Właściwie każdy się zgadza, że to, co świeckie (profanum), jest różne od tego, co święte (sacrum). W konsekwencji nawet religijny fundamentalista może akceptować jakąś wersję zasady rozdziału państwa od Kościoła jako instytucji religijnej. Trochę inaczej rzecz wygląda ze stosunkiem do pojęcia systemu kościelnego. Nie budzi niczyjej wątpliwości, że instytucja religijna, aby realizować swą deklarowaną misję pośrednika (a tak jest w większości religii) pomiędzy sacrum a profanum, musi być jakoś zorganizowana w sensie całkowicie doczesnym. Gdy jednak powiada się, jak w książce T. Polaka „System kościelny, czyli przewagi pana K.”, że katolicki ustrój kościelny dba o pożytki doczesne pod pozorem opieki nad duszami wiernych, od razu pojawia się protest, ponieważ w Kościele katolickim (dalej KK, bo będzie mowa przede wszystkim o tej instytucji) mówi się o „świętym Kościele grzesznych ludzi”. Znaczy to wiele rzeczy, ale m.in. to, że KK nie błądzi, bo nie może z uwagi na przysługujący mu (jako całości) atrybut świętości.
Na pytanie, kto jest depozytariuszem tego sacrum, odpowiedź jest prosta, mianowicie jest nim Boży namiestnik na ziemi, czyli papież. Wprawdzie od dawna toczy się spór pomiędzy tzw. kurialistami (zwolennikami tezy, że papież jest ponad soborem powszechnym) a koncyliarystami (utrzymują, że sobór jest ponad papieżem), ale więcej argumentów mają ci pierwsi – nie tylko z uwagi na dogmat o nieomylności papieża, ale przede wszystkim kanon 331: „Biskup Kościoła Rzymskiego, w którym trwa urząd udzielony przez Pana samemu Piotrowi, pierwszemu z Apostołów, a który ma być przekazywany jego następcom, jest Głową Kolegium Biskupów, Zastępcą Chrystusa i Pasterzem całego Kościoła tutaj na ziemi. Dlatego, z racji swego urzędu, posiada on najwyższą, pełną, bezpośrednią i powszechną władzę zwyczajną w Kościele, którą może wykonywać zawsze w sposób nieskrępowany”.
Ze względu na hierarchiczną strukturę KK relacje pomiędzy przełożonym a podwładnym w ramach tej instytucji zawsze są tak interpretowane, że drugi ma bezwzględny obowiązek posłuszeństwa wobec pierwszego.
Czytaj też: Episkopat broni Jana Pawła II. Kiedy Kościół stanie w prawdzie?
Święty Kościół grzesznych ludzi
Ludzie niewierzący redukują KK do systemu kościelnego powstałego i działającego w świecie doczesnym, natomiast katolicy uznają to za niedopuszczalne. W polemikach na ten temat jest całe spektrum stanowisk. Katolicyzm może być skrajny lub umiarkowany. W pierwszym wypadku KK jest poza jakąkolwiek krytyką i zawsze postępuje słusznie, natomiast w drugim, znacznie powszechniejszym, Kościół może błądzić i zdarza się, że tak jest, ale idzie to na konto ludzi, a nie instytucji.
Kiedyś zapytałem ortodoksyjnego katolika, czy tzw. donatio Constatntini (darowizna cesarza Konstantyna przyznająca liczne przywileje KK) jest autentykiem, czy falsyfikatem. Odpowiedział, że nie wie, ale sądzi, że to pierwsze. Na uwagę, że Lorenzo Valla wykazał w XV w., że było to fałszerstwo, zareplikował, że to był typowy renesansowy spisek przeciwko KK. W naszej historiografii czasem odżywa spór o charakter konfliktu Bolesława Śmiałego z bp. Stanisławem Szczepanowskim. Wersja pochodząca od Wincentego Kadłubka, też biskupa krakowskiego, powiada, że hierarcha słusznie napominał monarchę za grzechy, ale większość historyków sądzi, że Gall Anonim nie bez powodu użył terminu „traditor” (zdrajca) wobec Stanisława.
Tak czy inaczej, obrońca KK, zarówno radykalny, jak i umiarkowany, będzie zawsze szukał argumentów za usprawiedliwieniem KK i w końcu odwoła się do racji nadprzyrodzonych, natomiast świecki krytyk systemu kościelnego powie, że negatywy trzeba wyjaśniać elementami z tego świata. Sam należę do tych, którzy traktują KK jako instytucję świecką. Z tego nie wynika, że religia i jej ramy organizacyjne są czymś złym ze swej istoty. Wszystko wskazuje na to, że wierzenia religijne funkcjonują w ramach globalnego systemu kontroli społecznej, a tak się złożyło, że Kościoły powstały jako instytucjonalne organy regulujące te funkcje. KK z powodów historycznych zbudował swój system kościelny i fakt ten należy traktować jako naturalny, podobnie jak to, że wierni w ich statystycznej masie (tak jest we wszystkich religiach) tolerują rozmaite błędy duchownych, gdyż uważają ich posługę sakralną za ważniejszą od takich lub innych uchybień.
Czytaj też: Zasługi i winy Jana Pawła II. Pytania, których unikaliśmy
Prawo kanoniczne mówi tak
Powyższe uwagi uważam za istotny kontekst dla oceny filmu dokumentalnego (opracowanego przez M. Gutowskiego) „Franciszkańska 3” i wynikłego z tego sporu o postawę K. Wojtyły, gdy przyszły papież był jeszcze metropolitą krakowskim. Materiał ten traktuje trzy przypadki pedofilii duchownych jako niewątpliwe na podstawie dokumentów oraz zeznań świadków i ofiar. Niezbyt precyzyjnie została postawiona sprawa, jak do tego odnosił się Wojtyła. Dominowało stwierdzenie, że wiedział o tym, że są to przypadki pedofilii, ale pojawia się również kwestia, czy tuszował winę rzeczonych księży przez ich przenoszenie na inne placówki, w tym za granicę.
W dalszej dyskusji po emisji filmu, już z udziałem szerszego grona, w szczególności duchownych różnego szczebla, w tym hierarchów i ich gremiów, polityków czy dziennikarzy, padły stwierdzenia (ze strony krytyków Wojtyły), że kary były niewspółmierne do czynów, a z pozycji obrońców postępowania metropolity krakowskiego (na razie pomijam retorykę o Największym Polaku w Historii), że zeznania świadków są (nie całkiem) wiarygodne, bo dyktowane względami osobistymi, a więc stronnicze, że postępował on tak jak inni biskupi w owym czasie, że wtedy (lata 70.) pedofilia była traktowana inaczej niż obecnie, że niektóre materiały były przygotowane przez Służbę Bezpieczeństwa w celu walki z KK w Polsce, że nie wiadomo, czy niektóre czyny są pedofilią, czy wyrazem skłonności homoseksualnych, że potrzebne są dalsze badania historyczne (tak rzecze Konferencja Episkopatu Polski).
Kuria metropolitarna w Krakowie wydała takie oświadczenie: „W trakcie przeprowadzonej ad casum kwerendy akt personalnych kapłanów, których nazwiska pojawiają się w kontekście przypadków przestępstw seksualnych popełnianych w przeszłości we wspólnocie Archidiecezji Krakowskiej, nie natrafiono na żaden dokument mogący poświadczyć prawdziwość ciężkich zarzutów stawianych obecnie niektórym hierarchom Kościoła w Krakowie. Stwierdzenie to nie stanowi jeszcze ostatecznego werdyktu”.
Moja teza jest taka, że stosunek KK do pedofilii, której sprawcami są duchowni, jest w dużej mierze dyktowany zasadami systemu kościelnego – nie twierdzę, że wyłącznie, ponieważ każda seksualna aktywność osób duchownych jest niezgodna z katolicką nauką moralną. Nie będę wchodził w to, czy zeznania ofiar i informacje zawarte w dokumentach SB zasługują na wiarę. Pierwszy argument świadczy o braku empatii wobec pokrzywdzonych, a drugi jakoś nie stosuje tego samego tłumaczenia wobec podobnych świadectw na temat p. Wałęsy.
Co mówi kodeks prawa kanonicznego z 1983 r. (promulgowany przez Jana Pawła II) o sprawach seksualnych osób należących do kleru katolickiego? Kanon 1395 stanowi: „§1. Duchowny konkubinariusz (...) oraz duchowny trwający w innym grzechu zewnętrznym przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu, wywołującym zgorszenie, winien być ukarany suspensą, do której, gdy mimo upomnienia trwa w przestępstwie, można stopniowo dodawać inne kary, aż do wydalenia ze stanu duchownego; §2. Duchowny, który w inny sposób wykroczył przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu, jeśli jest to połączone z użyciem przymusu lub gróźb, albo publicznie lub z osobą małoletnią poniżej lat szesnastu, powinien być ukarany sprawiedliwymi karami, nie wyłączając w razie potrzeby wydalenia ze stanu duchownego”.
Przepisy te są dość ogólnikowe, zwłaszcza w materii wymiaru kary. Inne zasady wyrażone w prawie kanonicznym mówią, że kara powinna być sprawiedliwa, ale bez sprecyzowania stopnia jej surowości. Tak więc jeśli dany biskup suspenduje duchownego pedofila lub przenosi go do posługi w innej parafii, np. mniej lukratywnej, to wymierza sprawiedliwą karę wedle swojego punktu widzenia. Może księdza konkubinariusza usunąć ze stanu duchownego, ale nie musi tego uczynić, nawet jeśli ten trwa w przestępstwie.
Jeśli więc ktoś, a tak chyba sądzi p. Gutowski, a na pewno wielu komentatorów filmu „Franciszkańska 3”, uważa, że wydalenie ze stanu duchownego winno być sprawiedliwą sankcją za czyn pedofilski dokonany przez osobę duchowną, to jest to pogląd wykraczający poza kodeks prawa kanonicznego. To pozwala na wniosek, że zarzut niewystarczającej surowości po stronie Wojtyły nie jest przekonujący, nawet przyjąwszy, że pedofilia była 50 lat temu traktowana łagodniej niż obecnie.
Przykład z czasów Wojtyły
W kodeksie prawa kanonicznego nie występuje termin „pedofilia”. Mówi się o grzechu przeciw szóstemu przykazaniu Dekalogu z osobą nieletnią. Jest to jeden z czynów naruszających wezwanie „Nie cudzołóż” obok trwania w konkubinacie, innego grzechu zewnętrznego, użycia groźby lub przymusu (domyślnie – w związku z zamierzonym dokonaniem aktu seksualnego) oraz seksem publicznym.
Mamy tu wyraźną różnicę ze świeckim prawem karnym, które nie traktuje konkubinatu osób duchownych za czyn karalny. Nadto o ile obecnie KK traktuje pedofilię w sensie pojęciowym jako każdą czynność o zabarwieniu seksualnym czynioną wobec osoby nieletniej, np. pocałunek, o tyle kilkadziesiąt lat temu (może nawet w 1983 r.) przypadkiem tego grzechu był „pełny” stosunek seksualny lub przynajmniej jego znaczące usiłowanie. Instruktywny jest tutaj historycznie zaświadczony stosunek do duchownych konkubinariuszy (bardzo malownicze określenie).
Od czasów „Dekameronu” Boccaccia życie seksualne duchowieństwa obojga płci pozostaje ulubionym tematem literackim. Ocenia się, że ok. 20 proc. księży diecezjalnych ma stałe partnerki (konkubiny), a nierzadko dzieci. Oto przykład z Krakowa, z czasów Wojtyły. Pewna niewiasta, mężatka zresztą, została „poderwana” przez księdza. Efektem romansu było dziecko. Duchowny został przeniesiony do innej parafii, poza Krakowem, gdzie konkubina go nadal odwiedzała, czego efektem było drugie dziecko. Gdy opowiedziałem tę historię znajomemu, którego ojciec był prawnikiem kurii krakowskiej, roześmiał się i powiedział: „Też mi mecyje, raz na miesiąc przyjeżdża do Krakowa delegacja ze wsi i przywozi zapłakaną dziewczynę w ciąży z księdzem. Aby uniknąć skandalu, wielebny jest odsyłany na nowe stanowisko w innej miejscowości”.
Tedy przenoszenie do innej parafii jest typową „karną” konsekwencją wobec księży konkubinariuszy. I tak też początkowo traktowano pedofilów. Sytuacja zmieniła się w latach 90., gdy przestępstwo pedofilii zaczęło być traktowane znacznie surowiej. Wedle danych 26 hierarchów KK podało się do dymisji lub zostało odwołanych (to drugie rzadziej) w latach 1995–2020, w tym kilku za pontyfikatu Jana Pawła II. Wiadomo, że KK stara się, aby te przypadki w jego instytucjonalnych szeregach były traktowane dyskrecjonalnie, czemu ma służyć odmawianie dostępu do akt. W tej sytuacji opowiadanie, że Wojtyła nie wiedział, jest zwyczajnym mydleniem oczu. Trzeba powiedzieć więcej, mianowicie że już jako Jan Paweł II, przywódca znaczącego ruchu o światowym charakterze, miał obowiązek wiedzieć i reagować surowiej, niż to czynił. Fakt, postępował tak jak jego poprzednicy (o następcach jeszcze trudno powiedzieć), ponieważ jedną z cech systemu kościelnego jest ukrywanie przewin o charakterze obyczajowym. Jest to zresztą cecha każdej autorytarnej organizacji społecznej, np. partii politycznej.
Czytaj też: Seks tak, prezerwatywa nie, czyli przychodzi ksiądz do seksuologa
Miłość bliźniego mają w gębie i w nosie
Reportaż „Franciszkańska 3” wywołał duże reperkusje polityczne. Przypomnijmy: ambasador USA w RP został wezwany (potem jednak „zaproszony”) „w związku z działaniami jednej ze stacji telewizyjnych, będącej inwestorem na polskim rynku, (...) [których] potencjalne skutki są tożsame z celami wojny hybrydowej mającej na celu doprowadzenie do podziałów i napięć w polskim społeczeństwie (...) [w postaci] osłabienia zdolności Rzeczypospolitej Polskiej do odstraszania potencjalnego przeciwnika i odporności na zagrożenia”.
Pan Jędraszewski ogłosił, że mamy do czynienia z „drugim zamachem na papieża”. Pan Gliński (Piotr): „Jest to celowy atak mający na celu osłabienie Polski. To jest sytuacja krytyczna. W tej chwili jest zagrożenie. Naszym obowiązkiem jest wypowiedzieć się w tej kwestii”. Sejm wypowiedział się w uchwale potępiającej „medialną, haniebną nagonkę, opartą w dużej mierze na materiałach aparatu przemocy PRL, której obiektem jest Wielki Papież – św. Jan Paweł II, najwybitniejszy Polak w historii. Jest to próba skompromitowania Jana Pawła II materiałami, których nie odważyli się wykorzystać nawet komuniści. Nie pozwolimy zniszczyć wizerunku człowieka, którego cały wolny świat uznaje za filar zwycięstwa nad imperium zła”.
Rzecz podsumował sam Prezes the Best: „Stoimy w pobliżu potężnej akcji dyfamacyjnej, skoordynowanej medialnej nagonki wymierzonej w postać najwybitniejszego Polaka w naszych dziejach, kapłana, który walnie przyczynił się do upadku komunizmu i przez dekady kształtował polskie życie duchowe – św. Jana Pawła II. Przez lata byliśmy świadkami różnego typu ataków na Kościół, ale to, z czym mamy teraz do czynienia, jeszcze jakiś czas temu byłoby nie do pomyślenia”. Pojawiła się też diatryba p. Michalkiewicza: „To jest kampania [w innej wypowiedzi – obsrywanie], którą rozpętały w Polsce dwa ośrodki. Pierwszym jest Judenrat »Gazety Wyborczej«, a drugim ośrodkiem jest TVN, czyli żydowska telewizja dla Polaków”.
Jest rzeczą ciekawą, że cała ta kampania nie ma nic wspólnego z treścią filmu „Franciszkańska 3”. Może to dało asumpt do nieco mniej spektakularnych działań, takich jak kolejny etap deliberacji p. Świrskiego, jak odebrać koncesję TVN, prawie 200 zawiadomień, w tym wiele inspirowanych przez Radio Maryja, że p. Gutowski obraził uczucia religijne, apel p. Nowak (kurator małopolskiej), aby w szkołach i przedszkolach wieszać portrety Jana Pawła, czy decyzja byłego wójta Pcimia wycofująca ze sprzedaży na stacjach Orlenu tygodnik „Nie”.
Posłanki i posłowie Zjednoczonej Prawicy demonstracyjnie stanęli w sali sejmowej z portretami św. Jana Pawła II. Nieopodal protestowali opiekunowie osób niepełnosprawnych – musieli myć podopiecznych w zlewach, bo p. Witek zobowiązała straż marszałkowską do zablokowania dostępu do pryszniców – p. Terlecki rechotał przy okazji, że protest na rzecz niepełnosprawnych jest kolejną okupacją Sejmu. Bywa, jak mawiał Lec, że mający idee, np. miłość bliźniego, ciągle w gębie, mają je również w pobliskim nosie, o ile nie jeszcze (znacznie) niżej. Typowe dla praktykowania sacrum w wydaniu polskiego katolicyzmu politycznego szukającego ideologicznych uzasadnień dla nadchodzącej (a właściwie już trwającej) kampanii wyborczej. Nie dajmy się nabrać na ten manewr.
Czytaj też: Biskupi przechodzą na emeryturę. Takich luksusów nie ma w Polsce nikt