To już ósmy dzień poszukiwań Grzegorza Borysa, 44-letniego starszego marynarza z Gdyni, podejrzanego o zamordowanie ze szczególnym okrucieństwem sześcioletniego syna. Zmobilizowano ogromne siły. Jak informuje komisarz Karina Kamińska, rzeczniczka prasowa KWP w Gdańsku, dowódca akcji poszukiwawczej ma w dyspozycji koło tysiąca funkcjonariuszy. Nie tylko policjantów, ale i blisko 200 żandarmów wojskowych, strażników leśnych, a kiedy potrzeba wsparcia, to także funkcjonariuszy straży granicznej.
Mieszkańcy Wielkiego Kacka, Karwin, Witomina, Wiczlina, Chwarzna – dzielnic Gdyni, które sąsiadują z tą częścią lasów Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, gdzie trwa obława – wciąż obserwują liczne radiowozy przemieszczające się na sygnale, parkujące przy drogach dojazdowych do obwodnicy Trójmiasta. Od 24 października (piąty dzień poszukiwań) dzień w dzień docierają do nich alerty Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, początkowo żeby nie wchodzili do lasu między Karwinami a Chwarznem, a później – żeby w ogóle nie wchodzili do lasu TPK. Zdarza się, że do snu kołysze ich warkot helikopterów. Bywają też świadkami spektakularnych działań. Oto w piąty dzień obławy nad owym lasem wczesnym popołudniem mogli zaobserwować w akcji dwa helikoptery – jeden zawisł wysoko, prawie nieruchomy, a drugi nisko nad drzewami zataczał pętlę za pętlą.
Kiedy po raz kolejny w stronę obwodnicy sunie na sygnale policyjna kawalkada, pojawia się myśl: może Grzegorz Borys został zatrzymany? Nie. Znowu nie. Skąd właściwie przekonanie, że wciąż tkwi w tym lesie? Że żyje?
Wszyscy go widzieli, nikt nie złapał
Magdalena Sroka, była policjantka, a dziś gdańska posłanka elektka (Trzecia Droga), przyznaje, że początkowo zakładała, iż poszukiwany po swej strasznej zbrodni raczej popełnił samobójstwo. Jednak pojawiły się informacje o tajemniczej postaci, która zniknęła poszukującym z pola widzenia. Zatem posłanka wierzy, że policja dysponuje wiedzą, która każe koncentrować poszukiwania w tym, a nie innym miejscu.
– Na pewno nie można odmówić zaangażowania policji – stwierdza Janusz Kaczmarek, były minister spraw wewnętrznych, mieszkaniec jednej z dzielnic, które na co dzień obserwują obławę. – Ale czytając wypowiedzi funkcjonariuszy policji, zawsze z zastrzeżeniem, że to anonimowo, można odnieść wrażenie jakiejś bezradności. Anonimowy policjant mówi: widzieliśmy go z helikoptera, ale nagle zniknął nam z kamery. A inny: zauważyliśmy zakapturzoną postać i nagle jakby zapadła się pod ziemię. Kolejny: widzieliśmy, ale to mógł być kłusownik, który nam jednak znikł. Słowem: wszyscy widzieli, ale nikt nie złapał. W moim przekonaniu brak sukcesu rodzi wypowiedzi, które w założeniu mają uspokajać, że jesteśmy już blisko, ale tworzą wrażenie pewnego chaosu i nieporadności.
Dzień wcześniej PAP rzuciła opinii publicznej na żer nieoficjalną informację od „oficera policji zaangażowanego w poszukiwania” o dwóch jakoby poważnych sygnałach, że Borys nadal ukrywa się w gdyńskim lesie. Następnego dnia Wirtualna Polska doniosła triumfalnie: „Mamy zdjęcie kryjówki. Wszystko widać, tutaj mógł ukrywać się Borys. (…) To ziemianka w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym, z prowizorycznym dachem i gumową wykładziną do spania. W siódmym dniu poszukiwań policjanci są coraz bliżej schwytania 44-letniego mężczyzny. (…) Wirtualna Polska potwierdziła autentyczność zdjęcia w źródłach znających śledztwo”. Warto zwrócić uwagę na słowo „mógł”. Czy rzeczywiście się ukrywał, nie wiadomo.
Komisarz Kamińska, rzeczniczka KWP, nie potwierdza tych doniesień uczestniczących w obławie policyjnych Gallów Anonimów. Argument standardowy: żeby nie zaszkodzić sprawie. Im mniej informacji, tym lepiej. Zapewnia, że czynności, które wykonują policjanci, nie są przypadkowe, bazują na pewnych ustaleniach, o których też nie może informować, bo są objęte tajemnicą. Policja odsyła do prokuratury, a prokuratura do policji.
Gdzie jest Grzegorz Borys?
Zatem zamiast efektów są strzępy nie tyle faktów, ile domniemań, pod którymi nikt się nie chce podpisać. – Inna polityka informacyjna mogłaby wręcz podnieść autorytet policji – uważa Janusz Kaczmarek. – Pokazałaby, że wprawdzie nie zdołaliśmy go złapać, ale zrobiliśmy to, to i to… Może takie podejście zachęcałoby nawet do trzymania kciuków za policję, a dzisiaj zaczyna się wyśmiewanie. Przy braku rzeczowej informacji wszyscy się lansują. Rutkowski już jest.
Dyżurny detektyw celebryta obwieścił, że jego biuro podejmuje „operację specjalną”. Za wskazanie zbiega, żywego lub martwego, oferuje nagrodę w wysokości 50 tys. zł. „Jeśli poszukiwania będą dalej nieskuteczne, to już od soboty swoje wsparcie deklaruje znany jasnowidz. Ma on dotrzeć do Gdyni i wesprzeć Rutkowski Patrol” – to wpis Maksyma z Gdyni na portalu Trójmiasto.pl, ozdobiony fotką Krzysztofa Jackowskiego z Człuchowa. Ktoś inny dopytuje: „czy wróżbita Maciej też się zapowiedział?”.
Zapewne opinia publiczna chciałaby wiedzieć, dlaczego doszło do tak okrutnego zabójstwa dziecka. Może nawet chciałaby to wiedzieć nie tyle, żeby zaspokoić prostą ciekawość, ale żeby zrozumieć, uporać się wewnętrznie z czymś, co przechodzi wyobrażenie większości z ludzi, co w szczególny sposób narusza moralny ład. Tu akurat postawa śledczych – blokada informacyjna – jest zrozumiała. Motywy zbrodni mogą być zakorzenione głęboko w sferze prywatnej czy to podejrzanego, czy to jego rodziny. Upublicznienie ich mogłoby dodatkowo skrzywdzić tych, których dotknęła ta tragedia. Ale pytania o to, czy poszukiwany nauczył się w wojsku albo poza nim czegoś, co czyni go trudnym przeciwnikiem dla tak licznej ekipy tropicieli, wydają się zupełnie na miejscu. One w żaden sposób nie mogą zaszkodzić akcji. Jeśli już, to wizerunkowi policji. Że tyle dni tak liczne siły wodzi za nos jakiś domorosły Rambo. Strach pomyśleć, co by było, gdyby w tym lesie zaszył się zawodowy komandos.
Im głębiej w las
Gwoli sprawiedliwości trzeba zauważyć, że pogoda przez ten tydzień częściej sprzyjała zbiegowi niż obławie. Sporo wiatru, deszczu, mgły. Że nazwa Trójmiejski Park Krajobrazowy może mylić, to już chyba wszyscy wiedzą. To las, nierzadko trudny teren – polodowcowe wzgórza i doliny, wykroty, bagniste oczka wodne, strumienie, polany, ale i gęstwiny. Do tego pozostałości II wojny światowej (okopy, bunkry). A z drugiej strony fragmenty licznie uczęszczane przez mieszkańców – ścieżki spacerowe, szlaki rowerowe. Miejsce zarówno dla amatorów spacerów, jak i surwiwalu czy tzw. bushcraftu (przebywania w dziczy).
– No dobrze, ale jako mieszkańcy Gdyni trochę znamy te lasy – replikuje Janusz Kaczmarek. – Jeśli czytam, że tam jest mnóstwo kryjówek jeszcze z okresu okupacji, mnóstwo lejów, schronów, no to właśnie od takich miejsc zaczyna się penetrację, sprawdza się je i eliminuje.
Zapewne te miejsca są dobrze znane zarówno strażnikom leśnym, którzy są włączeni do akcji, jak i surwiwalowcom. Blisko tysiąc ludzi do dyspozycji dowódcy akcji poszukiwawczej to niemało, nawet jak na ten las. Jeśli Grzegorz Borys w nim jest. Jeśli wielka aktywność poszukiwawcza, którą widać gołym okiem, plus niechęć do informowania opinii publicznej nie są przykrywką albo kamuflażem dla braku pomysłu, gdzie go szukać.
Nie jest prawdą, że – jak donoszą niektóre media – mieszkańcy osiedla, gdzie doszło do zbrodni, pozamykali się w domach na cztery spusty i drżą jak osiki. Żyją normalnym rytmem. Owszem, są poruszeni zbrodnią. Jedni zareagowali żalem, inni gniewem. A generalnie są zaniepokojeni tym, że podejrzany mógłby uniknąć wymiaru sprawiedliwości.