Społeczeństwo

Znika ostatni taki punkt pomocy na Dworcu Wschodnim. A Ukraińcy cały czas uciekają przed wojną

Autobus z dziećmi z Morszyna Autobus z dziećmi z Morszyna Łukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl
Z Ukrainy przestała wyjeżdżać klasa średnia. Ludzie, którzy teraz wyjeżdżają, to najbiedniejsi mieszkańcy przyfrontowych rejonów i terenów okupowanych. Rozmowa z Agatą Malec z organizacji Rubikus i Kajetanem Wróblewskim z Fundacji Asymetryści, którzy pomagają w relokacji uchodźców w Europie.

Naszą rozmowę co chwila przerywają telefony, pytania i wątpliwości, które moi rozmówcy i inni wolontariusze omawiają na bieżąco: czy za bramą budynku fundacji przy ul. Łazienkowskiej w Warszawie zmieści się autokar z uchodźcami, jak będziemy podawać im zupę, czy przydadzą się parówki z paczek żywnościowych czy lepsze będą jednak kanapki, co zrobić z medycznym łóżkiem wypożyczonym od Caritasu, które cały czas stoi w punkcie na Dworcu Wschodnim, czy jest gdzieś jakiś wózek inwalidzki dla staruszki, która za chwilę przyjedzie?

***

MARTA MAZUŚ: Mijają właśnie dwa lata od wybuchu wojny w Ukrainie. Tymczasem ostatni punkt recepcyjny przyjmujący uchodźców uciekających przed wojną do różnych europejskich krajów został we wtorek zamknięty w Warszawie.
KAJETAN WRÓBLEWSKI: Bolesna prawda jest taka, że wszyscy już zapomnieli o jakichkolwiek uchodźcach z Ukrainy, a jeśli pamiętają, to tylko o tych, którzy są w Polsce. Tymczasem Ukraińcy cały czas uciekają przed wojną. Przejeżdżają przez Polskę, bo chcą się dostać do innych krajów w Europie albo krążą między nimi, bo np. muszą odebrać dokumenty z urzędów lub mają jakieś sprawy rodzinne, wracają do Ukrainy, potem znowu wyjeżdżają.

Od marca 2022 r. do 20 lutego 2024 wszyscy ci ludzie mogli uzyskać pomoc na Dworcu Wschodnim w Warszawie. Punkt został stworzony przez miasto, które udostępniało teren i płaciło rachunki za media i międzynarodową organizację humanitarną Norwegian Refugee Council. Uchodźcy najpierw przyjeżdżali pociągami, a potem autokarami ewakuacyjnymi. To byli ludzie zarówno z Ukrainy, jak i terenów okupowanych przez Rosję, a także ci, którzy zostali zmuszeni do wyjazdu do Rosji. Transporty organizowane przez międzynarodową organizację Rubikus, którą reprezentuje Agata, to często jedyna droga, jaką mogą ewakuować się do Europy.

AGATA MALEC: Obecnie działają dwa szlaki – dla uchodźców ze stref przyfrontowych, przez Lwów, i dla wyjeżdżających z okupacji, przez granicę białoruską. Wcześniej był jeszcze autobus, który jechał przez Łotwę. Teraz ten transport odbywa się już liniami komercyjnymi, bilety opłaca łotewski IOM. Tygodniowo do Warszawy trafiało od jednego do czterech autobusów z uchodźcami, latem ta liczba wzrastała do nawet pięciu–siedmiu. Do tego co dwa tygodnie medibus, czyli autokar z ludźmi chorymi, niepełnosprawnymi, rannymi. No i zdarzały się mniej regularne autobusy zaprzyjaźnionych fundacji, z Odessy i Zaporoża, i osoby trafiające do Warszawy przejazdami komercyjnymi, ok. 60 tygodniowo.

