Społeczeństwo

„Wyprzedaż”, czyli jak PiS wykorzystał w referendum gramatykę

Urna wyborcza Urna wyborcza Krzysztof Ćwik / Agencja Wyborcza.pl
Ten malutki dwuliterowy dodatek do czasownika – jeśli nie rozpoznamy sensu, który niesie – może zdecydować o tym, jak zareagujemy na przekaz. Tak działa język.

Postanowiłyśmy napisać felieton o słowie „wyprzedaż” pojawiającym się w pierwszym pytaniu referendalnym, które przekazał prezes PiS Jarosław Kaczyński: „Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki?”. Właściwie nie tyle o całym słowie, ile o małym jego kawałku, czyli przedrostku „wy-”.

Sprzedaż czy wyprzedaż: jest różnica

Opowiedziałyśmy o nim na spotkaniu z ludźmi z branży medialnej, a więc z osobami, dla których słowo jest narzędziem pracy. Wskazałyśmy, że słowo „wyprzedaż” – w przeciwieństwie do rzeczownika „sprzedaż” – niesie ze sobą dodatkowy sens, który zdecydowanie może mieć wpływ na odpowiedź. Dziennikarka pewnego ważnego tygodnika zareagowała komentarzem: – Dajcie spokój, przecież to wszystko jedno: sprzedaż czy wyprzedaż, jakie to ma znaczenie?

I tak felieton o jednym słowie użytym w pytaniu referendalnym powstał pod wpływem przekonania, że wcale nie jest wszystko jedno. Ten malutki dwuliterowy dodatek do czasownika – jeśli nie rozpoznamy sensu, który niesie – może bowiem zdecydować o tym, jak zareagujemy na przekaz. Tak działa język. Gdy nie rozpoznajemy jego mechanizmów, pozwalamy innym za pomocą języka przejąć nad nami władzę. Gdy natomiast wiemy, co może się kryć nawet w takich małych kawałkach słów, to wtedy my panujemy nad językiem i my potrafimy rozpoznać sposoby i skutki działania tych, którzy by chcieli za jego pomocą nami manipulować.

Czytaj też: Cztery razy „nie”. Skąd takie pytania w referendum PiS?

Jak PiS wykorzystał gramatykę

„Wyprzedaż” sugeruje, że ktoś – w tym konkretnym przypadku opozycja, gdyby wygrała wybory – chce za pół ceny pozbyć się majątku państwowego. W innym kontekście, np. gdy przychodzi czas poświątecznych wyprzedaży w centrach handlowych, kolorowe banery krzyczące „wyprzedaż” oznaczają, że sklepy chcą się za pół ceny pozbyć wszystkiego, co zalega w magazynach.

„Sprzedaż” natomiast sugeruje, że zyskać mogą obie strony: jedna zarobi, druga zyska wartościowy towar. Na tym polega rozsądna ekonomia. Upadająca fabryka, której udziały zostają sprzedane bogatemu udziałowcy, może zyskać na zastrzyku gotówki, co przyniesie obu stronom korzyści. Ta sama fabryka wyprzedana bogatemu udziałowcy oznacza transakcję pozbycia się jej za cenę poniżej rzeczywistej wartości.

Jeśli taki schemat nałożymy na myślenie o majątku państwowym, to odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna. Właściwie jest ona wpisana w pytanie. A przecież zgodnie z konstytucją referendum przeprowadza się w konkretnej SPRAWIE, w której obywatele wypowiadają się w drodze głosowania. Jego celem jest więc poznanie poglądów ludzi na daną kwestię społeczną, a nie narzucanie określonej odpowiedzi. PiS wykorzystał gramatykę, by manipulacyjnie uczynić to drugie.

Czytaj też: Oszukańcze referendum PiS. Szwajcaria daje dobry przykład

Ważne językowe drobiazgi

Pojawia się pytanie, czy ktoś, kto uważa, że sprzedaż i wyprzedaż to to samo, przyjmie pytanie referendalne inaczej niż ktoś, kto tę różnicę widzi? Słowo „wyprzedaż” automatycznie buduje w umyśle odbiorcy obraz inny niż „sprzedaż”. Manipulacja polega na tym, że ktoś potrafi przewidzieć, jaki obraz buduje określone słowo i celowo tego słowa używa, byśmy – jak to ma miejsce w przypadku nadchodzącego referendum – odpowiedzieli zgodnie z oczekiwaniem autorów przekazu. Jeśli odbiorca wie, jak działa język, potrafi zorientować się, czy ktoś mu nie podsuwa obrazu, który jest zafałszowany albo nieprawdziwy. I samodzielnie podjąć decyzję.

Często uważność na językowe drobiazgi postrzegana jest jako psychiczne obciążenie, a nie jako narzędzie do lepszej komunikacji. Towarzyszy temu przeświadczenie, że przecież „to wszystko jedno”. Gdyby tak było, propaganda i manipulacja językowa nie miałyby takiej skuteczności działania. Wiedza o mechanizmach językowych nie jest jakąś fanaberią, ale obowiązkiem w świecie, który języka używa jako narzędzia i do komunikacji, i manipulacji. Ta sama dziennikarka, gdy próbowałam ją przekonać do siły przedrostka, dodała: – Przy takim podejściu jak twoje człowiek by nic nie robił, tylko się zastanawiał, co powiedzieć. A może na takim podejściu byśmy zyskali?

***

Małgorzata Majewska – doktor, językoznawczyni zatrudniona w Instytucie Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej UJ, specjalizująca się w języku medialnym, dziennikarka, felietonistka, autorka m.in. książki „Media a prywatność. Zarys problematyki”.

Elżbieta Tabakowska – emerytowana profesor, założycielka Katedry UNESCO do Badań nad Przekładem i Komunikacją Międzykulturową na Uniwersytecie Jagiellońskim. Autorka m.in. książki „Tłumacząc się z tłumaczenia”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama