Za grosz emerytury
Za grosz emerytury. Dosłownie na tyle Polacy mogą liczyć. Większość raczej egzystuje, niż żyje
Waloryzacja po nowemu, podwyżka tzw. emerytury minimalnej, emerytura stażowa, renta wdowia… Zaczęło się. W lutym 2024 r. nadszedł czas na spełnianie obietnic wyborczych wobec tych obywateli, którzy już nie pracują. Bagatela, wraz z rencistami – nieomal jedna trzecia narodu. System latami nadgryzany i łatany, wykoślawiany i lewarowany, raczej się komplikuje, niż rozjaśnia. A zapętlanie się w szczegółach i wyjątkach przesłania pytanie wcale niebanalne, wręcz fundamentalne: za co właściwie człowiekowi należy się finansowe zaopatrzenie na starość?
Grosz miesięcznie
Dziś emerytura przysługuje za pracę, choćby nawet za jeden dzień. Jednak ta ustawowo zagwarantowana tzw. minimalna dla 360 tys. osób jest nieosiągalną fikcją. Dostają z ZUS – czasem zupełnie dosłownie – parę groszy, a zdarzyło się w ubiegłym roku, że grosz miesięcznie. Jaka w tym logika?
Obowiązujący w Polsce od 1999 r. system emerytalny zakłada ścisły związek pomiędzy wysokością emerytury a kwotą wpłaconych składek. By otrzymać ustawowe minimum (w marcu ma wzrosnąć z 1588,44 zł do ponad 1700 zł), trzeba wylegitymować się stażem ubezpieczeniowym w przypadku kobiet minimum 20-letnim, u mężczyzn 25-letnim. No i skończyć 60 lub 65 lat.
Kto jest wystarczająco stary, lecz staż ma zerowy, może jednak również wbić się do systemu. O tym, jak się to robi, opowiada prof. Piotr Szukalski, demograf i gerontolog z UŁ, który w latach 2022–23 kierował badaniami „Nowi biedni emeryci” Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. – Odbywa się to tak: idzie pani do kogoś znajomego, kto prowadzi działalność gospodarczą, zawiera umowę na 100 zł, płaci składkę, staje się klientką ZUS, która – w biurokratycznej pragmatyce – pracowała, odkładała składki, więc uzyskuje prawo do trzynastki i czternastki.