Społeczeństwo

Czarnek na odchodne poniża ludzi nauki. „Pedagogika Katolicka” za 200 pkt

Przymysław Czarnek podczas lubelskiego wieczoru wyborczego Przymysław Czarnek podczas lubelskiego wieczoru wyborczego Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl
Wiadomo, że wykaz czasopism punktowanych zostanie naprawiony, a cała lista będzie musiała zostać gruntownie zrewidowana, ale czemu się nie zabawić na koniec? Zresztą zanim punkty zostaną odebrane przez odpowiednie komisje, w ramach praworządnych procedur, minie trochę czasu. Może nawet więcej niż rok.

Kolejny raz przychodzi nam odnotować hucpiarskie decyzje min. Przemysława Czarnka przyznające wysokie kwoty punktów za publikacje w różnego rodzaju katolickich i związanych z Kościołem pismach lub pisemkach, dopisywanych przez niego całkowicie arbitralnie do tzw. listy czasopism punktowanych.

To lista, na podstawie której dokonuje się ewaluacji dorobku naukowego zarówno poszczególnych pracowników jednostek naukowych, jak i samych tych jednostek. Zgromadzone przez daną osobę bądź wydział albo instytut punkty przekładają się na indywidualne kariery oraz kwoty ministerialnych dofinansowań. Oczywiście czasopismo, które jest wysoko punktowane, tzn. takie, które przynosi autorowi 70, 100, a tym bardziej 150 czy 200 pkt za opublikowany w nim artykuł, również ma się o wiele lepiej od takiego, które może zapewnić punktów 20 albo 40. Tzw. czasopismo wysoko punktowane zupełnie inaczej jest traktowane przez autorów, a przede wszystkim przez wydawców i sponsorów.

Poniżanie ludzi nauki trwa

Czarnek dołożył wszelkich starań, aby ta lista, od której powinien trzymać się z daleka, podpisując to, co rekomendują mu odpowiednie ciała eksperckie, była dowodem jego ostentacyjnego sobiepaństwa i pogardy dla środowiska naukowego. Jednakże paradoksalnie poniżanie ludzi nauki poprzez przyznawanie rozmaitym egzotycznym tytułom dewocyjnym punktów równych „Nature” i „Science” jest też kpiną z Kościoła. Stawia bowiem wydawców pism wyznaniowych w roli klientów, łaszczących się na nienależne im dotacje i ośmieszających się przez światem nauki rzekomą kongenialnością z periodykami klasy światowej. Ta błazenada jest doprawdy bardzo kosztowana – i dla Czarnka, o którym powiedzieć, że jest całkowicie skompromitowany w świecie akademickim i w środowisku nauczycielskim, to nic nie powiedzieć, i dla wydrwigroszy sięgających po prestiż i pieniądze przeznaczone dla poważnych naukowców.

Spośród bardzo wielu przykładów bezczelnych nadużyć wspomnę jedynie o niedawnym ekscesie polegającym na przyznaniu maksymalnej możliwej liczby punktów, czyli 200, wydawanemu w Tarnowie pismu teologicznemu „The Person and the Challenges. The Journal of Theology, Education, Canon Law and Social Studies Inspired by Pope John Paul II”. Dziś, na odchodne, Czarnek zachował się jak plądrujący maruder. Los marudera niepewny, więc na złość całemu światu tu sobie rzuci granat, tam coś rozwali, ówdzie wannę zapaskudzi albo i do psa sobie strzeli. Podobnie też Czarnek – jeszcze sobie parę pisemek dopisał do listy, bo kto mu zabroni? Wiadomo, że to zostanie naprawione, bo cała lista będzie musiała zostać gruntownie zrewidowana, ale czemu się nie zabawić na koniec? Zresztą zanim punkty zostaną odebrane przez odpowiednie komisje, w ramach praworządnych procedur, minie trochę czasu. Może nawet więcej niż rok. A w tym czasie „chłopcy zarobią”, a co zarobią, tego im już żadna siła nie odbierze.

„Pedagogika Katolicka” za 200 pkt

Od dziś najlepsze polskie czasopisma filozoficzne będą się mogły poszczycić równym statusem z „Zeszytami Naukowymi Międzynarodowej Akademii Nauk Stosowanych” w Łomży (40 pkt) oraz „Przeglądem mleczarskim” (40 pkt). Trudno będzie jednak dorównać „Zapiskom Kujawsko-Dobrzyńskim” (70 pkt). Gdyby jednak zacnym profesorom filozofii miało się zakręcić w głowach od tego mlecznego prestiżu, na otrzeźwienie p. Czarnek dał im lekcję i pokazał, gdzie ich miejsce. Oto niedawno obdarowany setką punktów półrocznik „Pedagogika Katolicka” został właśnie awansowany do rangi światowej gwiazdy czasopiśmiennictwa naukowego i otrzymał punktów 200. Wizyta na stronie internetowej tego polsko-słowackiego niszowego wydawnictwa wywołuje wrażenie głębokiego prowincjonalizmu i amatorszczyzny. Aż trudno się gniewać, gdy widzi się taką naiwność i nieporadność. Warto zacytować fragment komunikatu dla autorów:

„Termin nadsyłania materiałów:

– do pierwszego numeru w danym roku – do 20 czerwca lub po wpłynięciu 21 tekstów
– do drugiego numeru w danym roku – do 20 grudnia lub po wpłynięciu 21 tekstów

Jeśli liczba wymaganych tekstów/artykułów (21 art.) wpłynie do Redakcji przed wyznaczonym terminem, wówczas dany numer czasopisma jest drukowany bez względu na termin przesyłania artykułów zamieszczony tutaj. Koszt opublikowania artykułu od nr 2/2023 wynosi 750 zł. *recenzenci, korekta, druk, koszty, administracyjne, skład itp.)”.

Niedwuznacznie wynika z tego, że teksty, które „wpłynęły”, rzadko wypadają z założonej puli 21 tekstów przeznaczonych na numer. Recenzje zapewne nieczęsto są negatywne, a jak już uzbiera się dość tekstów, to numer się publikuje. Za 750 zł od łebka. Gdyby to redaktorów tego zacnego „dwustupuntowca” interesowało, to spieszę wyjaśnić, że w poważnym czasopiśmie (zwłaszcza takim za 200 pkt) publikowanych jest nie więcej niż 10 proc. nadsyłanych tekstów, a ponadto normą jest poprawianie tekstów przez autora (nawet kilkukrotne) – skutkiem uwag recenzentów. Cały ten ping-pong trwa nawet kilkanaście miesięcy.

System służy propagowaniu katolicyzmu

Oczywiście, piszę to żartem. „Pedagogika katolicka” nie jest żadnym periodykiem naukowym i nie musi z niczym się porównywać. Nikt też nie będzie porównywać się z nim ani z nim rywalizować. W świecie naukowym nie ma żadnych „kolorytów wyznaniowych”. Nie ma fizyki żydowskiej, geografii buddyjskiej ani pedagogiki katolickiej. Można za to całkiem naukowo badać wkład Żydów do fizyki, pisma dawnych hinduskich geografów oraz, dajmy na to, przemoc w katolickich ośrodkach wychowawczych. Owszem, wyrażenie „pedagogika katolicka” może nie odnosić się do żadnej teorii naukowej, lecz systemu ideologiczno-wychowawczego przyjętego w kościelnych szkołach i innych placówkach prowadzonych przez Kościół.

System ten służy propagowaniu katolicyzmu i formowaniu młodych katolików – tak, aby byli jak najlepszymi i najbardziej wiernymi katolikami. I owszem, system ten oraz jego ideologię się bada. I badania takie się publikuje. Tyle że zarówno badacze, jak i publikujące takie prace wydawnictwa muszą stać jak najdalej od Kościoła, aby nie było wątpliwości, że nie dochodzi do konfliktu interesów, polegającego na tym, że autorowi bądź wydawcy związanemu z Kościołem jakoś zręczniej i łatwiej jest publikować teksty chwalące katolicki system wychowawczy niż go krytykujące. Swoją drogą zabawne jest, że redakcja „Pedagogiki katolickiej” tyle pisze w swych instrukcjach do autorów o unikaniu konfliktu interesów, a jakoś nic nie wspomina o tym, że gdy ktoś jest katolikiem, a zwłaszcza księdzem, to jest mu nieco trudno bezstronnie i krytycznie odnosić się do „pedagogiki katolickiej”.

To już zapewne ostatnie błazeństwo Czarnka. Zdewastowana lista czasopism punktowanych również nie pożyje już długo. Za kilka lat po rządach Czarnka w nauce i edukacji pozostanie już tylko mgliste wspomnienie. Wspomnienie, którego nikt nie będzie chciał przywoływać. Dłużej klasztora, niźli przeora!

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Ukraina przegrywa wojnę na trzech frontach, czwarty nadchodzi. Jak długo tak się jeszcze da

Sytuacja Ukrainy przed trzecią zimą wojny rysuje się znacznie gorzej niż przed pierwszą i drugą. Na porażki w obronie przed napierającą Rosją nakłada się brak zdecydowania Zachodu.

Marek Świerczyński, Polityka Insight
04.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną