Fala za falą
Białorusini napływają do Polski falami. Boją się długich rąk Łukaszenki
W BackDoor Barze w centrum Warszawy można łatwo zapomnieć, że jest się w Polsce. Przy stolikach króluje rosyjski, białoruski i ukraiński. Wystrój jest charakterystyczny dla mińskich undergroundowych knajp. Na ścianach, do obejrzenia i kupienia, prace modnych białoruskich artystów. Malarze Maksim Osipow, Nadia Buka, Andriej Busła, fotograficzki Tania Kapitonowa i Katia Ignaszewicz. W weekendy można pośmiać się przy występach stand-uperów. W ciągu tygodnia – obejrzeć mecz Ligi Mistrzów, który komentuje na żywo obecny w knajpie Aleksandr Iwulin. Wcześniej piłkarz, znany komentator sportowy. Potem więzień polityczny. Dziś uchodźca.
– Nie planowałem knajpy dla Białorusinów, ale wieści, że się otworzyliśmy, rozchodziły się wśród tych, którzy znali zarówno BackDoor, jak i mnie jeszcze z Mińska. I teraz żyjemy trochę w równoległej rzeczywistości, tej polskiej i tej białoruskiej, która pojawia się wraz z gośćmi – opowiada współwłaściciel Lewon Chałatrian.
W Mińsku prowadził dwie knajpy, popularne wśród artystów i niezależnej młodzieży. Wszystko skończyło się w sierpniu 2020 r., gdy został aresztowany pod zarzutem „organizowania i przygotowywania akcji rażąco naruszających porządek publiczny”. Konkretnie chodziło o to, że był współpracownikiem sztabu Wiktara Babaryki, opozycyjnego kandydata na prezydenta. Kilka miesięcy odsiedział w więzieniu. Do maja 2022 r. podlegał karze ograniczenia wolności. W Polsce jest od stycznia 2023 r. Backdoor został otwarty w kwietniu. Chałatrian zatrudnia 11 osób (w tym trzech współwłaścicieli, którzy oprócz zarządzania zajmują się obsługą gości). Płaci podatki. Nieco wyższe niż w Białorusi, ale przynajmniej nie idą na utrzymanie gwardii przybocznej dyktatora. – I jest pewność, że jak otworzysz bar, to jutro po kolejnej kontroli nie będziesz musiał go zamykać, bo komuś się nie podobają twoje poglądy – dodaje Chałatrian.