Komu sprzyja wiatr
Górnicy na wiatraki? Z węglem trzeba się rozstać. „Koledzy z kopalni mówili: głupi jesteś”
W Finlandii lasy z wysokości wieży elektrowni wiatrowej wyglądają jak trawniczek. Gdy jest mgła, można odnieść wrażenie, że jest się między chmurami albo ponad nimi. Wielka zmiana, bo Marcin Potempa, rocznik 1976, wcześniej pracował tysiąc metrów pod ziemią – na oddziale wydobywczym Kopalni Borynia Jastrzębskiej Spółki Węglowej – teraz 160 m nad. Nie powie, że w kopalni nie ma romantyzmu, superwrażeń, choć innego rodzaju. Najpierw fascynowały go te setki kilometrów podziemnych korytarzy, potężne maszyny. Ale z czasem monotonia tego systemu pracy zaczęła nużyć. Potrzebował odmiany. Skorzystał z tego, że dwa lata temu pojawił się program przekwalifikowania górników na techników i serwisantów turbin wiatrowych. Inicjowany przez firmy z branży wiatrowej, które potrzebują kadr, wspierany przez Spółkę Restrukturyzacji Kopalń. Dla uczestników darmowy.
Koledzy mówili: głupi jesteś
Przejście od czarnego węgla do zielonej energii, o dziwo, nie wymaga lat edukacji. Wystarczą miesięczne kursy. Podczas tych szkoleń uczy się nie zawodu, ale ogólnych zasad bezpieczeństwa, których trzeba przestrzegać w nowej pracy. Wiedzę i umiejętności, jak montować wieże wiatrowe, jak je serwisować, adepci kursów zdobywają już u pracodawcy, od bardziej doświadczonych kolegów. W grę wchodzą spektakularne operacje. Na przykład ważącą 700 ton turbinę trzeba wciągnąć dźwigiem na wysokość 100 m, osadzić i przykręcić. – To branża dla ludzi trochę szalonych, a zarazem odpowiedzialnych – opowiada Potempa. – Tu śrubokręt nie może wypaść z kieszeni, bo spadając z tej wysokości, mógłby zabić człowieka.
Marcin Potempa spośród górniczej siódemki, która trafiła na pierwszy kurs (za pieniądze z UE, wart 30 tys. zł) miał za sobą najdłuższy staż – 15 lat pracy pod ziemią.