Wykrycie wirusa grypy ptaków (A/H5N1) w jednej z pięciu próbek mięsa jedzonego przez koty, które padły na ptasią grypę, może oznaczać, że do sklepów, w tym przynajmniej do jednej dużej sieci handlowej, trafiło mięso chorych kurcząt. Trzem zespołom naukowców – prof. dr. hab. Krzysztofa Pyrcia z Uniwersytetu Jagiellońskiego, dr. hab. Macieja Grzybka i dr. Łukasza Rąbalskiego – udało się znaleźć nie tylko materiał genetyczny wirusa, ale również sam zakaźny wirus i wyizolować go na hodowlach komórkowych.
Ptasia grypa to zagrożenie także dla ludzi
Chociaż oświadczenie naukowców jest dość zachowawcze („nie można wykluczyć, że wirus znalazł się w próbkach mięsa później lub wręcz mięso zostało zanieczyszczone przez właścicieli wirusem rozwijającym się w organizmie kota...”), to jednak naukowcy apelują do służb weterynaryjnych oraz inspekcji sanitarnej, aby zbadały mięso dostępne w Polsce i rozważyły włączenie testowania go w kierunku grypy H5N1 do rutynowych procedur. Podkreślają, że to kluczowe nie tylko ze względu na koty, ale również na fakt, że wirus ten stanowi zagrożenie dla życia ludzkiego.
Na razie jednak Główny Lekarz Weterynarii nie zajął stanowiska. Ograniczył się do przypomnienia, jakie są zasady postępowania z mięsem drobiowym. A Krajowa Rada Drobiarstwa żąda „zaprzestania publikowania informacji, które nie znajdują odzwierciedlenia w oficjalnych komunikatach służb państwowych”. I postuluje: „badania powinny być wykonane przez właściwe dla tej materii służby weterynaryjne i sanitarne”.
Problem w tym, że te służby usiłują zamieść całą sprawę pod dywan. Właściwie całe dochodzenie epidemiologiczne prowadzili pro bono lekarze weterynarii klinicyści, niezwiązani z Inspekcją Weterynaryjną, i grupa naukowców.
Lekarze na pomoc kociarzom
Od początku zaangażowana w pomoc zrozpaczonym kociarzom była m.in. dr Katarzyna Olbrych, adiunkt w Katedrze Nauk Morfologicznych Instytutu Medycyny Weterynaryjnej SGGW w Warszawie, która m.in. przeprowadza sekcje. Po godzinach. Zaangażowała się w sprawę na prośbę Unii Felinologii Polskiej, stowarzyszenia zrzeszającego kociarzy z różnych związków, klubów i federacji. Zaangażowała się też dr hab. Olga Szaluś-Jordanow z Zakładu Chorób Zakaźnych SGGW.
Dołączył do nich prof. Tomasz Dzieciątkowski, mikrobiolog, wirusolog, doktor habilitowany nauk medycznych, adiunkt Katedry i Zakładu Mikrobiologii Lekarskiej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. To on zrobił pierwsze badania wirusologiczne zakażonych kotów na SGGW. Na cztery próbki od dwóch kotów jedna wyszła pozytywna. – Musimy stworzyć jeden wspólny zespół badawczy – mówił kilka dni temu „Polityce” dr Jańczak. – Inaczej to nie ma sensu. Pewnie to będzie pod egidą SGGW.
Nacisk lobby drobiarskiego
We wtorek nieoficjalnie „Polityka” dowiedziała się, że warszawska SGGW wycofuje się z prowadzenia badań. Nacisk lobby drobiarskiego jest ogromny. Stawką są wielkie pieniądze. Drobiarze twierdzą, że „aktualna wiedza naukowa nie pozwala na jednoznaczne powiązanie skarmianego mięsa drobiowego z wystąpieniem grypy ptaków H5N1 u kotów”. I że najbardziej prawdopodobnym źródłem zakażenia kotów jest dzikie ptactwo.
– Trzeba koniecznie uszczelnić nadzór nad fermami drobiu – uważa prof. Tomasz Dzieciątkowski. – Wykonywać szybkie testy przesiewowe, często i we wszystkich hodowlach drobiu. Być może byłoby celowe, choć trudne i kosztowne, przebadanie mięsa w sklepach.
Pewnie już na to za późno. Właściciele kotów, które zmarły na ptasią grypę, kupowali mięso w sklepach sieci handlowej na początku czerwca.