Społeczeństwo

Smak energetyków znają dziś już przedszkolaki. Zakaz sprzedaży to za mało

Napoje energetyczne Napoje energetyczne Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.pl
W połowie stycznia w Oleśnicy grupa nastolatków brutalnie pobiła kasjerkę za to, że nie chciała im sprzedać popularnego „energetyka”. Mamy w Polsce tradycję picia różnych szkodliwych napojów wbrew zakazom i ostrzeżeniom. I równie długą tradycję ulegania producenckiemu lobby.

Z raportu Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), opracowanego na podstawie badań w 16 krajach, wynika, że to właśnie dzieci i nastolatki stanowią największą grupę spośród spożywających napoje z kofeiną i tauryną, czyli substancjami psychostymulującymi. Do ich picia przyznaje się prawie 70 proc. osób w wieku 10–18 lat. 60 proc. z nich wybiera tego typu napoje ze względu na smak, a ponad 30 proc. dla ich pobudzających właściwości. Według lekarzy żadna ilość związków zawartych w energetykach nie jest bezpieczna dla rozwijającego się organizmu: mają negatywny wpływ na gospodarkę wapniową, a więc na budowę kości, mogą zwiększać częstość skurczów serca, zaburzać pracę układu nerwowego, wreszcie wpływać na długość snu i jego jakość.

Energetyki za łatwo dostępne dla dzieci

Od dawna największy sprzeciw ekspertów budził jednak nie tyle sam skład (w końcu co do zasady to napoje dla dorosłych, a dorośli mogą na własną odpowiedzialność pić, co im się podoba), ile zdecydowanie zbyt łatwa dostępność. A przede wszystkim podejrzanie „wystrzałowa” oprawa wizualna, niekoniecznie mająca na celowniku dorosłych. – Młodzi szybko załapali tę specyficzną aurę tajemniczości: że niby to drinki dla dorosłych, a jednak można je dostać w automatach na ulicy, pod szkołą, bez kontroli, bez limitu. Kolorowe, krzykliwe opakowania i takie same reklamy tych specyfików budzą skojarzenia z czymś fajnym, atrakcyjnym i pożądanym. Tym bardziej teraz, gdy te napoje są zakazane, mogą jeszcze bardziej kusić – mówi Karolina Ziegart-Sadowska, biotechnolożka, psycholożka i psychoterapeutka pracująca z dziećmi i młodzieżą.

Kusić mogą tym bardziej, że – jak wskazują badacze – młodym ludziom łatwiej niż dorosłym się od energetyków uzależnić. Cytowane przez PAP badania z Korei Południowej, prowadzone wśród nastolatków powyżej 15. roku życia, potwierdzają, że osoby nadużywające tego typu napojów są bardziej impulsywne, a po ich odstawieniu skarżą się na znaczne pogorszenie nastroju, co w niektórych przypadkach może doprowadzić do epizodu depresyjnego. Problem w tym, że obowiązujący od początku stycznia w Polsce zakaz dotyczy tylko tych napojów, które zawierają więcej niż 150 mg kofeiny na litr. Nietrudno się domyślić, że za chwilę dosłownie zaleją nas produkty o odpowiednio zmniejszonej ilości i dzieciaki znów będą mogły kupować energetyki legalnie.

Poza tym nastolatki dobrze wiedzą, jak obejść inne zakazy, np. te dotyczące sprzedaży alkoholu czy popularnych e-papierosów. – Wystarczy zaczepić osiedlowego „menela” i zaproponować mu za to kasę. Zawsze się zgadza. Przed imprezą zrzucamy się na takie zakupy w kilka osób, więc koszt dla takiego pana nam się rozkłada – tłumaczy mi 16-letni Staś. Kiedy pytam go o energetyki i czy tak samo planuje z kolegami wykorzystywać do ich zakupu dorosłych, Staś się śmieje: – No bez przesady, po samego energetyka to byłby obciach, no chyba że w pakiecie z czymś jeszcze. Ale raczej ktoś poprosi starszego brata albo siostrę, oni też to piją. W sumie to mógłbym może nawet zapytać rodziców, są dość wyluzowani.

Najpierw energetyk, potem alkohol i papierosy

Niewykluczone, że regularne picie energetyków ułatwia sięganie po silniej działające substancje. Tak przynajmniej sugeruje jedno z badań naukowców z uniwersytetu w Lozannie. Twierdzą oni, że u 14-latków pijących energetyki regularnie znacznie wzrasta prawdopodobieństwo sięgnięcia już dwa lata później po używki takie jak marihuana, alkohol czy papierosy. Nie ma pewności, dlaczego tak się dzieje. Niekoniecznie musi to być efekt przyzwyczajenia mózgu do stymulacji kofeinowo-taurynowym koktajlem. – Wiadomo, że nastolatki mają rozwojową tendencję do ryzykownych zachowań, eksplorowania, badania granic, szukania nowych doznań. Od tego, czy i jak silną udało nam się zbudować z dzieckiem relację, będzie zależało, czy jesteśmy w stanie jakkolwiek wpłynąć na jego postawę. Zwłaszcza w obliczu nacisku rówieśników – mówi Karolina Ziegart-Sadowska.

