Rozdwojony
Abelard Giza dla „Polityki”: Po co chodzić na stand-up, kiedy ma się taki rząd?
JULIUSZ ĆWIELUCH: – Polska to raj, oczywiście dla stand-uperów.
ABELARD GIZA: – Raj, jaki raj? Premier tego kraju jest wiecznie uśmiechnięty i tryska optymizmem. A ja jestem komikiem i ciągle się przejmuję, to o co tu chodzi?
O to, że Polska to taki sam kraj jak każdy inny, tyle że na odwrót.
To by wiele tłumaczyło. Ja nie śpię czasem po nocach, bo biorę odpowiedzialność za dwójkę małych ludzi. A premier ma brać odpowiedzialność za 37 mln i nie widziałem, żeby był niewyspany.
Jestem przekonany, że premier bardzo dba o swoje miliony.
Rozbawił mnie pan. Ale jednak dalej się martwię, że politycy odbierają nam publiczność. Po co chodzić na stand-up, kiedy ma się taki rząd? Prezydent też jest zagrożeniem, zwłaszcza jak nie podpisuje tych ustaw, na które się umówili, że on ich nie podpisze. Albo te papieskie kremówki rozdawane w pociągach.
Żarty i żarcie, żyć nie umierać.
Tylko jak ja mam robić żarty z żartów? Jak ja mam rozśmieszyć ludzi, że minister sprawiedliwości powinien wziąć czasem sprawy we własne ręce, jak się okazuje, że typ biega z klamką za paskiem. Dlatego w ostatnim programie o polityce jest bardzo mało. To już ogólnie mało kogo śmieszy.
Jak zmienili się Polacy przez te ćwierć wieku, kiedy obserwuje ich pan ze sceny?
Dalej chodzimy do „picerni”, ale jak nam dadzą pizzę na cienkim cieście, to już nie robimy burdy, że chcą nas okraść. To tak z grubsza. Jest jeszcze kilka różnic, ale te są już mniej istotne.
Jaja pan sobie ze mnie robi.
No tak właśnie ludzie reagowali, jak kiedyś dostawali pizzę na cienkim cieście. A tak bardziej serio, to w 2015 r. po żartach z papieża TVP dostało za mnie karę finansową, a mnie odwołali występ w Rabce i Skierniewicach, co oczywiście bardziej mnie zabolało.