Westchnienie głębokiej ulgi przetoczyło się przez sale, w których ostatnie lekcje polskiego pobierają maturzyści, przez pokoje nauczycielskie i uczniowskie fora internetowe – w reakcji na ogłoszenie przez ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, jego zastępcy Dariusza Piontkowskiego oraz dyrektora Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Marcina Smolika okrojenia jawnych zagadnień maturalnych na ustny egzamin z języka polskiego.
Jak tłumaczyli decydenci, postanowili zmniejszyć liczbę pytań z ponad 220 do maksymalnie 120, wsłuchując się w głosy rodziców i nauczycieli (ale już nie uczniów!), w związku z okresem pandemii. Jeszcze niedawno na apele o rezygnację z „ustnych” szefowie MEiN i CKE odpowiadali, że w tej sprawie z ich strony nie będzie żadnych ustępstw. W poprzednich trzech latach, podkreślali, egzaminów w tej formule nie przeprowadzano wyłącznie z powodu zagrożenia epidemicznego, które obecnie zmalało, i dlatego nie ma zmiłuj. A w ogóle to „do matury trzeba się uczyć”.
Czy będą kolejne ustępstwa MEiN i CKE
Oczywiście to przygnębiające, że akurat egzamin ustny, co do zasady sprawdzający umiejętność przekazywania i wymiany informacji w najbardziej naturalny sposób, w spontanicznej rozmowie offline, budzi najwięcej niepokoju nastolatków i ich nauczycieli. Zmieniona i – w znacznej części utrudniona – jest przecież cała formuła matury, odkąd naukę w liceach wydłużyła do czterech lat Anna Zalewska na mocy swojej „deformy”. Problem w tym, że ta właśnie forma wypowiedzi została najsłabiej przećwiczona przez uczniów w trakcie ich nauki w mijających latach – właśnie za sprawą pandemii. A generalnie jest ćwiczona słabo, co jest jednym z tych poważniejszych kłopotów rodzimego systemu kształcenia. W dodatku merytoryczny ogrom tematów ustnego egzaminu był przytłaczający, a konstrukcja wielu pytań podchwytliwa i nieprzyjazna. W wyniku ogłoszonej wczoraj decyzji z listy wypadły niektóre najbardziej absurdalne, w tym słynne o rolę kostiumu historycznego w literaturze na podstawie „Odprawy posłów greckich” Jana Kochanowskiego (choć dwa inne pytania o raczej hermetyczną dla większości współczesnych młodych ludzi „Odprawę” zostają).
Tu i ówdzie rodzą się nadzieje, że za wczorajszym ustępstwem MEiN i CKE pójdzie kolejne – że „ustne” ostatecznie zostaną młodym Polakom i w tym roku darowane, co jednak nie wydaje się realne. Bardziej prawdopodobne jest natomiast, że egzaminatorzy dostaną nieformalne polecenia, by oceniać maturzystów łagodniej, niż to narzucają suche reguły w rozbudowanych broszurach przygotowanych na tę okoliczność (jeśli oczywiście będzie miał kto oceniać, to osobna kwestia).
Podglebie na wybory
Ale już sama zmiana zapowiedziana wczoraj, choć pożądana, jest wystarczająco niepoważna – na dwa miesiące przed maturą, po idących w lata apelach. I wyraźnie potwierdza wrażenie, że edukacja, a też i dobrostan młodzieży, tak jak wszystkie inne obszary życia, nie jest dla rządzących niczym więcej niż tylko narzędziem, które można wykorzystać, by zwiększyć szansę na sukces w nadchodzących wyborach. Czy pisowscy urzędnicy liczą, że objawiając łaskawsze oblicze maturzystom, zyskają w nich nowy elektorat? Aż tak to pewnie nie. Ale wiedzą, że gdyby na egzaminie nastąpił pogrom, a byłby on nieunikniony w zderzeniu z aktualnymi do wczoraj pytaniami, zrodziłby się kolejny wizerunkowy kłopot. A tego akurat można uniknąć bezkosztowo, nie zabierając nikomu posad, apanaży czy hojnych dotacji. Dlaczego więc nie skorzystać?