Społeczeństwo

8 lat piekła dla osób LGBT+. Z PiS sięgnęliśmy homofobicznego dna

Dzień Milczenia w Olsztynie Dzień Milczenia w Olsztynie Robert Robaszewski / Agencja Wyborcza.pl
Przez osiem lat rządów PiS nic w tej sferze nie zmieniło się na lepsze. Lista obrzydliwych wypowiedzi na temat osób LGBT+ jest niewyczerpana, a prawo pozostaje brutalne. Ale ta publiczna nagonka ma też efekt odwrotny do zamierzonego.

W cyklu analiz „8 lat PiS” dziennikarze i publicyści „Polityki” opisują dwie kadencje rządów Prawa i Sprawiedliwości w najważniejszych obszarach życia publicznego. Spis wszystkich odcinków znajdziecie Państwo na końcu tego artykułu.

W ubiegłym roku, po raz trzeci z rzędu, w raporcie „Rainbow Europe” badającym równouprawnienie osób LGBT+, przygotowywanym przez organizację ILGA – Europe, wypadliśmy najgorzej ze wszystkich krajów UE. Polska zdobyła jedynie 13 pkt na 100 możliwych. Gorzej wypadły jedynie Białoruś, Rosja, Armenia, Turcja i Azerbejdżan. W wielu europejskich krajach sytuacja systematycznie się poprawia. Łotwa, która m.in. wprowadziła orientację seksualną do katalogu cech chronionych przed przestępstwami z nienawiści, podniosła swoje notowania z 17 do 22 pkt. Przed nami jest Ukraina (19 pkt), która jeszcze przed wojną uprościła procedurę uzgadniania płci i wprowadziła do kodeksu pracy zakaz dyskryminacji ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową.

Korekta płci, terapie konwersyjne

Polska pozostaje europejskim skansenem, a wręcz się cofa. Pierwszym wetem Andrzeja Dudy po wyborze na stanowisko prezydenta było odrzucenie ustawy o korekcie płci. Przepisy pozostają brutalne; osoby, które chcą ją przeprowadzić, nadal muszą pozywać do sądu swoich rodziców. W 2017 r. kierująca ministerstwem edukacji Anna Zalewska zlikwidowała wprowadzony dwa lata wcześniej wymóg prowadzenia przez szkoły edukacji antydyskryminacyjnej, a obecny minister nie ustaje w staraniach, by szkoły przed nią wręcz zabetonować. Sejm, głosami PiS i Kukiz ’15, odrzucił projekt zakładający karalność przestępstw z nienawiści m.in. ze względu na tożsamość płciową i orientację seksualną.

Co więcej, po tym jak Sąd Najwyższy podtrzymał wyrok skazujący dla drukarza, który odmówił druku ulotki o tematyce LGBT+, z artykułu zakazującego odmowy świadczenia usług bez uzasadnionej przyczyny, Trybunał Konstytucyjny na wniosek Zbigniewa Ziobry uznał ten przepis za niezgodny z konstytucją. To był jedyny przepis w polskim prawie, który obejmował ochroną osoby LGBT+. Można to odczytać jako jawną zachętę do dyskryminacji. Jedynie 4 proc. osób LGBT+ deklaruje, że państwo jest w stanie zapewnić im bezpieczeństwo.

Przez osiem lat rządów PiS nic w tej sferze nie zmieniło się na lepsze. Pseudoterapie konwersyjne nie zostały zakazane. Pary jednopłciowe nadal żyją w prawnej próżni. Ich śluby zawarte za granicą nie są uznawane. Tak jak osoby uznane w jednym z krajów UE za rodziców – w Polsce niebiologiczny rodzic dla dziecka jest prawnie nikim. Dzieci par jednopłciowych, urodzone na emigracji, mają kłopoty z otrzymaniem numeru PESEL i uzyskaniem obywatelstwa. W 2017 r. Prokuratura Generalna poleciła wszystkim prokuraturom regionalnym zbieranie informacji na temat par osób tej samej płci, które zawarły związek za granicą – i gdyby próbowały wpisać swoje małżeństwo do polskich ksiąg stanu cywilnego, prokuratury mają włączać się w takie postępowania, by „chronić praworządność”. Jak mówi Anna Mazurczak z Polskiego Towarzystwa Antydyskryminacyjnego, w większości krajów europejskich osoby LGBT+ mają podobny poziom satysfakcji z życia co pozostali członkowie społeczeństwa. W Polsce jest on o wiele mniejszy.

„To nie ludzie, to ideologia”

Za rządów PiS bardzo poważnym problemem stała się zinstytucjonalizowana homofobia, żeby nie powiedzieć: zinstytucjonalizowane szczucie. Lista obrzydliwych wypowiedzi rządzących na temat osób LGBT+ jest niewyczerpana. Poczynając od słynnych słów prezydenta Dudy: „Próbuje się nam, proszę państwa, wmawiać, że to ludzie. A to jest po prostu ideologia”, po sformułowanie ministra Czarnka, że „ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy wreszcie z tą dyskusją”. Po drodze były takie epitety jak „sodomici”, „dewianci”, „zboczeńcy”, które padały z ust polityków prawicy. A wspierają ich katoliccy hierarchowie, jak abp Jędraszewski ze swoją słynną „tęczową zarazą”.

Homofobiczny klimat zapanował także na szczeblu samorządowym. Władze lokalne związane z PiS masowo przyjmowały uchwały anty-LGBT i inspirowane przez Ordo Iuris Samorządowe Karty Praw Rodzin. Powstały wiosną 2019 r. Atlas Nienawiści oszacował, że w szczytowym momencie tzw. strefy wolne od LGBT zajmowały jedną trzecią powierzchni Polski. Według nowego badania opublikowanego w amerykańskim czasopiśmie naukowym „National Bureau of Economic Research” taka stygmatyzacja miała fatalne skutki dla zdrowia psychicznego mieszkańców – po wejściu uchwał w życie liczba prób samobójczych na tych obszarach wzrosła o 16 proc. Ten wzrost dotyczył głównie mężczyzn i skutkował 11 dodatkowymi samobójstwami na 100 tys. osób w wieku 30–49 lat.

Na szczęście groźba utraty dotacji z funduszy norweskich i środków unijnych sprawiła, że samorządy gremialnie, w panice, uchylały te uchwały. Zwłaszcza że Naczelny Sąd Administracyjny wprost nakazał im wycofanie się z dyskryminujących deklaracji. Mimo to, jak informuje stowarzyszenie Miłość Nie Wyklucza, aż 111 kandydatów na posłów i senatorów w październikowych wyborach to samorządowcy, którzy wcześniej głosowali za uchwałami anty-LGBT. Na listach PiS znalazło się ich 80, a kolejnych 15 trafiło do Trzeciej Drogi. Konfederacja wystawiła sześciu takich kandydatów, a pozostałe listy po jednym.

TVP cenzuruje i szczuje

W nagonkę na środowisko LGBT+ włączyła się także TVP. Z jednej strony stosując cenzurę – do emisji nie dopuszczono np. spotu reklamowego biżuterii Yes, w którym wystąpiła wioślarka Katarzyna Zillmann, wicemistrzyni olimpijska, ze swoją partnerką. Z drugiej – aktywnie szczując. Tu znów lista przykładów jest bardzo długa. Dość wspomnieć film „Inwazja”, emitowany tuż przed wyborami 2019, w którym dziennikarka TVP udawała wolontariuszkę Kampanii Przeciw Homofobii i próbowała udowodnić, że za marszami równości kryją się malwersacje finansowe (skończyło się przegranym procesem – trzeba było zapłacić i przeprosić).

Sytuacja osób LGBT+ w Polsce z pewnością nie jest łatwa, ale publiczna nagonka, które je dotyka, ma też efekt odwrotny do zamierzonego – ich wsparcie staje się kwestią przyzwoitości, a postulat równouprawnienia trafił do politycznego mainstreamu demokratycznej opozycji. Być może jednym z przełomowych momentów był białostocki Marsz Równości w 2019 r., gdy w mieście wybuchły zamieszki i przerażona publiczność na własne oczy zobaczyła, jak słowa zmieniają się w kamienie. Zadziałał społeczny odruch – bronić atakowanych. Jak ocenił Jacek Dehnel w wywiadzie dla pisma „Replika”, wydawanego przez KPH: „Społecznie z kwestiami LGBTI jest dziś dużo lepiej. Tylko politycznie gorzej”.

Ogromną rolę w procesie społecznej zmiany ma oczywiście działalność emancypacyjna samego środowiska. Jeszcze nie tak dawno publiczne coming outy były sensacją. Dziś – codziennością. Osoby homoseksualne czy transpłciowe wrastają w społeczny pejzaż. Piotr Tarczyński, mąż Jacka Dehnela, w wywiadzie dla „Repliki” nazywa to pracą u podstaw. „Gdy na poczcie załatwiałem upoważnienie, by odbierać listy do Jacka, powiedziałem, że to jest mój mąż. Pani nawet nie mrugnęła” – opisuje. Od lat – mimo wrogiej postawy władzy – rośnie także publiczna aktywność środowiska. Przykładem mogą być parady i marsze równości. W 2017 r. było ich siedem i odbywały się jedynie w dużych miastach. W tym roku – 37. Do dużych miast dołączyły nie tylko te średniej wielkości, jak Olsztyn, Zielona Góra czy Bydgoszcz, ale także mniejsze: Milicz, Piaseczno, Sztum, Sanok czy Pruszków.

Wyborcy bardziej progresywni

Badania opinii publicznej pokazują rosnącą akceptację dla jednopłciowych związków. W sondażu IBRiS dla Radia Zet 64 proc. ankietowanych poparło związki partnerskie, a 48 – małżeństwa. Podobne wyniki przyniósł zeszłoroczny sondaż Ipsos dla OKO.press: 58-proc. poparcie dla związków partnerskich, 48 proc. ankietowanych oczekuje, że parlament wprowadzi równość małżeńską (w 2019 r. było to 42 proc.).

To się musi przekładać na politykę. W 2019 r. prezydent Warszawy podpisał przełomowy dokument: „Warszawska Polityka Miejska na Rzecz Społeczności LGBT+”, który zakłada wiele działań na rzecz tej społeczności w zakresie edukacji, kultury, sportu i bezpieczeństwa. Nagonka, która wcześniej przynosiła PiS i prezydentowi Dudzie wyborcze sukcesy, zdaje się, przestała działać. Co prawda Jarosław Kaczyński próbował bawić wyborców transfobicznymi „żartami”, ale nie chwyciło, więc wątek został wyciszony.

Co prawda jedynie Lewica wprost opowiada się za pełną równością małżeńską i możliwością adopcji dzieci przez pary jednopłciowe, ale inne partie demokratyczne nie mogą już udawać, że tematu nie ma. PSL i Polska 2050 tworzące Trzecią Drogę deklarują, że popierają legalizację związków partnerskich, ale lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz stwierdził, że na małżeństwa jednopłciowe zgody nie ma.

Według Donalda Tuska związki partnerskie to jeden z priorytetów na sto dni rządów, ale o małżeństwach wypowiedział się dość enigmatycznie: „Śluby jednopłciowe ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami i kontrowersjami są o wiele trudniejszym projektem i nie jestem pewien, że w przyszłym Sejmie znajdzie się większość, by uchwalić takie prawo”. Cóż, można się obawiać, że niestety ma rację. Wyborcy są o wiele bardziej progresywni niż politycy.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wakacje młodych Polaków: na pokaz, byle się klikało. Wszyscy wrócą tak samo zmęczeni

Co robi młodzież w wakacje? Dawniej odpoczywała, a dziś szuka atrakcji albo... pracy. Mało kto zrobi sobie wolne od social mediów. A wszyscy wrócą jednakowo zmęczeni. Bo dziś już nawet nicnierobienie nie jest takie samo jak kiedyś.

Zbigniew Borek
26.06.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną