Bez happy endu
Tomasz Komenda: zderzenie z wolnością po przejściu piekła. Bez happy endu
To jedna z najgłośniejszych pomyłek sądowych w historii Polski. Tomasz Komenda (dziś 46-letni), do dnia aresztowania niekarany chłopak po szkole specjalnej, pracujący w myjni, mieszkający z mamą. Po wyroku 25 lat za gwałt ze szczególnym okrucieństwem – w czasie procesu zmieniono kwalifikację czynu na zabójstwo – trafił do więzienia w Strzelinie.
Na tropie zbrodni
O śmierci 15-letniej dziewczyny, znalezionej 1 stycznia 1997 r. na jednej z posesji w niewielkiej wsi Miłoszyce pod Wrocławiem, poinformowała jedna z wrocławskich gazet. Kilka dni po tragicznym odkryciu. Bez podawania drastycznych okoliczności śmierci nastolatki. Przez trzy lata policja nie była w stanie ustalić podejrzanych. Do czasu aż do jednej ze stacji telewizyjnych, po emisji programu o bestialsko zgwałconej dziewczynie, zadzwoniła kobieta twierdząca, że rozpoznaje w jednym z portretów pamięciowych pokazanych w reportażu syna sąsiadki. Tym synem był Tomasz Komenda. Zarzuty „zgwałcenia skutkującego śmiercią pokrzywdzonej” usłyszał 18 kwietnia 2000 r. 2 kwietnia 2001 r. akt oskarżenia trafił do sądu.
Do sprawy zbrodni miłoszyckiej w 2016 r. wrócił funkcjonariusz Centralnego Biura Śledczego Policji Remigiusz Korejwo. W 2020 r. mówił dziennikarzowi „Superwizjera” Grzegorzowi Głuszakowi, że kiedy wprowadzał się do Miłoszyc i chciał znaleźć w internecie jakiekolwiek informacje na temat tej miejscowości, pojawiały się tylko te o zbrodni sprzed lat. „Każda tragedia, która dotyczy dziecka i do tego w tak okrutny sposób zamordowanego, zgwałconego, we mnie budzi najgorsze emocje” – Korejwo nie krył wzburzenia, jednocześnie dodając, że do sprawy skazania Komendy zaprowadziła go policyjna intuicja. Od tej intuicji był krok do podjęcia działań przez prokuraturę.