Kresowiacy i kibole
Kresowiacy i kibole, z Ukrainą ma być teraz wet za wet. Krzyczą: „To nie nasza wojna!”
Radykalni kibice Śląska Wrocław na ostatni mecz swojej drużyny przynieśli banery z antyukraińskimi hasłami: „Stop ukrainizacji Polski”, „Ukraińcy mordowali dzieci na Wołyniu”, „80 lat haniebnego milczenia za Wołyń” i „Je... banderowców”. Nie pierwszy zresztą raz zaszokowali wszystkich – zaledwie kilka dni po pierwszej rocznicy wybuchu wojny rozwinęli na meczu baner z napisem „To nie nasza wojna”. Czy to swoisty barometr zmieniających się nastrojów społecznych, polityczna nisza czekająca na swojego lidera? A może szczególna przypadłość tzw. ziem zachodnich, gdzie po drugiej wojnie światowej trafili Kresowiacy, m.in. z Wołynia i Podola, czyli terenów dzisiejszej Ukrainy?
Michał Syska, kibic piłki nożnej, wrocławianin, ale też dyrektor Ośrodka Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle’a, lewicowego think tanku, mówi wprost: – Ci kibice pod względem oddziaływania politycznego to jest nisza. Rycerze rzekomo skrywanej prawdy, którzy walczą z mainstreamem o jej ujawnienie. Kiedy mieli na banerach tzw. żołnierzy wyklętych, to oczywiście dlatego, że ten mainstream miał ignorować podziemie antykomunistyczne. Wbrew faktom budują narrację o wymazywaniu w czasie PRL powstania warszawskiego, choć to w PRL o powstaniu nakręcono najlepsze filmy, na czele z „Kanałem” Wajdy. I dokładnie ten sam mechanizm stoi za tym upominaniem się o ofiary rzezi wołyńskiej, o których rzekomo nikt oficjalnie pamiętać nie chce.
Kresy na zachodzie
Historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego prof. Grzegorz Hryciuk przyznaje, że tzw. Ziemie Odzyskane rzeczywiście po wojnie zamieszkane zostały w znacznej mierze przez ekspatriantów ze wschodnich kresów II Rzeczpospolitej. – Ziemia lubuska to ponad 50 proc.