Już drugi raz w ciągu półtora roku organa ścigania przeprowadzają oględziny w prywatnym schronisku w Wojtyszkach. Dziesięć miesięcy temu jego właścicielce Annie S. prokuratura postawiła zarzut znęcania się nad zwierzętami, a sąd zastosował środek zapobiegawczy w postaci dozoru policyjnego oraz nakazu powstrzymania się od prowadzenia wszelkiej działalności związanej z opieką nad zwierzętami, wykorzystaniem ich lub też oddziaływaniem na nie. W trakcie ostatniej interwencji tydzień temu obie biegłe powołane przez prokuraturę orzekły, że wszystkie psy w „schronisku” są w stanie zagrożenia życia i wymagają natychmiastowego zabrania z tego miejsca. Pomimo to dalej działa.
A zwierzęta są w tragicznym stanie. – Weszliśmy do piekła – mówi Katarzyna Śliwa-Łobacz, prezeska Mondo Cane. – Psy śpią na betonie, w niektórych boksach są jakieś zgniłe resztki słomy, która nie izoluje od betonu. Wszędzie odchody, widać, że większość psów ma permanentną biegunkę. Są karmione rzadko i karmą najgorszej jakości, w weekendy i święta w ogóle nie dostają jeść. Są w większości bardzo wychudzone. Kiedy weszliśmy tam wcześnie rano, w miskach nie było wody. Wiele psów ma problemy z poruszaniem. Jednego musieliśmy górą wyciągać z boksu, bo nie był w stanie sam wyjść. Nie podnosił nawet głowy.
Wojtyszki. Aktywiści czekali osiem godzin
Prokurator Sylwia Wróbel z Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim, prowadząca obie sprawy o znęcanie nad zwierzętami (pierwszą wszczęto już prawie półtora roku temu), w trakcie prokuratorskich czynności 23 lutego wydała zgodę na odebranie koło setki psów, które jeszcze tego samego dnia wyjechały z Wojtyszek transportami zorganizowanymi przez fundacje Mondo Cane i Liberandum. – Potem pani prokurator oświadczyła, że zakończyła swoje czynności – mówi Katarzyna Śliwa-Łobacz. – Przyznała, że reszta psów też jest w stanie zagrożenia życia i że mamy je odbierać sami w trybie art. 7 ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt.
Gdy prokurator i towarzyszący jej policjanci odjechali, aktywiści do godz. 22 pakowali jeszcze odebrane psy. Opuścili teren i przez kolejne kilka dni zajmowali się przygotowaniem transportów i domów tymczasowych dla pozostałych w Wojtyszkach 300 zwierząt. W czwartek 2 marca byli gotowi i rano w asyście policji, o którą poprosili, stawili się przed bramą. Anna S., której dom znajduje się na terenie schroniska, odmówiła im wstępu na teren. Argumentowała, że nie ma osoby zarządzającej tym miejscem. Po postawieniu zarzutów i zakazie dotyczącym zajmowania się zwierzętami musiała zrezygnować z kierowania schroniskiem. Znalazła „słupa” – znajomą Elżbietę Kin, która mieszka ponad 150 km stąd i zajmuje się wróżbiarstwem.
Aktywiści czekali pod zamkniętą bramą osiem godzin. Policjanci nie zgodzili się pomóc im wejść na teren. Po kilku godzinach pojechali, bo, jak powiedzieli, potrzebują wytycznych od prokuratury. Z prokuraturą nie udało się niczego ustalić ani przedstawicielkom fundacji, ani wspierającemu je mec. Marcinowi Jaklewiczowi.
– W trakcie interwencji 23 lutego można było postawić zarzuty, odebrać wszystkie zwierzęta, tak jak to miało miejsce w schronisku w Radysach czy w Bystrej – mówi adwokat. – Nie wiem, dlaczego tak się nie stało.
Czytaj też: Zwierzę nie jest rzeczą. Ale, niestety, nie każde
Nie wszystkie zwierzęta dożyły
I to już drugi raz. Półtora roku temu, po pierwszej interwencji, kiedy odebrano 67 psów, cztery koty i 33 króliki, prokuratura także nie zrobiła nic, żeby schronisko przestało działać. A nie wszystkie z tych zwierzaków, które zostały, dożyły do drugiej interwencji. – Mamy numery chipów, specjalnie sprawdzałyśmy teraz te, które wtedy były w najgorszym stanie, ale nie załapały się na odbiór – mówi Elżbieta Rolnik z Liberandum. – I niestety wielu już nie było.
Ale formalnie wszystko było w porządku. Co potwierdzały kontrole Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej. Więc gminy nie widziały powodu, dla którego mają rezygnować ze współpracy ze schroniskiem. Zwłaszcza że „psiodniówka” była tu najniższa. 20 gmin podpisało z Wojtyszkami umowy na odbiór bezdomnych zwierząt z ich terenu. Zasilając tym samym przestępczy biznes z pieniędzy podatników.
Prokuratura drugi raz nie zadziałała
Prokuratura przez ponad rok gromadziła materiał dowodowy. Akt oskarżenia nie został jeszcze skierowany do sądu. Na szczęście nie próżnowały Elżbieta Rolnik i Beata Czernecka z Liberandum. Pisały do gmin, naciskając, by zabrały z Wojtyszek swoje zwierzęta i pomagały w adopcjach. Większość psów, które udało im się wyciągnąć, była w takim stanie, że złożyły do prokuratury kolejne zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Stąd drugie postępowanie i kolejna interwencja.
– Złożyliśmy też wniosek do prokuratury o aresztowanie właścicielki Wojtyszek – mówi Katarzyna Śliwa-Łobacz. – Są dowody, choćby nagrania z monitoringu, że łamała zakaz prowadzenia wszelkiej działalności związanej z opieką nad zwierzętami. I mataczy w postępowaniu.
Czy to wszystko wystarczy, żeby cieszące się najgorszą sławą schronisko w Polsce wreszcie przestało działać? Na razie fundacje nie tracą nadziei na odebranie stamtąd wszystkich zwierząt (bo taką zgodę prokuratury mają) i apelują do wszystkich o pomoc w znajdowaniu tymczasowych domów. Transporty zostały pod bramą Wojtyszek, kierowcy będą spać w samochodach.
Czytaj też: Jak Kościół w Polsce traktuje zwierzęta
Zwrot jak w filmie akcji
Posłanka Katarzyna Piekarska, przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt, przyjechała do Wojtyszek i także nie została wpuszczona. Zapowiedziała zwrócenie się do Prokuratury Krajowej o objęcie nadzorem dwóch dochodzeń w sprawie schroniska. W nocy z 2 na 3 marca – zwrot jak w filmie akcji – miejsce przejął Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt (wbrew nieco mylącej nazwie jest to po prostu organizacja pozarządowa), który dogadał się z właścicielką Anną S. na dzierżawę terenu z opcją kupna.
DIOZ zamierza wyremontować Wojtyszki i stworzyć tam „zwierzęcy raj”. Jeszcze w nocy zainicjował na ten cel zbiórkę w wysokości 5 mln zł. W piątek rano do schroniska weszły aktywistki Liberandum i Mondo Cane, które zabierają psy do przygotowanych domów tymczasowych. Właścicielkę Wojtyszek oraz jej znajomą Elżbietę Kin aresztowano.
Wielu internautów ochoczo wpłaca pieniądze. Wielu jednak oburza się na to, że DIOZ finansuje w ten sposób osobę, która przez lata żerowała na krzywdzie zwierząt i na której ciążą zarzuty o znęcanie się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem.