Historia budowy tego muzeum sama w sobie jest opowieścią o historii Polski. Ale w dniu otwarcia – 28 września – historię pisali otwierający. W efekcie, gdyby nie dyrektor MHP Robert Kostro, publiczność nie dowiedziałaby się, że placówkę powołał do życia 2 maja 2006 r. ówczesny minister kultury Kazimierz Ujazdowski. A nie, jak sugerowano ze sceny, Lech i Jarosław Kaczyńscy. Wygodnych dla obecnej władzy niedomówień i przekłamań było dużo więcej.
Czytaj także: Zastaw się, a wystaw się. Dlaczego Muzeum Historii Polski to ciągle tylko plac budowy
Wygodne niedomówienia i przekłamania
Autorem pierwszego był prezydent Andrzej Duda. „17 lat, proszę państwa. Do dzisiaj, od momentu, kiedy muzeum w istocie formalnie zostało powołane, od 2006 r. Dzięki Bogu od 2015 r. dzięki zmianom, które nastąpiły w Rzeczypospolitej z woli obywateli, dzięki bardzo wytężonej pracy pana prof. Piotra Glińskiego, ministra odpowiedzianego za sprawy kultury i dziedzictwa narodowego, wicepremiera, to muzeum stało się faktem” – powiedział Andrzej Duda. Nie dodając, że rządowy program finansowania inwestycji podpisała poprzedniczka Glińskiego – Małgorzata Omilanowska. (Jej nazwisko, nieco przepraszającym tonem, również przywołał jedynie dyrektor Kostro).
Prezydent Duda, grzmiąc o 17 latach budowania muzeum, nie wspomniał, że jego formacja obiecywała otwarcie MHP już pięć lat temu. Co na portalu X wytknął mu Kazimierz Ujazdowski. „PiS po objęciu władzy zapowiedział szybką realizację inwestycji i oddanie MHP z wystawą stałą do 2018 r. To nie nastąpiło, a w międzyczasie koszty inwestycji wzrosły z 300 mln zł do blisko miliarda” – napisał Ujazdowski.
Muzeum otwierane na pusto
Wystąpienie prezydenta Dudy przyćmił premier Mateusz Morawiecki. Choć był to ten rodzaj przyćmienia, które kojarzyć się może bardziej z zaćmieniem. „Należy zadać sobie pytanie, dlaczego to muzeum powstawało aż 17 lat. Dlaczego tak długo? Musiało upłynąć tak dużo czasu, aby powstało to miejsce, tak ważne dla wszystkich Polaków. Przez wiele lat mówiono, że nie ma środków, nie ma woli do wybudowania. Ale myślę, że niestety trzeba powiedzieć, że brakowało jeszcze czegoś. Brakowało przede wszystkim wiary w to, że takie miejsce jest potrzebne do budowania polskiej tożsamości. Do budowania, umacniania polskiej dumy. Być może to właśnie ci, którzy boją się historii Polski. Ci, którzy opierali się o inne założenia, robili wszystko, żeby to muzeum tak naprawdę nie powstało, żeby królowała propaganda tak mocno widoczna w latach III RP, a właściwie nie tak bardzo różniąca się od tej propagandy, jaką posługiwał się Fryderyk, Katarzyna, Bismarck i Stalin. Umniejszania roli Polski, upadlania Polski, brania przez Polskę cudzych win na swoje sumienia. Mikromanii narodowej i tego, co obejmujemy wspólnym pojęciem pedagogiki wstydu” – mówił podczas transmitowanej na żywo gali otwarcia premier Morawiecki.
W ramach pedagogiki dumy Mateusz Morawiecki powiedział: „Każdy mieszkaniec Polski jest tutaj zaproszony, żeby zobaczyć, jakie wielkie dzieło zbudowali mieszkańcy Polski przez ostatnie tysiąc lat”. Tyle że zaproszeni Polacy nie za wiele zobaczą. Muzeum otwierane jest na pusto, czyli bez wystawy stałej. Cała, licząca 7,2 tys. m kw. powierzchni wystawienniczej górna kondygnacja, na dziś składa się z czterech eksponatów – tysiącletniego pnia dębu, maszyny parowej, pomnika braterstwa armii polskiej i radzieckiej usuniętego z warszawskiej Pragi oraz fragmentów pomnika Dzierżyńskiego, który został zburzony na fali rewolucji 1989 r.
