Społeczeństwo

L4 od psychiatry i łatka „psychola”. „Pożałowałam tej decyzji”

L4 od psychiatry? Pożałowałam tej decyzji. L4 od psychiatry? Pożałowałam tej decyzji. Hannah Wei / Unsplash
Pacjenci psychiatryczni nadal obawiają się, że wyjdzie na jaw, dlaczego potrzebują L4. Bywa, że przez to z niego rezygnują. Nie są to niestety bezpodstawne lęki.

Krótko po powrocie z L4 straciłam pracę – opowiada Ania, która pracowała w szpitalnej recepcji. Chociaż świadomość na temat chorób i zaburzeń psychicznych rośnie, to L4 od psychiatry w pracy często jest niemile widziane: zarówno przez pracodawcę, jak i współpracowników.

Od 2019 r. na zwolnieniu nie można podawać szczegółów dotyczących powodu absencji, ale szefowie widzą podstawowe dane lekarza i miejsce wystawienia dokumentu. Bywa, że osoby doświadczające kryzysu psychicznego same rezygnują z czasu na zdrowienie, obawiając się konsekwencji zwolnienia lekarskiego z powodu problemów ze zdrowiem psychicznym. Ci, co na L4 idą, nie zawsze spotykają się ze zrozumieniem.

„L4 od psychiatry? Pożałowałam tej decyzji”

Dwudziestokilkuletnia Ania mierzy się z zaburzeniami osobowości i ma za sobą kilka pobytów w szpitalach psychiatrycznych. – Wielokrotnie miałam L4 od psychiatry i nigdy nie było to mile widziane. Kiedy wracałam do pracy, szefowa się na mnie wyżywała – mówi. – Najsmutniejsze, że to była praca w recepcji dużego szpitala – dodaje. Ania wiedziała, że jej współpracownicy rozmawiają na jej temat, a szefowa nie jest zadowolona z jej nieobecności. W końcu ją zwolniła.

Pracę przez zwolnienie lekarskie straciła też 23-letnia wówczas Agnieszka, chociaż teoretycznie odeszła sama. – Pracowałam w mediach na „śmieciówce”. Psychiatrka radziła mi, żebym zrobiła sobie przerwę, ale ja po prostu nie mogłam. Zwolnienie oznaczało u mnie brak pracy – opowiada.

W końcu jednak organizm powiedział jej: dość. Miała krwotoki z nosa, nie dawała rady. W pracy otwarcie powiedziała o swojej sytuacji. Liczyła na to, że uda się znaleźć jakieś rozwiązanie. – Usłyszałam: to wrócisz do nas za jakiś czas czy kończymy? – i tak kończy swoją historię pracy w mediach.

„Marzę o L4, ale to nie wchodzi w grę”

Dawid jest krótko przed czterdziestką i pracuje w niewielkiej kancelarii adwokackiej. W jego pracy L4 praktycznie nie istnieje, cokolwiek by się nie działo, trzeba działać. – Do tego mam własną działalność i po prostu nie stać mnie na pójście na L4. A chciałbym, bo leczę się psychiatrycznie, chodzę na terapię. I jednocześnie muszę tyrać – opowiada.

L4 od psychiatry przynajmniej na miesiąc – to marzenie młodej graficzki Agaty. Obecnie jest zatrudniona na umowę o dzieło. – Choruję na przewlekłą depresję i zaburzenia lękowe. Mimo to muszę zaciskać zęby – przyznaje. Wspomina powrót do domu z kierowcą Ubera, który miał podobne problemy. – Rzuciłam, że boję się sama wracać do domu, nawet jak jest w miarę wcześnie. Jakoś się zgadaliśmy, że oboje jesteśmy lękowcami – mówi Agata.

Kierowca pewnego dnia uznał, że już dłużej nie da rady. Kolejne miesiące spędził na L4. – Powiedział mi, że zrozumiał, że nic nie musi, i to go uratowało. Zachęcał mnie do tego samego. Dobre rady skończyły mu się, gdy usłyszał, że nie mam umowy o pracę i utrzymuję się sama.

„Warto porozmawiać z szefem”

Adam ma 55 lat i zmaga się z chorobą afektywną dwubiegunową. Taką diagnozę usłyszał 30 lat temu. Obecnie przebywa na rencie, wcześniej starał się pracować. Jako 21-latek zatrudnił się w biurze projektowym. Tam po raz pierwszy pokazał zwolnienie lekarskie od psychiatry. Takie, na którym widać było wszystko, łącznie z rozpoznaniem. Usłyszał: nerwy, w tym wieku? – Łatka „psychola” została mi przyczepiona właściwie już na stałe, a pracowałem tam 25 lat – mówi.

Szefowie naciskali go, dopytując, kiedy wróci do pracy, co tylko pogarszało jego stan psychiczny. – Jeden wprost mi powiedział, że jeszcze jedno L4 i mnie zwolni – dodaje. Zanim jednak go zwolnił, sam stracił stanowisko. Z kolejnym Adam postanowił szczerze porozmawiać o swojej chorobie. Ku jego zdziwieniu spotkał się ze zrozumieniem. – Tak bardzo się mną przejął, że odtąd zaczął się dla mnie bardzo dobry okres w tej firmie. To był mój najlepszy szef, a liczba zwolnień lekarskich się zmniejszyła – zaznacza.

„Szef miał dla mnie tylko jedno zalecenie”

34-letnia Dorota też może podzielić się historią o „szefie na medal”. Gdy kilka lat temu pracowała w agencji reklamowej, przechodziła największy kryzys psychiczny w życiu. Psychiatra wysłał ją na zwolnienie, które trwało łącznie trzy tygodnie. Zadzwoniła do szefa i powiedziała, jaka jest sytuacja. – Dostałam od niego jedno zalecenie: zrób dla siebie każdego dnia chociaż jedną rzecz, która sprawia ci przyjemność – mówi.

Dorota mimo wszystko bała się, co będzie po powrocie. – Ale zostałam bardzo ciepło powitana. Szef uprzedził zespół, żeby nie dopytywał o powody mojej nieobecności – wspomina. To, jak potraktowano ją w pracy, pomogło jej w wychodzeniu z kryzysu.

„Pacjenci pytają: a będzie widać?”

Psychiatra Sławomir Murawiec, rzecznik prasowy Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, przyznaje, że wciąż ma pacjentów, którzy obawiają się zwolnienia lekarskiego od psychiatry. – Nadal słyszę pytania: czy będzie widać? Widzę lęk przed stygmatyzacją i pokazaniem zwolnienia od psychiatry. Sporadycznie zdarza się, że ktoś z niego rezygnuje – mówi dr Murawiec.

Zdecydowanie lepiej radzą sobie pacjenci, którzy mogą być szczerzy ze swoimi pracodawcami. – Mam pacjentów chorujących na schizofrenię, którzy chodzą na krótkie zwolnienia, gdy czują się gorzej. Mają to ustalone z pracodawcami rozumiejącymi ich sytuację.

L4 od psychiatry ma też złą sławę z uwagi na to, iż przyjęło się, że pracownicy symulują kryzys, aby mieć wolne. Zdaniem dr. Murawca istnieje przekonanie, że to rodzaj wyłudzenia, co nie jest zgodne z prawdą. – Dochodzi do zaburzeń adaptacyjnych u pracowników, którzy przestają sobie radzić i muszą odzyskać równowagę. Te zwolnienia zawsze są uzasadnione.

Imiona bohaterów na ich prośbę zostały zmienione. Chcesz skontaktować się z autorką? Napisz: martagje@gmail.com.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną