JOANNA PODGÓRSKA: – Przez tysiące lat dla homo sapiens niedobór mógł oznaczać śmiertelne zagrożenie. Czy to ewolucyjne dziedzictwo wpędza nas w nadmierną konsumpcję?
PIOTR BUCKI: – Mamy wdrukowany lęk przed brakiem zasobów. W przeciwieństwie do „za dużo” – „za mało” było niebezpieczne. Dziś cenę za to płaci planeta, środowisko i nasze portfele, ale też po części nasz dobrostan. Ciągła potrzeba maksymalizacji zasobów, ale też środków do ich nabywania, wcale nie wpływa dobrze na naszą psychikę. Oczywiście jest pewien poziom potrzeb, który powinien być zapewniony, wpisany w prawa człowieka. Natomiast nadmiar, do którego dążymy, po części jest ewolucyjny, ale ma także korzenie w początkach naszego życia stadnego, gdy zaczęliśmy szukać sposobów na wyróżnienie się. Najczęściej wiązało się to z zasobami i atrybutami, które mogły stwarzać naszą tożsamość, np. królewskość czy kardynalskość. Dziś takim wyróżniającym nas atrybutem może być luksusowa torebka, ekskluzywne wakacje, ale też np. udział w ekstremalnym runmageddonie. Do nadmiernej konsumpcji pchają nas i natura, i kultura.
Gdy mamy do wyboru trzy pasty do zębów, to wybór jest realny, ale gdy jest ich 30…
To mamy terror wyboru.
Pan doliczył się ponad tysiąca odmian oliwy extra virgin. Zalewa nas morze dóbr. Czy racjonalne zakupy są w ogóle możliwe?
Jesteśmy w hotelowej restauracji. Właśnie zamówiłem coś do jedzenia, chociaż mam przy sobie catering, który przywiozłem, i mógłbym go zjeść w pokoju po naszej rozmowie. Ale mózg podpowiedział mi, że mam ochotę na coś ciepłego tu i teraz. Czy to racjonalne? Dla mojego portfela – nie. Moje teraźniejsze ja przegrało z przyszłym ja. To był impuls.