Mrożące ocieplenie
Depresja klimatyczna dopada Polaków. Przeżywają ją inaczej niż reszta świata
Spokój Marzeny rozbił się o cztery stopnie. Właśnie o tyle – cztery stopnie Celsjusza – średnia temperatura na Ziemi była niższa niż teraz, gdy skuwała ją zmarzlina, w apogeum epoki lodowcowej. Do znanego nowożytnym ludziom poziomu klimat ocieplał się przez 10 tys. lat. – A jeśli nie wyhamujemy emisji gazów cieplarnianych, temperatura podskoczy o kolejne cztery stopnie w najbliższym stuleciu, do 2100 r. Konsekwencje trudno sobie nawet wyobrazić – podkreśla Marzena. Kończyła politologię, wątek globalnego ocieplenia przewijał się przez całe jej studia. Perspektywa topnienia lodowców, zalewania wysp, narastających kataklizmów pogodowych trafiała do wyobraźni, latami budząc dreszcz.
– W 2018 r. w „Gazecie Wyborczej” przeczytałam wywiad z fizykiem prof. Szymonem Malinowskim – referuje Marzena. To tam była wzmianka o czterech stopniach, a także o tym, że katastrofa faktycznie może się zacząć już w 2050 r., kiedy dzieci Marzeny – a ma ich trójkę – będą w środku życia. Ona sama mówi dziś, że jej reakcja dryfowała przez kolejne fazy, podobnie jak to jest w żałobie: niedowierzanie, zaprzeczanie, lęk. Pochłaniała kolejne publikacje, książki, raporty, surfowała przez specjalistyczne serwisy. Lęk się nasilał. W końcu przestała sobie dawać radę. – Z nikim poza mężem nie byłam w stanie rozmawiać na ten temat. Przyjaciele i rodzina nie wiedzieli, o co mi chodzi, skupiali się na życiu codziennym i harówce, „żeby dzieci miały lepszy start”. A ja nie mogłam pojąć, jak można nie uwzględniać, że wysychanie gleb, blackouty, rosnące ceny żywności też będą miały na ten start przełożenie. To osamotnienie wpychało Marzenę w jeszcze głębszy lęk i poczucie bezradności.
Poczucie niemocy
W raportach międzynarodowych ośrodków i organizacji podobne diagnozy powracają od kilku lat: globalne ocieplenie, obok negatywnych konsekwencji dla środowiska oraz dla ludzkiego zdrowia fizycznego, niesie też zagrożenie dla psychiki.