzyjemne interakcje z przykrym misiem. Jego butę i chciwość uznano za emblematyczne dla zakopiańskiej góralszczyzny, a wszystko to jeszcze wydarza się w dniach, gdy na ekrany wchodzi film „Biała odwaga”, zahaczający o bolesny problem tzw. Goralenvolku, czyli kolaboracji części Podhalan z niemieckim okupantem.

Miś: Ślązak, żaden góral

Wygląda to jak jakaś wizerunkowa katastrofa zrządzona przez czynniki nadprzyrodzone, lecz na szczęście nie będzie tak źle. Marcin Koszałka w swoim filmie obszedł się z góralami nie tak znowu surowo, a pan miś nie dość, że okazał się notorycznym adresatem mandatów za prowadzenie swojej niedźwiedziej działalności bez specjalnego pozwolenia, wymaganego w „parku kulturowym”, to w dodatku wcale nie jest góralem, lecz Ślązakiem. W wywiadzie, który można znaleźć w mediach społecznościowych, twierdzi ponadto, że jest osobą bezdomną oraz uzdrawiaczem. Daje to łącznie obraz kogoś, kto zdecydowanie reprezentuje samego siebie i swoje własne problemy życiowe i osobowościowe, nie zaś jakąkolwiek wspólnotę czy środowisko, a w szczególności górali.

Ba, okazuje się, że jest osoba bardziej jeszcze poszkodowana przez działalność przykrego pana misia niż Hanna Turnau i inni nagabywani turyści. Jest nim prawdziwy, uprawniony do wykonywania zawodu misia pan Marek Zawadzki, dla którego tamten jest nielegalną i psującą rynek, tudzież opinię konkurencją. Dziennikarzowi portalu NaTemat pan Zawadzki powiedział: „Wiem, że ten przebieraniec jest ze Śląska, to nie góral. Przyjechał na zarobek, szuka sensacji. Zrobił nam bardzo złą reklamę. Ja nie będę mściwy, bo jestem emerytem. Jest mi po prostu przykro”.

Czytaj też: Dla widzów nieznających tej historii to będzie wstrząs. Marcin Koszałka dla „Polityki”

Monciak, Długi Targ, Krupówki

To wszystko jest błahe i anegdotyczne, lecz w takich historyjkach czasami kryje się coś ważniejszego i głębszego. I tak jest również w tym przypadku. Zakopane jest zjawiskiem kulturowym o wielu wymiarach. Jednym z nich jest osobliwy i nieledwie kultowy szlak, którym każdego dnia wędrują tysiące przyjezdnych i gdzie najintensywniej żywioł góralsko-podhalański spotyka się i wchodzi w interakcje z żywiołem turystycznym, czyli, prawdę mówiąc, z całą resztą Polski.

To szlak prowadzący od góry, przez całe Krupówki, następnie przez targ pod Gubałówką i kończący się odcinkiem idącym od górnej stacji kolejki w kierunku jednego z jej szczytów, zwanego Butorowym Wierchem. Obok Monciaka w Sopocie, Długiego Targu w Gdańsku, Traktu Królewskiego w Warszawie i Drogi Królewskiej w Krakowie to najważniejszy „polski spacer” miejski.

Wszystko, co się tam dzieje i co stanowi o atmosferze miejsca – od kiczu po kulturę wysoką – ma wartość kulturową i znaczenie tożsamościowe. Krupówki są ważne, bo wszyscy je znają i pomimo panującego tam najczęściej tłoku oraz komercyjnej przaśności sentyment do tej emblematycznej ulicy Zakopanego odczuwa bodajże cały naród. A na pewno piszący te słowa. Sentyment zaś to ważna rzecz!

Czytaj też: Góralu, czy ci nie żal?

Jak miś się zbudzi, to nas zje

A miś? A miś jest od bardzo wielu lat nieodłącznym elementem tego zakopiańskiego „szlaku turystycznego”, przez taterników zwanego z przekąsem „granią Krupówek” (od baru do baru jak od szczytu do szczytu…). Jest w nim coś absurdalnego, bo w Tatrach, owszem, są misie, ale akurat nie białe, lecz brunatne. Tylko że białego lepiej widać i ładniej prezentuje się na zdjęciach. Poza tym można go zrobić z szeroko dostępnego w Tarach materiału, jakim jest błam z owczej skóry.

Wbrew pozorom biały miś ma w sobie coś z regionalnego autentyzmu. Dawniej zresztą te misie nie były wcale takie białe, lecz raczej szare, na dowód czego przedstawiam tu własny portret z misiem, zrobiony na Gubałówce równo 50 lat temu. Wówczas miś nie tylko pozował, lecz nawet miał własnego fotografa. Brał pieniądze (niemałe) oraz adres i wysyłał (niezawodnie) wywołane zdjęcia turyście do domu. Jakże było przyjemnie w dwa tygodnie po powrocie z wakacji otrzymać taką pamiątkę!

Sprawa z przykrym misiem jest trochę śmieszna, a trochę właśnie przykra. W sam raz, aby uświadomić zakopiańczykom świadczącym różnego rodzaju usługi dla turystów, że trzeba pilnować cienkiej granicy pomiędzy aktywnym i dobrze sformatowanym pod potrzeby klientów biznesem a naciąganiem ludzi. Górale to dobrzy biznesmeni, ale czasem ten i ów zagalopuje się poza ową granicę przyzwoitości, będącą też granicą zdrowo funkcjonującego rynku. Niech przykry miś będzie dla nas wszystkich przestrogą. Od tego są wszak misie, żeby uważać. Bo jak się taki zbudzi, to nas zje.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Ukraina przegrywa wojnę na trzech frontach, czwarty nadchodzi. Jak długo tak się jeszcze da

Sytuacja Ukrainy przed trzecią zimą wojny rysuje się znacznie gorzej niż przed pierwszą i drugą. Na porażki w obronie przed napierającą Rosją nakłada się brak zdecydowania Zachodu.

Marek Świerczyński, Polityka Insight
04.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną