Ukrainiec zakatowany w izbie wytrzeźwień. Wstrząsające nagranie policyjnych tortur
Sprawę we wrześniu 2021 r. opisał na łamach „Gazety Wyborczej” Jacek Harłukowicz. Ujawnił, jak śmierć młodego chłopaka usiłowano rozmyć. Rodzinie Dmytry Nikiforenki przekazano informację, że zmarł w Polsce na serce w trakcie interwencji policyjnej, a doszło do niej, bo był pod wpływem narkotyków. Do Ukrainy przekazano już zabalsamowane ciało, tak by od razu odbył się pogrzeb – bez kolejnej sekcji zwłok.
Szokujące zdarzenia, jakie rozegrały się 31 lipca we Wrocławiu, Harłukowicz opisał 2 września. Przez ten czas żaden z policjantów, który uczestniczył w katowaniu młodego Ukraińca, nie został zawieszony, nie było żadnego postępowania wyjaśniającego. Dopiero upublicznienie tej wstrząsającej historii spowodowało reakcję przełożonych funkcjonariuszy, którzy katowali 26-latka. Ruszają zawieszenia, wewnętrzne postępowania, są wydalenia ze służby. Cywilni pracownicy izby wytrzeźwień, którzy uczestniczyli w katowaniu Dmytry lub byli świadkami, ale nie zareagowali, odchodzą z pracy sami. Śledztwo, również dziennikarskie, ujawnia, że wszyscy ustalali ze sobą wersję wydarzeń.
Szokujące zdarzenie w izbie wytrzeźwień
Akt oskarżenia w tej szokującej sprawie trafił do wrocławskiego sądu w marcu 2023 r. Trzech policjantów i dwóch pracowników izby wytrzeźwień prokuratura oskarżyła o znęcanie się nad Nikiforenką i pobicie go ze skutkiem śmiertelnym. Czwarty funkcjonariusz usłyszał zarzut nieudzielenia pomocy. Obecną wtedy w izbie lekarkę prokuratura oskarżyła o nieumyślne spowodowanie śmierci – kobieta nie zapobiegła przemocy.
Kolejne oskarżone osoby to dwie pracownice izby wytrzeźwień – miały uczestniczyć w zacieraniu śladów. Jedna z nich, która w nocy 31 lipca 2021 r. pełniła dyżur, miała po śmierci Nikiforenki nie tylko namawiać sanitariuszy pogotowia do sfałszowania dokumentacji, ale też do przyjęcia zwłok chłopaka do ambulansu i stwierdzenia zgonu już w szpitalnym oddziale ratunkowym. Policjantom i pracownikom izby oskarżonym o śmiertelne pobicie grozi do dziesięciu lat więzienia. Pozostałym – do pięciu lat. Nikt nie przyznaje się do winy.
Proces, który trwa obecnie we wrocławskim sądzie, może mieć zupełnie inny przebieg po ujawnieniu w środę 4 października 2023 r. przez portal Onet i Jacka Harłukowicza nagrań z monitoringu w izbie wytrzeźwień, gdzie widać, jak nad Dmytrą Nikiforenką znęcają się policjanci, wspierani przez pracowników izby.
Dmytro po prostu zasnął w autobusie
Chłopak trafił do izby po imprezie na budowie, gdzie pracował. Był nietrzeźwy i zasnął w autobusie miejskim. Wsiadł do niego z kolegami, którzy wysiedli wcześniej. Już w sądzie zeznali, że Dmytro siedział spokojnie, nie awanturował się, nie był agresywny. Po prostu zasnął. Co innego twierdził po ujawnieniu śmierci chłopaka rzecznik dolnośląskiej policji Łukasz Dutkowiak: mówił, że policję wezwano, bo mężczyzna był pijany i agresywny, uderzał głową w szybę, próbując się okaleczyć. Tej wersji nie potwierdził jednak monitoring zainstalowany w autobusie.
Dmytrę na pętli próbowała obudzić jedna z pasażerek. Bez efektu. Poszła więc do kierowcy, zaniepokojona, że mężczyzna może mieć jakieś problemy ze zdrowiem. Kierowca zawiadomił centralę ruchu MPK i wezwał karetkę, która przyjechała o godz. 19:58. Sanitariusze obudzili Dmytrę, zbadali go i stwierdzili, że jest po prostu pijany. Dlatego wezwali policję. Czekano na nią dwie godziny. W tym czasie Dmytro zaczął trzeźwieć. O 21:26 zadzwonił do swojej dziewczyny, powiedział jej, że imprezował z kumplami z pracy i wraca do domu.
W śledztwie nie udało się ustalić, o której na pętlę autobusu N, gdzie siedział Dmytro Nikiforenko, przyjechał patrol. Ustalono za to, że trzej funkcjonariusze wydziału prewencji: Franciszek K., Rafał P. i Mariusz Sz., wyłączyło nasobne kamery, którymi mają obowiązek nagrywać podejmowane czynności. O 22:27 Dmytrę zarejestrowała kamera przed wejściem do izby wytrzeźwień przy ul. Sokolniczej. Od kilku lat miejsce to nazywa się Wrocławskim Ośrodkiem Pomocy Osobom Nietrzeźwym. Zarządza nim Stowarzyszenie Pomocy Wzajemnej im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Władze miasta zdecydowały się na takie rozwiązanie po tragicznych zdarzeniach w 2011 r., kiedy spłonęła tu żywcem 34-letnia pijana kobieta – pracownicy izby przypięli ją do łóżka pasami i nie monitorowali sali, w której ją zamknęli.
Dmytro do izby wszedł skuty kajdankami – z tyłu, jak niebezpieczny przestępca. Jak ustalił Jacek Harłukowicz, wykonane chwilę później nagranie i zeznania policjantów dowodzą, że tuż przed opuszczeniem radiowozu został potraktowany gazem. Świeże ślady po nim są widoczne na twarzy. Nie mogąc trzeć piekących oczu, wierzgał i rzucał się na siedzeniu izbowej poczekalni.
Policjanci zostawili ciało na podłodze
Do tej pory szczegółowy przebieg tego, co się wydarzyło w izbie, nie był znany. Pokazuje go ujawniony właśnie film z monitoringu. Chłopak został wniesiony do pomieszczenia w izbie, do którego weszło trzech policjantów, jedna policjantka, dwóch mężczyzn i trzy kobiety. Położono go na łóżku. A potem został uderzony przez jednego z funkcjonariuszy w twarz i przewrócony na brzuch. Widać, że o godz. 22:42:07 jeden z policjantów wykonuje ruchy przypominające zadawanie uderzeń w okolice górnej części ciała, ale szczegóły zasłaniają plecy pracownika ośrodka.
Na kolejnych kadrach widać, że Dmytro był dociskany pałką do łóżka, przytrzymywany za ręce i nogi, które przywiązywano mu do ramy, kopany, bity. Przestał się ruszać ok. godz. 22:57. Stoi nad nim troje policjantów, dwóch mężczyzn i trzy kobiety. Rozwiązują mu nogi, sprawdzają tętno, kładą na podłodze i zaczynają reanimować. Jest godz. 23:02. Cztery minuty później do pomieszczenia wchodzą ratownicy medyczni. Nie mogą uratować Ukraińca, bo już nie żyje. Zostawili jego ciało na podłodze. I wezwali prokuratora.
Po ujawnieniu nagrania dolnośląska policja wydała oświadczenie. Czytamy: „(...) W przypadku interwencji funkcjonariuszy, mającej miejsce w dniu 30 lipca 2021 roku, na polecenie Komendanta Miejskiego Policji we Wrocławiu niezwłocznie zostały wszczęte czynności wyjaśniające. Wbrew twierdzeniom Autora zostały one wszczęte, zanim pojawił się wówczas artykuł oraz doniesienia w lokalnych mediach. Zebrany w trakcie prowadzonych czynności materiał dał podstawy do wszczęcia postępowań dyscyplinarnych wobec funkcjonariuszy biorących udział w interwencji. W związku z powyższym zostali oni natychmiast zawieszeni w czynnościach służbowych. Jednocześnie wobec każdego z nich zostały wszczęte postępowania administracyjne, które zakończyły się ich zwolnieniem ze służby w trybie określonym w art 41 ust. 2 pkt 5 Ustawy o Policji, tj. gdy wymaga tego ważny interes służby. W tej sprawie Policja utrzymywała stały kontakt z Prokuraturą prowadzącą postępowanie, która na podstawie m.in. zebranych przez nas materiałów przedstawiła zarzuty funkcjonariuszom oraz pracownikom izby wytrzeźwień, a po zakończeniu śledztwa skierowała do sądu akt oskarżenia wobec m.in. interweniujących funkcjonariuszy i pracowników izby wytrzeźwień. Nie może być więc żadnej mowy i zarzutów o próbie zatuszowania tej sprawy”.
W oficjalnym piśmie komendy podkreślono też, że „osoby zachowujące się w stosunku do innych niezgodnie z ogólnoprzyjętymi normami społecznymi lub naruszające jakiekolwiek przepisy prawa niegodne są tego, by nosić policyjny mundur. Zawsze podejmowane są wobec nich niezwłocznie czynności, które to zmierzają do ustalenia wszelkich okoliczności danego zdarzenia, a jeżeli wykazane zostaną nieprawidłowości, podejmowane są dalsze działania o charakterze dyscyplinarnym – z wydaleniem ze służby włącznie”.
Kolejna śmierć z rąk policji
Ujawnienie okoliczności śmierci Dmytry Nikiforenki przywołało inną tragiczną historię z udziałem wrocławskich policjantów – w 2016 r. na komisariacie w centrum miasta zmarł wskutek rażenia paralizatorem Igor Stachowiak. Doszło wtedy do zamieszek, które część mediów relacjonowała jako awanturę podejrzanego towarzystwa Stachowiaka. On sam był przedstawiany jako diler narkotyków, osoba z problemami związanymi z używkami. Sytuacja zmieniła się radykalnie po ujawnieniu przez TVN24 i Wojciecha Bojanowskiego nagrania z kamery z paralizatora – Igor Stachowiak był katowany w łazience, gdzie nie było monitoringu.
W latach 2014–15 podczas policyjnych interwencji zmarło 16 osób. Dlatego w maju 2015 r. Komendant Główny Policji gen. insp. Krzysztof Gajewski powołał zespół ds. optymalizacji procedur – eksperci z Uniwersytetu Medycznego z Łodzi mieli opracować wytyczne dotyczące interwencji z użyciem siły i środków przymusu bezpośredniego. Z ich analiz wynikało, że przynajmniej w części przypadków do śmierci mogło przyczynić się zachowanie policjantów. Opracowano instrukcje postępowania. Jedna z najważniejszych rekomendacji brzmiała: „Podczas interwencji bezwzględnie zakazane powinno być uciskanie szyi, klatki piersiowej, brzucha i pleców, gdyż wtedy dochodzi do ograniczenia możliwości oddychania ze wszystkimi tego skutkami. Interwencja powinna ograniczać się do unieruchomienia kończyn, z użyciem bądź bez użycia kajdanek”.
W 2021 r. na Polityka.pl Krzysztof Budnik, adwokat, pełnomocnik rodziny Dmytry Nikiforenki, tak mówił o wyszkoleniu policjantów i serii tragicznych interwencji: „Kandydat na policjanta zdaje egzamin, przechodzi różne zajęcia praktyczne, zostaje w końcu policjantem i bez doświadczenia trafia do pracy na ulicy. I jak już pracuje, nie ma żadnej kontynuacji szkolenia tych umiejętności. I jeśli zwróci się pani do Komendy Głównej czy jakiejkolwiek innej, wojewódzkiej, miejskiej, powiatowej, wszędzie w papierach będzie wszystko w porządku. Protokoły na pewno potwierdzają, że szkolenia odbywają się systematycznie. A jednocześnie to, co obecnie obserwujemy, jest dowodem na to, że owszem, w papierach jest porządek, ale tylko w papierach”.
Jak dodał nasz rozmówca, policjanci w prywatnych rozmowach przyznają, że na szkoleniach podpisuje się głównie protokół: „Bo czasami im się nie chce poddać temu szkoleniu, w końcu to jest wysiłek fizyczny, więc po co się męczyć? Tak jest wygodniej. Tylko że o ile uczniowi nie chce się uczyć, o tyle przełożony ucznia nie powinien, nie może i nie ma prawa dopuszczać do takiej sytuacji. A dopuszcza, bo ja nie wierzę w to, że przy tak licznych nadużyciach – do tych 30 wyjaśnianych zgonów, wśród których są te trzy ostatnie z Dolnego Śląska: Dmytry Nikiforenki, Łukasza Łągiewki i Bartosza Sokołowskiego, dodajmy jeszcze niemą liczbę nieumiejętnego lub bezprawnego używania środków przymusu – szkolenia są profesjonalne, systematyczne i uczestniczą w nich wszyscy policjanci”.
Co należy rozumieć przez „niemą” liczbę? „To przypadki nadużyć, o których nie wiemy, bo nie skończyły się tragicznie. Przecież opinia publiczna dowiaduje się tylko o tych drastycznych przypadkach, gdzie doszło do skutku śmiertelnego, a ile jest takich nieumiejętnych interwencji, gdzie nie doszło do śmierci, ale ktoś został np. pobity? Trzeba to głośno powiedzieć: gdyby Igor Stachowiak nie zmarł na komisariacie we Wrocławiu, w ogóle nie byłoby sprawy Igora Stachowiaka, bo nikt by się nie dowiedział o tym, co się działo na tym komisariacie” – mówił dwa lata temu pełnomocnik rodziny Dmytry Nikiforenki.