Złote piaski
Bitwa o bałtyckie plaże. „Co za przyjemność spacerować nad morzem, którego nie widać”
Niektórzy mówią, że gdyby Kuźnicę czy Łebę ulokować w centralnej Polsce, to nikt by tam na urlop nie pojechał. Ludzie siadają na piasku, z piwem lub bez, gapią się w zapadające w morze słońce, robią zdjęcia. Ale wymogi wobec plaży rosną. Prócz ludzi musi pomieścić coraz więcej atrakcji i udogodnień, jak gastronomia, boiska do gier, place zabaw (z tzw. dmuchańcami i bez), parki wodne, strefy hotelowe z barami, leżakami i parasolami, szkółki sportów wodnych, wypożyczalnie sprzętu rozmaitego, toalety, kosze na śmieci, przebieralnie, a także najnowszy krzyk mody, czyli plażowe sauny na zimę. Do tego układane na piasku trakty spacerowe (z desek, kompozytów, mat gumowych). Żeby nad brzeg swobodnie dojechała mama z wózkiem dziecięcym oraz osoba z niepełnosprawnością, a i zwykły wygodniś, który nie chce pokalać sobie stóp plażowym piaskiem.
Mojito z widokiem
W Sopocie mówią, że zza parasoli barowych coraz trudniej zobaczyć morze. Rozpętała się burza. Monika Lewandowska i Maria Czerniak, mieszkanki kurortu, prowadzą w stronę plażowego wejścia nr 33. To tu – na wydmie, między morzem a pomarańczową tablicą Urzędu Morskiego w Gdyni głoszącą, że to nadbrzeżny pas techniczny, gdzie pod karą zabronione jest chodzenie po wydmach, niszczenie roślinności, płotków faszynowych, rozniecanie ognia – właśnie wyrósł całoroczny, solidny drewniany bar. Stosunkowo nieduży (40 m kw.). Ale z rozległym (150 m kw.) tarasem, obudowanym wysoko taflami ze szkła. Tylko czekać, kiedy nad tarasem pojawi się jakaś forma zadaszenia.
Bar zaanektował kawał wydmy, z której wykarczowano zieleń. Obie panie odczuwają dysonans poznawczy, bo ostrzegawczy napis na tablicy nijak się ma do realiów. A przecież coraz więcej się mówi o wydmach jako naturalnej ochronie przed podnoszącym się poziomem mórz.