Szok po szoku
Szokująca śmierć u dentysty. Co się zdarzyło w gabinecie? Dlaczego śledztwo się wlecze?
Ogólnie zdrowy i nieskarżący się na żadne dolegliwości Dzianis Harbatsevich poszedł 13 września zakończyć kanałowe leczenie zęba. Wychodząc z domu, pożegnał się kolejno z siedmiomiesięczną córką Miją, a później z 31-letnią żoną Oksaną. Żartował, że pożycza jej hulajnogę elektryczną, czyli zostawia ją bez samochodu. Był to lekko uszczypliwy żart podkreślający, że żona ciągle nie zrobiła prawa jazdy. Lubił żartować.
Wizyta umówiona była na godz. 12 w przychodni stomatologicznej Lux Med na ulicy Nowogrodzkiej 45. Tam też znaleziono hulajnogę. Dzianisa, a właściwie jego ciało, odnaleziono po godz. 16 w szpitalu na Lindleya 4. Dziurę pomiędzy godz. 12 a 16 próbuje wypełnić policja i prokuratura, która dopiero po zawiadomieniu rodziny wszczęła śledztwo. Jak dotychczas bez spektakularnych efektów. Po trzeciej próbie udało się wreszcie skutecznie doręczyć świadkom wezwania na przesłuchanie. Ale ciągle ich jeszcze nie przesłuchano. – System wymiaru sprawiedliwości jest na granicy wydolności. Śmierć pana Dzianisa nie ma w sobie niczego z medialnej zbrodni, więc nie jest priorytetowa. Takie postępowania ciągną się miesiącami. Na samą opinię biegłego trzeba będzie czekać co najmniej pół roku. Sprawiedliwość w takim wydaniu staje się bardzo gorzka – mówi adwokat Robert Ofiara, który reprezentuje rodzinę zmarłego.
Ślady
Pozostają więc okruszki, z których rodzina zaczęła sama rekonstruować zdarzenia. Aleksiej, brat zmarłego, ma wszystko poukładane w segregatorze. Wziął pierwszy lepszy, nie zwrócił pewnie uwagi, że taki z angielskim napisem „Enjoy” (ciesz się).
Wyciąga z niego kolejne kartki, jakieś kserokopie, własne notatki – ale takie z datami, a nawet godzinami. Na jednych pismo jest składne, niemal urzędowe.