Jej zdaniem ustawowy zakaz nawet w obecnym kształcie ma mimo wszystko więcej plusów niż minusów. Ważne, że jest o energetykach głośno, i to na tyle, że być może wcześniej nieświadomi zagrożeń rodzice przystopują z kupowaniem tego typu napojów i spożywaniem ich w domu w towarzystwie dzieci. Smak energetyków znają już, o zgrozo, nawet przedszkolaki, bo jak wynika z raportu EFSA, sięga po nie aż 18 proc. dzieci w wieku od trzech do dziesięciu lat. Nietrudno się domyślić, skąd mają do nich dostęp. – Niewątpliwie to prawo jest wybrakowane na wielu poziomach: żeby naprawdę skutecznie zniechęcić młodych ludzi do szkodliwych produktów, należałoby zmienić sposób ich reklamowania, a przede wszystkim „obrzydzić” im ich smak, zmienić opakowania – wyjaśnia psycholożka.

Reklama dźwignią handlu, a energetyki sprzedają się wyśmienicie: wartość rynku szacuje się na 3 mld zł. – Kto więc zdecyduje się na aż taką ingerencję w wolny rynek i marketingowe zakusy producentów? – zastanawia się dr Maciej Domański z Wydziału Prawa i Administracji UW, ekspert z zakresu prawa rodzinnego. Niewykluczone, że podobnie jak w przypadku marketingowych chwytów co do alkoholu, tak i w przypadku energetyków szybko pojawiłyby się wymyślne nadużycia. – Być może w przypadku energetyków miałby sens dodatkowy zakaz reklamowania ich przed godz. 23, jednak forma przekazu też musiałaby być zupełnie inna. Reklamy piwa wciąż pokazują atrakcyjny styl życia, radość, zabawę jako kontekst do picia i wiadomo, jakie to ma skutki – dodaje Domański.

Jeśli chodzi o dzieci i nastolatki, to one akurat czerpią wiedzę o produktach nie z reklam w telewizji, a z internetu. I tu, jak się okazuje, jest pole do popisu: – Moja 13-letnia córka uprawia jazdę konną i obserwuje liczne konta „jeździeckich influencerów” – opowiada Domański. – Sama szybko zauważyła, że jeden z nich ciągle pozuje z napojem energetycznym w ręce. Na dodatek podkreśla, że ów drink pomaga mu odzyskać siły po wyczerpującym treningu! Czy to nieetyczne? Bardzo. Czy jest zabronione? A skąd.

Polska jednym z pierwszych krajów z zakazem

Pierwotna wersja ustawy zaproponowanej przez Republikanów („dostawka” do Zjednoczonej Prawicy, która zapewniała PiS większość w Sejmie) w osobie Kamila Bortniczuka, byłego ministra sportu i turystyki, była znacznie bardziej radykalna: projekt zakładał zakaz reklamowania energetyków w radiu i telewizji między 6 a 20, zabraniała wykorzystywania wizerunku dzieci oraz łączenia energetyków z aktywnym stylem życia, sukcesami, np. sportowymi, atrakcyjnym wyglądem. Miały zniknąć hasła kojarzące się z energią, siłą, radością. Nie jest tajemnicą, że to na skutek nacisków producentów autorzy projektu zdecydowali się poluzować zapisy.

O reklamie więc ani słowa. Krytycy ustawy wskazują dodatkowo, że przy jej powstaniu nie pracowały wspólnie resorty zdrowia i sportu. Może dlatego nie wzięto pod uwagę, że producenci napojów energetycznych mogą kofeinę i taurynę zastąpić innymi substancjami. Ani tego, że na rynku od dawna są dostępne napoje z wysoką zawartością wyłącznie naturalnej kofeiny – dlaczego one nie podpadają pod nowy przepis?

Znamienne, że akurat Polska jest jednym z pierwszych krajów na świecie, który wprowadził tego typu zakaz. – Przecież sam zakaz sprzedaży niewiele daje, jeśli istnieje społeczne przyzwolenie na spożywanie szkodliwych substancji, jak to się dzieje w przypadku alkoholu – mówi dr Maciej Domański. Równie niekonsekwentny zakaz sprzedaży energetyków, któremu nie towarzyszy ani zakaz reklamy, ani inne działania prozdrowotne, długofalowo nie ma raczej szans powodzenia – uważają krytycy nowych przepisów. Jak widać, pierwsze efekty są, i to niestety dalekie od zamierzonych. Jak w Oleśnicy.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną