Nie tędy droga
Piekło na Helu. Korki, tłok, mordęga. Dlaczego w te miejsca w Polsce zawsze ciężko dotrzeć?
Po majówce zawrzało w Krynicy Morskiej – z powodu remontu drogi 501, jedynego szlaku przez Mierzeję Wiślaną. Drogę zniszczono podczas budowy przekopu, z którego i tak nie ma pożytku. A tu główny kurort mierzei odcięty – gigantyczne korki w obie strony. Ludzie odwołują rezerwacje (pisał o tym Marcin Piątek w artykule „Wykopki po przekopie”). Po majówkowej drodze przez mękę, ten i ów miłośnik Mierzei Wiślanej odgrażał się, że zmieni kurs – pojedzie na Półwysep Helski. A tu co sezon jest ta sama, jeśli nie gorsza, bieda. Od lat. I to bez remontu drogi. Mimo biegnącej przez półwysep linii kolejowej.
Modernizacja po modernizacji
Na zakopiance też są korki od zawsze. W związku z każdym większym najazdem ceprów, aby łatwiej było dojechać, a potem wyjechać, lokalne media publikują propozycje tras alternatywnych, pozwalających choć częściowo ominąć najgorsze odcinki. Np. osobom jadącym z Zakopanego na Nowy Sącz i Tarnów, żeby uniknąć zakorkowanej Białki Tatrzańskiej i Nowego Targu, radzą dojazd do Łysej Polany, przekroczenie granicy, 7 km drogą po Słowacji przez Javorinę i powrót do kraju w Jurgowie, stąd do Czarnej Góry i Trybsza, gdzie jest wyjazd na drogę wojewódzką 969. Ufff.
Jednak półwysep to półwysep. Zatoru nie ma jak ominąć. Latem ruch samochodowy na Półwyspie Helskim jest nieprzewidywalny. Można utknąć na 3–4 godziny, choć to tylko trzydzieści parę kilometrów. W majówkę dojazd autem na Hel też łatwy nie był. A w pociągu już od Gdyni pełno ludzi, na przystankach po drodze nie wszyscy chętni zdołali się wcisnąć. Kolejarze mówią na to: niezabieralność. W Helu mieli piekło z niezabieralnością rowerów.