KW: A oprócz tego ludzie trafiali do punktu samodzielnie, przychodzili z miasta, bo dowiedzieli się, że coś takiego w Warszawie działa. My, jako wolontariusze współpracujący z NRC na Dworcu Wschodnim, tych ludzi rejestrowaliśmy, pytaliśmy o ich potrzeby, załatwialiśmy dalszą podróż, bilety lotnicze, pomagaliśmy w formalnościach urzędowych. W punkcie mogli dostać polską kartę SIM, coś do jedzenia, odpocząć, a potem udać się w dalszą drogę od razu lub za kilka dni, nocując w opłaconym przez fundację Habitat hostelu niedaleko dworca. Tylko w zeszłym roku przez ten punkt przewinęło się ponad 31 tys. relokowanych uchodźców.

Punkt zamknięty, a uchodźcy wciąż przyjeżdżają

Jak dowiedzieliście się o tym, że punkt zostanie zamknięty?
KW: Przez przypadek. Dwa tygodnie temu dostałem wiadomość od zaprzyjaźnionej osoby, która napisała mi, że NRC planuje zamknąć punkt na Wschodniej i zwalniają wszystkich pracowników. Tego samego dnia, kilka godzin później, przyszedł mail, w którym było oficjalnie zawiadomienie, że punkt przestaje działać.

AM: Byliśmy tym kompletnie zaskoczeni. Przede wszystkim dlatego, że mieliśmy już wtedy zarezerwowane miejsca w autobusach do końca miesiąca, a NRC miało te listy udostępnione. W tygodniu, kiedy przyszła informacja, przyjechały cztery autobusy, w tym medibus, czyli ok. 200 osób. W sumie między 1 a 21 lutego mieliśmy zgłoszonych do wyjazdu 1157 osób – 952 z Ukrainy, 205 z terenów okupowanych.

Z jakiego powodu punkt jest zamykany, skoro cały czas trafiają tu ludzie?
KW: NRC w różnych miejscach podaje różne przyczyny. W korespondencji z nami padał argument, że to dlatego, że zmienia się skala potrzeb i ich rolą jako organizacji międzynarodowej nie jest wyręczanie czy zastępowanie usług, które powinno świadczyć państwo. Ale już w kontaktach z urzędem wojewódzkim tłumaczyli, że to dlatego, że spada liczba przyjazdów i punkt nie jest już tak potrzebny.

Prawda jest taka, że Warszawa nie zapchała się w ciągu dwóch ostatnich lat uchodźcami tylko dzięki temu, że działał właśnie ten system relokacji. Bo proporcje w tej chwili są takie, że 95 proc. uchodźców chce jechać dalej, do innych europejskich krajów, nie chce wcale zostawać w Polsce.

AM: Ale np. w styczniu, kiedy według danych NRC rzekomo ruch w punkcie był już mniejszy, i tak mieliśmy momenty, że ludzi trzeba było kwaterować w pomieszczeniach biurowych zaprzyjaźnionej z nami fundacji „Oczami Nieba” przy ul. Łazienkowskiej, bo nie mieliby gdzie spać. A wszystko dlatego, że strajkowała akurat kolej niemiecka i nie było możliwości wysłać ludzi dalej pociągami.

Opiekę nad osobami z Ukrainy przyjeżdżającymi autobusami do Warszawy ma teraz – według informacji udzielonych przez NRC – przejąć urząd wojewódzki. Który twierdzi, że ma dla uchodźców 1450 miejsc tymczasowego zakwaterowania w całym województwie. Nie da się zorganizować takiej samej pomocy, jaką świadczyliście, ale w ramach innej instytucji?
KW: Urząd wojewódzki nie jest gotowy na przejęcie tych ludzi. Oni sami są zaskoczeni. Poza tym mają ręce związane ustawą o pomocy uchodźcom z Ukrainy.

Polski system pomocowy przewiduje jedynie opcję zatrzymania uchodźców tutaj. Jeżeli człowiek trafia na nocleg do takiego miejsca tymczasowego zakwaterowania, to musi mieć wyrobiony PESEL ze statusem ukraińskim. Dzięki temu ma prawo do bezpłatnego zakwaterowania i wyżywienia przez 120 dni. W zamian osoba lub instytucja, która ten nocleg i wyżywienie zapewnia, dostaje od państwa ekwiwalent równy 40 zł dziennie. Uchodźca ma też prawo do jednorazowej zapomogi w wysokości 300 zł. No i do 800 plus na dziecko.

Ale jeśli ma już wyrobiony PESEL w Polsce, to potem może mieć kłopoty z wjazdem do innego kraju, gdyby się na to zdecydował. Umówmy się, ta pomoc finansowa dla uchodźców w Polsce jest żadna. Nawet Węgry utrzymały dłużej darmowe przejazdy transportem publicznym. Nie dziwmy się więc, że Ukraińcy wybierają inne kraje na dłuższy pobyt, tam pomoc humanitarna jest po prostu większa.

Kolejny problem z systemową pomocą jest taki, że w Warszawie nie ma obecnie żadnych ośrodków, które miałyby wolne miejsca, aby przyjąć uchodźców w tranzycie. Nikt nie bierze pod uwagę, że ci ludzie, którzy przyjeżdżają z terenów okupowanych, muszą w Warszawie spędzić czasem dobrych kilka tygodni, żeby wyrobić sobie ukraińskie paszporty na dalszy wyjazd. Paszporty wewnętrzne już nie wystarczają do podróży po Europie. A oni czasem nie mają ze sobą nic oprócz np. prawa jazdy czy legitymacji studenckiej, bo wszystko im się spaliło, zaginęło lub zostało zabrane przez Rosjan. Nie mogą więc trafić do ośrodka poza Warszawą, bo tam nie ma ukraińskiego konsulatu. Kto będzie ich dowoził?

Nie mówiąc o zupełnie drastycznych przypadkach ludzi, którzy nie mają żadnych dokumentów. Taka osoba w Polsce nie ma w ogóle szansy na PESEL ze statusem ukraińskim, bo nie wiadomo, kiedy przyjechała. Takie osoby bezprizorne ratuje czasem Finlandia czy Dania, ale tam też trzeba się jakoś dostać. A zanim my ogarniemy jakieś miejsce dla nich, to nie ma po prostu gdzie tych ludzi trzymać, nie mówiąc o wyżywieniu. Dlatego taki punkt recepcyjny jest po prostu niezbędny.

Z Ukrainy przestała już wyjeżdżać klasa średnia

A może wy po prostu za dużo chcecie? Może wystarczyłoby poprawić system udzielania informacji i uchodźcy mogliby lepiej sami sobie radzić?
KW: Były pomysły, żeby rozwieszać na dworcu plakaty z numerem infolinii. Ale żeby zadzwonić na infolinię, to trzeba mieć z czego zadzwonić. A ci ludzie właśnie w punkcie recepcyjnym dostawali polską kartę SIM.

Poza tym wojewoda prowadzi jeden punkt informacyjny na Dworcu Zachodnim w Warszawie, zarządzany przez Kamiliańską Misję Pomocy. Ale tam poza uzyskaniem informacji, gdzie pojechać, żeby dostać jedzenie, albo gdzie jest jakiś urząd, uchodźcy nie dostają nic, nawet biletu komunikacji miejskiej. Jest miejsce dla matki z dzieckiem, gdzie można spędzić najwyżej dobę. I tak naprawdę ten punkt bardzo często kierował ludzi do nas.

AM: Z Ukrainy przestała już wyjeżdżać klasa średnia. Ludzie, którzy teraz wyjeżdżają, to najbiedniejsze osoby z przyfrontowych rejonów albo terenów okupowanych i oni naprawdę bardzo często nie mają za co nawet kupić biletu na pociąg. W ostatnich miesiącach cały czas wzrasta kategoria osób potrzebujących natychmiastowej pomocy, chorych, rannych, niepełnosprawnych.

Mieliśmy przypadki ludzi, którzy nie wiedzieli, jak wsiąść do samolotu, bo nigdy w życiu nie byli na lotnisku. Albo wsiadali w zły pociąg. Takie osoby muszą mieć pomoc w podróży, nie poradzą sobie z samą informacją, że mają pojechać tu czy tam.

To może chodzi o koszty – może wasza pomoc jest po prostu w praktyce zbyt droga?
KW: Podam prosty przykład. Nasz wynajmowany van, nazywany groszkiem, może naraz zabrać osiem osób. My te osoby wieziemy na lotnisko w Modlinie, skąd z biletem w cenie do 300 zł wylatują do innego kraju. Nas taki kurs kosztuje ok. 60 zł, a wynajem samochodu miesięcznie – 4800 zł. Te osoby nie mają wypłacanych jednorazowych 300 zł, nie jest za nich płacone 40 zł od osoby za pobyt w ośrodku, do tego 800 plus za cztery osoby, bo przeważnie we wszystkich grupach połowę stanowią dzieci. Każdy taki nasz kurs to dla państwa oszczędność ponad 15 tys. zł. A my kursujemy kilka razy dziennie.

AM: Pytanie, czy podatnicy wolą, żeby tym ludziom pomagać przez kilka dni, a potem umożliwić bezpieczny wyjazd, czy żeby oni tu siedzieli miesiąc i byli utrzymywani przez państwo tylko dlatego, że prawo jest tak skonstruowane. To ma szczególne znaczenie, jeśli chodzi o osoby, które wymagają umieszczenia w ośrodku opiekuńczym – utrudnianie im wyjazdu za granicę jest dla Polski wyjątkowo nieopłacalne.

Ostatni gest dobroci w świetle kamer

Jak planujecie radzić sobie teraz?
AM: Wieczorem przyjęliśmy ostatni autobus spod granicy białoruskiej. Pięć osób zostało na Łazienkowskiej w fundacji „Oczami Nieba”. To obecnie jedyna organizacja w Polsce, która jest gotowa przyjąć tych ludzi, nakarmić bez obowiązkowej rejestracji. Jest tu w sumie do dyspozycji 40 miejsc noclegowych.

Reszta osób po prostu dostała jedzenie w autokarze i pojechała dalej na Dworzec Wschodni, bo tam jest wygodne miejsce, żeby zaparkować. Potem samochodem Asymetrystów – groszkiem – byli rozwożeni do hostelu niedaleko dworca. W hostelu do dyspozycji jest 65 miejsc.

W środę żadnego przyjazdu nie było. W czwartek był autokar Rubikusa jadący przez Lwów, ale zatrzymany już w Przemyślu. Trzeba będzie jakoś stamtąd załatwiać ludziom bilety na pociągi, żeby przyjeżdżali do Warszawy, a niepełnosprawnych, którzy będą potrzebowali dostać się do stolicy, miejscowi wolontariusze będą musieli zawozić samochodami. Ale od przyszłego tygodnia czekają nas znów trzy autokary. Nie mówiąc o tym, że ze względu na dużą liczbę zgłoszeń musieliśmy otworzyć zapisy na dodatkowy autobus.

KW: Podczas ostatniego przyjazdu medibusa na Wschodnią dwie chore osoby zostały zabrane przez rodziny do prywatnych samochodów. Pojechały do Niemiec, jedna pojechała karetką do fundacji siostry Chmielewskiej. To był pierwszy raz, kiedy NRC pozwoliło nam użyć asystującej karetki do przewozu osób. Nigdy wcześniej nie mogliśmy tego robić, ale widocznie to był taki ostatni gest dobroci w świetle kamer. A co będzie przy kolejnym medibusie za dwa tygodnie? Nie wiem.

***

Dzień po zamknięciu punktu recepcyjnego na Dworcu Wschodnim w Warszawie Mazowiecki Urząd Wojewódzki wydał komunikat, że wojewoda Mariusz Frankowski podjął decyzję o utworzeniu obok punktu informacyjnego dla uchodźców z Ukrainy, analogicznego do tego na Dworcu Zachodnim.

***

Link do zbiórki: Wsparcie uchodźców z Ukrainy. W tym recepcja, zakwaterowanie, pomoc w sprawach bytowych i relokacja zagraniczna

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Rozmowa z filozofem, teologiem i byłym nauczycielem religii Cezarym Gawrysiem o tym, że jakość szkolnej katechezy właściwie nigdy nie obchodziła biskupów.

Jakub Halcewicz
03.09.2024
Reklama