Co potem z tym płotem?
Co potem z tym płotem? Polska jest silnie zależna od migracji. Ale o tym się nie mówi
DOMINIKA PSZCZÓŁKOWSKA: – Zacznijmy od pytania referendalnego: „Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?”. Tak – nie?
MAREK OKÓLSKI: – Nie bawię się w taką grę polityczną. Zastanawiam się nad tym problemem nieco szerzej. Dostrzegam w mechanizmie relokacji kilka zasadniczych wad: że to kraje mające „nadmiar” uchodźców, a nie te przyjmujące decydowałyby, kto do tego „nadmiaru” należy. Że „eksportowane” osoby mogą tego nie chcieć, bo wiadomo, że zdecydowana większość jest zainteresowana tylko kilkoma krajami.
Jest też trzeci argument, z najwyższego piętra. Nikt się nie zastanawia nad globalnym problemem: Afryka przeżywa niezwykłą eksplozję demograficzną – w najbliższych dekadach przybędzie tam ponad miliard ludzi. Przy obecnym stanie politycznej organizacji i rozwoju gospodarki państw afrykańskich nie będą one w stanie wchłonąć tych ludzi, którzy mają rozbudzone aspiracje. Jeżeli ktoś myśli, że przyjęcie do Europy kolejnych 100 czy 200 tys. załatwi sprawę, to się grubo myli. To będą znacznie większe liczby i dojdzie do napięć, konfliktów społecznych, bo każde społeczeństwo przyjmujące ma jakąś granicę tolerancji.
To co robić? Od 2014 r. w Morzu Śródziemnym utonęło blisko 30 tys. ludzi, którzy płynęli marnymi łodziami, dostarczanymi za grube pieniądze przez przemytników. Europa próbuje ich odpychać. To jest rozwiązanie?
Rozwiązaniem zamiast jednostronnej solidarności europejskiej powinna być solidarność globalna. Jest na świecie kilka obszarów, które są niezaludnione, a należą do państw bogatych poza Europą. Dlaczego większej gotowości przyjęcia uchodźców nie ma w Kanadzie, USA, Australii?