KATARZYNA KACZOROWSKA: W jakiej jesteście obecnie sytuacji? Po dwóch dniach od rozpoczęcia protestu informowaliście, że Straż Sejmowa przychodzi w nocy i budzi was w krótkich odstępach czasu do kontroli pirotechnicznej.
IWONA HARTWICH: Tak było, noc z czwartku na piątek była spokojniejsza, aczkolwiek jest taka tendencja, że strażnicy przychodzą, kiedy śpimy, wchodzą między materace, mówią jakąś regułkę przez 10 min. Robi się głośno, więc nasze dzieci się budzą. Później ciężko, by znowu zasnęły. My, dorośli, sobie poradzimy, ale to, jak jesteśmy traktowani, nazwałabym wprost – to nękanie.
Pomagają posłowie KO i Lewicy
Macie dostęp do łazienki?
I tak, i nie. Nie mamy dostępu do pryszniców. Myjemy nasze dzieci w zlewie. Jeszcze niedawno była tutaj, gdzie koczujemy, bitwa o baniak z wodą do picia, bo raz nam go przynosili, a drugi raz wynosili. I tak chyba z pięć razy. Ale woda, taka zwykła, żeby można było do kubka nalać, już jest. Ja jestem w sytuacji luksusowej, bo mogę pójść do pokoju w budynku Sejmu i się umyć. A co z resztą osób biorących udział w proteście? Co z naszymi dziećmi, które są leżące, na wózkach, wymagają stałej pielęgnacji, a nie przecierania chusteczkami i ochlapania twarzy nad zlewem? My musimy w końcu umyć nasze dzieci. A myjemy się w zlewie, bo pani marszałek Witek nie wyraziła zgody na prysznice. Nie zgodziła się też, by osoby protestujące miały zapewniony trzy razy dziennie posiłek. Wychodzi na to, że naszego państwa nie stać na nakarmienie grupy kilkunastu osób. Do środy mamy dość komfortową sytuację, bo koledzy i koleżanki z Klubu Koalicji Obywatelskiej dali mi pieniądze.
Na zakup jedzenia?
Tak. Jestem spokojna, że mam je za co kupić. Wiadomo, że w sobotę będę musiała wyjść z Sejmu, zrobić zakupy na dwa dni, ale dzisiaj, w piątek 10 marca, mam już wszystko na kolację i zamówiłam obiad. Wszystko z własnej kieszeni. I tak jak mówię, na wysokości zadania stanęli koledzy z klubu parlamentarnego KO, pomagają nam też posłowie Lewicy. Przynoszą cukier, herbatę, kawę.
Jest tylko jeden postulat
A parlamentarzyści Zjednoczonej Prawicy?
Nie. Nasze dzieci bardzo to wszystko przeżywają. To są dorosłe osoby niepełnosprawne, które są z nami już kolejny raz. Mój syn Kuba – trzeci. I nikt z nich, włącznie z moim Kubą, nie rozumie tego, co się dzieje. Tego, że rząd uważa, iż te 1450 zł renty socjalnej od marca wystarczy im na miesiąc na życie, opłaty, na wszystko. Bo my przyszliśmy z jednym, prostym postulatem – trzeba tę rentę zrównać z płacą minimalną. Dla garstki ludzi, bo jest ich tylko 290 tys. Jeżeli jesteśmy państwem tak dużym, a nie potrafimy przez tyle lat zapewnić tym ludziom godnego życia, zabezpieczyć tych najsłabszych, niezdolnych do samodzielnej egzystencji, to kim my jesteśmy?
Jacek Żakowski napisał dzisiaj w komentarzu dla „Gazety Wyborczej”, że jesteśmy okrutni wobec słabszych.
Kuba się mnie pyta, ile razy będziemy protestować. Ile razy mamy tu przyjeżdżać i prosić o coś, co w krajach Unii Europejskiej jest normą. Tam się nie daje dorosłym niepełnosprawnym głodowego świadczenia i opiera całego systemu opieki na rodzinie, bo tak naprawdę to wszystko jest u nas scedowane na nas. Rząd wykorzystuje to, że nikt z nas nie zostawi dorosłego, niepełnosprawnego dziecka, że będziemy się nim opiekować. I ja nie potrafię mojemu synowi powiedzieć, ile razy będziemy w tej sprawie protestować.
Pierwszego dnia protestu przyszła do was wiceminister Agnieszka Ścigaj.
I się skompromitowała, pytając, dlaczego nasze dzieci nie wyjeżdżają na turnusy rehabilitacyjne. Powiedziałam jej, że turnus rehabilitacyjny to koszt 10 tys. Zapytała jeszcze, dlaczego nie mamy asystentów… Ta pani minister na proteście w 2018 r. mojego syna woziła na spacer. Dzisiaj wiem, że robiła to, żeby się lansować – bo wtedy mówiła: „pani Iwono, ma pani rację, ta renta socjalna to jest hańba, tak nie może być, przynajmniej minimum socjalne”. W poniedziałek wywołali ją rodzice, którzy przyszli na kolejny protest. Sama z siebie do nas nie przyszła. A jak przyszła, to powtarzała, że rząd PiS-u podniósł o ileś tam procent tę rentę socjalną… No ręce opadają.
Nie protestuję z synem dla siebie
Na Twitterze są konta atakujące panią i syna – wytykają wam zarobki i wzrost renty – rocznie do 17 tys. zł. To, że pani zarabia jako posłanka, a syn jako radny.
No i bardzo dobrze, bo my nie jesteśmy tutaj tylko dla siebie, my jesteśmy dla tej garstki, dla tych 290 tys., z których nikt poza Kubą nie jest radnym, a matka nie jest parlamentarzystką. Uważam zresztą, że po to ludzie dali mi ten mandat, żebym ich reprezentowała. Czy ci, którzy nas atakują, wiedzą, ile dostaję listów i maili z prośbami o pomoc, ilu ludziom, często w drobnych sprawach, ale dla nich bardzo trudnych, pomogłam? A poza tym, jak ktoś liczy pieniądze, to niech podzieli te 17 tys. na 12 miesięcy i zobaczy, ile wychodzi. I niech przeżyje sam za te pieniądze. Powtórzę. Nie protestuję z synem dla siebie, ale w imieniu tych, którym trzeba pomóc i zapewnić godne życie.
Podobno Agata Duda, żona prezydenta Polski, wyraziła chęć spotkania z wami.
Usłyszeliśmy, że jeśli ją zaprosimy, to może do nas przyjdzie. Więc zapraszamy Pierwszą Damę do nas, na protest dorosłych osób niepełnosprawnych i ich opiekunów w Sejmie.