„Wobec brutalnego ataku na moich Najbliższych i próby zaszczucia moich dzieci i rodziny tylko po to, aby w sposób kłamliwy i nieuprawniony uderzyć we mnie jako polityka, oświadczam, że kieruję tę sprawę do odpowiednich organów”, napisała 6 marca przed godz. 13 Beata Kempa na swoim twitterowym koncie.
Pan B., zięć Beaty Kempy
W ten sposób europosłanka z ramienia Solidarnej Polski grozi sądem „Gazecie Wyborczej” i dziennikarzowi Marcinowi Rybkowi, który opisał kłopoty z prawem jej zięcia Arkadiusza B., prowadzącego we Wrocławiu nieetyczny biznes. Mimo wojowniczej postawy pani Kempy nie boimy się napisać „nieetyczny”, bo gdy ktoś, tak jak Arkadiusz B., został raz ukarany za prowadzenie w sposób niezgodny z prawem wysypiska śmieci, by zaraz potem w analogiczny sposób łamać prawo i zapłacić kolejną karę, to właśnie oznacza, że kpi sobie z przepisów, a jego biznes jest tym samym nieetyczny.
Inna sprawa, czy Arkadiusz B., oprócz wykroczeń, za które był karany, tzn. oprócz nielegalnego składowania odpadów, dopuścił się również przestępstwa składowania odpadów w pobliżu lotniska, czego przepisy zabraniają szczególnie surowo i kwalifikują właśnie jako przestępstwo, a nie tylko wykroczenie, a to z powodu zagrożenia pożarem mogącym zakłócić ruch lotniczy i zagrożenia, jakie dla samolotów stanowią ptaki, licznie gromadzące się na wysypiskach.
Istnieją przesłanki dla przypuszczenia, że przestępstwo faktycznie miało miejsce, lecz pan B. uniknął kary, gdyż prokuratura bała się wejść w drogę bardzo wpływowej na Dolnym Śląsku polityczce. Po pierwsze, jedno z dwóch nielegalnych wysypisk pana B. znajduje się przy ul. Starachowskiej, mniej więcej 2 km od pasa startowego wrocławskiego lotniska, a drugie podobnie, tyle że od innej strony – przy ul. Gagarina. Jest mało prawdopodobne, aby prowadzenie takiej działalności w tych miejscach było legalne, a więc nie stanowiło przestępstwa.
Ziobrze w drogę się nie wchodzi
Po drugie sposób, w jaki z Arkadiuszem B. obchodzą się policja i prokuratura, wskazuje wyraźnie na brak chęci pociągnięcia go do odpowiedzialności. Czy może to wynikać z lęku przed zemstą Beaty Kempy? Oczywiście, że może, i nawet jest to całkiem prawdopodobne, jakkolwiek trudne do udowodnienia. W końcu skąd niby można wiedzieć, kto i kogo się w swym sercu bał?
Zawsze jednak można się odwołać do okoliczności uprawdopodobniających. A te przemawiają na korzyść takiego właśnie przypuszczenia, że mianowicie p. B. jest „kryty” jako zięć Beaty Kempy. Okoliczności są powszechnie znane. Beata Kempa jest bliską i lojalną współpracowniczką ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, który z pomocą PiS doprowadził do takich zmian ustawowych i zaprowadził tego rodzaju obyczaje w podległym sobie resorcie, że każdy prokurator i każdy sędzia, który działa nie po myśli ministra, musi się liczyć z degradacją, odesłaniem na emeryturę, przeniesieniem lub nawet sprawą dyscyplinarną. Prokuratorów i sędziów, którzy doznali tego rodzaju szykan politycznych, jest już kilkudziesięciu i z całą pewnością pozostali mają powody obawiać się konsekwencji wchodzenia w drogę czy to samemu Ziobrze, czy też któremuś z jego ludzi. A do tych ostatnich z pewnością należy posłanka Beata Kempa.
Ciuciubabka z magistratem
Co takiego uczynił p. Arkadiusz B. i jak odniosły się do tego władze? Otóż pierwsze nielegalne wysypisko na gruntach rolnych przy ul. Gagarina we Wrocławiu B. założył jeszcze w 2015 r. Mężem córki p. Kempy został rok później. Na żądanie władz komunalnych posprzątał wysypisko w 2016 r., lecz już w 2018 zaczął od nowa zwozić tam śmiecie. Od tego momentu zaczęła się niegodna zabawa przedsiębiorcy w ciuciubabkę z magistratem oraz Wojewódzką Inspekcją Ochrony Środowiska. Śmieci wywoził i przywoził, zapłacił cztery mandaty, ale w końcu wysypisko pozostało. Magistrat złożył zawiadomienie do prokuratury, swoje postępowanie wszczęła również straż pożarna, zaniepokojona bliskością portu lotniczego.
Okazało się, że na wysypisku przy Gagarina składowane są materiały łatwopalne, za to nie ma ujęcia wody do gaszenia ewentualnego pożaru. Prokuratura uznała uchybienia za niewielkie, niemniej umarzając sprawę, jednocześnie zleciła policji zbadanie wątków, w których podejrzewała kilka wykroczeń. Te wykroczenia to prowadzenie nielegalnych wysypisk uciążliwych dla ludzi i środowiska, przekazywanie śmieci podmiotom bez wymaganych zezwoleń oraz złamanie prawa lotniczego przez budowę obiektu sprzyjającego występowaniu zwierząt stwarzających zagrożenie dla ruchu statków powietrznych. Poważna sprawa dwóch nielegalnych wysypisk usytuowanych w pobliżu lotniska została zamieniona w drobną sprawę wykroczeń.
Policja dobrze odczytała sygnał z prokuratury. Nie podjęła żadnego śledztwa ani czynności w terenie, ograniczając się do przesłuchania p. B. W końcu niby to skierowała do sądu wniosek o ukaranie, ale dziwnym trafem bez podania dat wskazanych wykroczeń. Gdy po miesiącu (w lipcu 2022 r.) policja wysmażyła wreszcie poprawnie sformułowany wniosek, napisała w nim, że śmiecie składowane były do 9 lipca 2019, co – po pierwsze – było niezgodne z prawdą, gdyż co najmniej dwa wielkie kontenery stały na wysypisku jeszcze dużo później (na co policja posiada dowody), a po drugie, oznaczało, że sprawa jest przedawniona. Pomiędzy wykroczeniem a zawiadomieniem upłynął bowiem rok i osiem dni, a sprawa o wykroczenie przedawnia się po roku.
Mamy do wyboru wierzyć w indolencję i nieudolność policji albo w sprytny trick, za pomocą którego ukręcono łeb sprawie. Każdy może wybrać sam. Arkadiusz B. miał też sprawę związaną z nielegalnym składowaniem odpadów medycznych przy ul. Starachowickiej. Dobrze, że przynajmniej tamto wysypisko zechciał i zdołał zalegalizować. A czy sprawki z Gagarina ujdą mu na sucho, czy też może monity do prokuratury okręgowej doprowadzą do wszczęcia jakiegoś śledztwa? Niechaj wierzy, kto chce.
Czytaj też: Kto podpala wysypiska śmieci
PiS i Solidarna Polska kryją swoich
Doprawdy p. Kempa zbyt wielkie przypisuje sobie znaczenie, twierdząc, że dziennikarze opisują konflikty z prawem jej zięcia właśnie z jej powodu i po to tylko, aby uderzyć w nią jako polityczkę. Jej osoba jako teściowej, owszem, jest tu ważna, ale tylko o tyle, o ile może tłumaczyć, dlaczego Arkadiusz B. ma tak dobrze z policją i prokuraturą, jak ma, lecz z pewnością prasa pisałaby o nielegalnych wysypiskach niezależnie od tego, czy ich właściciel jest zięciem bardzo ważnej pani, czy też może jakimś zupełnie nieustosunkowanym kawalerem. Po prostu gazety już tak mają, że piszą o takich sprawach. Pani Poseł zechce darować – nikt z czytelników „Gazety Wyborczej” nie podejrzewa nawet tego, że należy do świata, w którym panuje szczere przekonanie i zgodna z nim praktyka, iż politycy i ich rodziny muszą być traktowani przez prawo i organy ścigania z taką samą surowością jak wszyscy inni obywatele. Nie mamy wątpliwości, że „krycie swoich” jest w świecie Solidarnej Polski tak samo oczywiste jak tępienie wrogów, podobnie jak nie mamy wątpliwości co do tego, że zarówno p. Ziobro, jak i p. Kempa gotowi są głośno i jednoznacznie deklarować, że prawo musi być jednakowe dla wszystkich. Po prostu nie spotyka się polityków, którzy twierdziliby coś innego.
Afera z nielegalnymi wysypiskami i Beatą Kempą na dalszym planie nie zaszkodzi posłance w karierze. Na tle tego, co wyrabia jej środowisko polityczne, trudno to nawet nazywać aferą. Za to gdyby jej zięć został skazany za przestępstwo, my „na opozycji” nie posiadalibyśmy się ze zdziwienia, podobnie jak wyborcy pani poseł. Spokojna głowa – dopóki istnieje koalicja PiS z SP, nic takiego nie ma prawa się stać. Wie to prokurator, wie to sędzia, wie to Kempa wraz z rodziną i wie to każdy przytomny człowiek w tym kraju.
Czytaj też: Podły żarcik Beaty Kempy o „pierwszej damie”. Są granice