Na resztę Polacy będą musieli poczekać co najmniej kolejne trzy lata. I zapłacić za to niemal trzy razy więcej, niż planowano. Zamiast 266 mln zł, które przeznaczono na ten cel, ostatecznie MHP podpisało w tym tygodniu umowę na zrealizowanie wystawy stałej za 629 mln zł. Takimi drobiazgami również nie zawracano sobie głowy. Podobnie jak nikt nie zaprosił do mikrofonu twórców budynku z pracowni WXCA. A szkoda, bo stworzyli piękny obiekt, w którego fasadę wpisali wiele historycznych smaczków i cytatów architektonicznych. I potrafią barwnie o tym opowiadać, nikogo przy okazji nie obrażając.
Polska ma przed sobą więcej przeszłości niż przyszłości
Wypowiedzi polityków próbował tonować Robert Kostro, dyrektor MHP. W swoim przemówieniu stawiał na dialog. „Historia bywa przedmiotem sporu. Historia nas łączy, ale czasem również dzieli. Chcielibyśmy, aby to miejsce było przedmiotem naszej dumy, opowieści o naszych wspaniałych osiągnięciach. Ale również miejscem dialogu, a czasami i sporu. Ale chcielibyśmy, żeby ten spór prowadzić w taki sposób, o jakim mówił św. Jan Paweł II w swoim kazaniu w Gdyni w 1987 r.: »powiedziałem Solidarność musi iść przed walką. Dopowiem: Solidarność również jest walką, ale nie jest to nigdy walka przeciw ludziom«. Chcielibyśmy, żebyśmy byli takim muzeum, w jakim toczy się walka o lepszą Polskę, o lepsze rozumienie historii, ale też o lepszą przyszłość” – mówił dyrektor Kostro. Jednak kiedy urzędujący premier porównuje swoich demokratycznie wybranych poprzedników do Stalina, to Polska ma przed sobą więcej przeszłości niż przyszłości.
Samo MHP na początek przygotowało zaledwie próbkę dialogu z przeszłością. Dla zwiedzających udostępniono zalążek zbiorów w ramach wystawy tymczasowej „Wielkie i małe historie”, co zgrabnie wpisuje się w nurt nowoczesnego muzealnictwa, które historię pokazuje nie tylko z perspektywy rządzących, ale i rządzonych. Spośród prawie 60 tys. eksponatów, którymi chwali się MHP, wybrano ok. 600 z różnych okresów. Zarówno świetności, jak i upadku RP. Skrót historyczny siłą rzeczy jest tak wielki, że od zbroi husarza do odłamków niemieckiej bomby lotniczej z czasów II wojny światowej zwiedzających dzieli zaledwie kilka kroków. Ale też trzeba oddać, że wystawa pozytywnie zaskakuje swoim pomysłem i doborem eksponatów.
Czasy PRL-u ściśnięte w gigantycznej gablocie przypominającej nieco PRL-owską meblościankę pomieściły zarówno słoiki z farbą drukarską do publikacji tzw. bibuły, jak i rower składak, który był obiektem marzeń ówczesnych Polaków. Kuratorzy sięgnęli po historię najnowszą – podziurawioną kulami klapę samochodu na ukraińskich numerach. Ale też trudną – pamiątki z Krakowskiego Przedmieścia po katastrofie smoleńskiej, i tragiczną – brudnopis testamentu Ryszarda Siwca, który dokonał samospalenia w ramach protestu wobec interwencji zbrojnej w Czechosłowacji w 1968 r. W opisie tego eksponatu zabrakło dopisku, że innego politycznego samospalenia w 2017 r. dokonał Piotr Szczęsny. Jego śmierć była protestem wobec polityki PiS. Widać trudny dialog ma granice, których MHP nie potrafi przekroczyć.