Społeczeństwo

Mama Ginekolog straciła kontakt z bazą, czyli jak przeżyć z polską służbą zdrowia

Mama Ginekolog Mama Ginekolog Facebook
Mama Ginekolog straciła czujność i wygadała się, że znajome i rodzinę przyjmuje co prawda po godzinach, ale na NFZ i w znakomicie wyposażonym gabinecie uniwersyteckiej kliniki. I wybuchł skandal.

Mama Ginekolog, prywatnie Nicole Sochacki-Wójcicka, to influencerka z ogromną bazą fanek i fanów – na Instagramie ma obecnie 927 tys. obserwujących. Połączony z jej kontem profil mamaginekolog.news na Facebooku, skupiony na prezentacji materiałów portalu „Mama Ginekolog”, przyciągnął 363 tys. osób.

Drobna blondynka, mama dwóch chłopców, nie epatuje influencerską urodą, przeciwnie, wygląda raczej jak wiecznie czymś zaaferowana sąsiadka. Wpisy i filmiki ukazują szczęśliwą panią domu, która z powodzeniem, ale nie bez trudności łączy bycie żoną i matką z odpowiedzialną pracą zawodową (jest lekarką rezydentką w Uniwersyteckim Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego) i współprowadzeniem rodzinnego przedsiębiorstwa (stojąca za portalem poradniczo-sprzedażowym mamaginekolog.pl firma Roger Publishing odnotowała w 2021 r. kilkanaście milionów złotych zysku). Jednym słowem, uosobienie „relatability”, umie prezentować się jako ktoś, z kim można się utożsamić, kogo się rozumie i można spytać o radę.

Morsowanie w ciąży? Proszę bardzo

I rzeczywiście portal i profil Mamy Ginekolog to kopalnia dobrych rad w rozmaitych sprawach związanych z kobiecym losem. Morsowanie w ciąży? Proszę bardzo. Prawidłowe zakładanie podpasek na noc? Oto jak się to robi. Czy można sobie w czasie ciąży zrobić manikiur hybrydowy? Nicole Sochacki-Wójcicka wszystko wytłumaczy. Ale obok porad z branży „beauty i lifestyle” znajdziemy uspokajające wiadomości na temat interpretacji testów zdrowia noworodków, tekst o prawidłowym oddychaniu niemowląt czy o tym, co się zdarza w połogu. Jednym słowem, wszystko, o co chciałaś zapytać swojego ginekologa i położną, ale... nie było terminów na NFZ (a przecież nie będziesz płacić 200 zł, żeby przegadać z lekarzem swoje lęki).

I wszystko byłoby świetnie, choć oczywiście nie bez normalnych życiowych trudności, gdyby Mama Ginekolog nie postanowiła wykonać typowego influencerskiego ruchu polegającego na synergii baz fanek i nie nagrała „lajfa” z inną instagramożerczynią, Lil Masti (mistrzyni Fame MMA kobiet w kategorii open Aniela Bogusz, przedstawiająca się jako „silna kobieta”, ma 1,2 mln fanów na Instagramie i 1,4 mln na TikToku). Lil Masti pod koniec zeszłego roku dowiedziała się, że jest w wyczekiwanej ciąży, i zdecydowała się zwrócić do Mamy Ginekolog, prywatnie, jak się zdaje, dalekiej kuzynki, z prośbą o jej poprowadzenie.

Normalna sprawa, nie od dziś wiadomo, że w polskiej służbie zdrowia da się przeżyć tylko, jeśli masz w telefonie kontakt do znajomego lekarza. Pierwsze sprawozdania z wizyt biły rekordy popularności, ale na początku lutego Mama Ginekolog straciła czujność i wygadała się, że znajome i rodzinę przyjmuje co prawda po godzinach, ale na NFZ i w znakomicie wyposażonym gabinecie uniwersyteckiej kliniki. Wybuchł skandal, sam NFZ wydał komunikat na Twitterze.

Do Mamy Ginekolog poza kolejką

Mama Ginekolog usiłowała tłumaczyć, że „wszyscy tak robią” i „rozmawiała o tym z profesorem”. Niestety prezes zarządu Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka WUM prof. hab. Tomasz Kuczer zapamiętał to inaczej i wydał stanowcze oświadczenie, że nigdy rozmowy „w przedmiotowej sprawie” nie przeprowadzał i nie przeprowadzi – ani z nią, ani z żadnym innym pracownikiem. Zapowiedział też kontrolę.

Wywiązała się żywa debata. Lekarze, w tym np. Kuba Sienkiewicz, lider zespołu Elektryczne Gitary i neurolog, tłumaczyli, że „nie da się skutecznie leczyć, nie przyjmując poza kolejnością” – co jest prawdą dlatego, że ciążę czy pęknięcie prezerwatywy, ale i wiele chorób trudno zaplanować na kilka miesięcy do przodu, ale też dlatego, że w wielu specjalnościach terminy oferowane przez NFZ wymagałyby konsultacji u specjalnego medycznego jasnowidza. Pytanie brzmi, jaka droga prowadzi do przeskoczenia kolejki – odkrycie niepokojącej zmiany przez lekarza podczas rutynowych badań i wewnętrzna praca systemu, by jakoś „zmieścić” pacjenta na cito w możliwie dobrym ośrodku, czy też osławiony telefon do przyjaciela.

„Hakowanie” systemu opieki zdrowotnej, znajdowanie nieoczywistych dróg na skróty, wykorzystywanie znajomości, ale też quasi-korupcyjne „wizyty u profesora”, dzięki którym szanse na znalezienie terminu operacji radykalnie rosną, znakomicie opisała Izabela Morska w powieści „Znikanie” (nominowanej do Angelusa i nagrody Wiatr od Morza). Raport NIK z 2019 r. potwierdza, że służba zdrowia jest niedofinansowana i problematycznie zarządzana: „Skutkuje to niewystarczającą podażą świadczeń zdrowotnych w porównaniu do uzasadnionych potrzeb zdrowotnych ludności, a także wysokim udziałem usług finansowanych ze środków prywatnych w łącznych kosztach udzielonych świadczeń. Tym samym dostęp do nich coraz częściej uzależniony jest od sytuacji finansowej chorego”.

„Wystarczy” kuzynka celebrytka

W tym kontekście ginekologia jest też dość szczególną specjalizacją. Od czasu usunięcia pigułki „dzień po” EllaOne z listy leków dostępnych bez recepty kwestia dostępu do ginekologa „na NFZ” stała się czymś wyraźnie politycznym. Ginekologów brakuje, są regiony, w których w ogóle nie ma gabinetów, a nawet sztandarowy „program opieki koordynowanej nad kobietą w ciąży”, tzw. KOC, który co do zasady należy się każdej obywatelce Polski z potwierdzoną ciążą, nawet jeśli nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, jest problematyczny, gdyż, jak wskazuje NIK, „świadczenia oferowane są tylko na terenie niektórych OW NFZ, przez ograniczoną liczbę podmiotów”.

Dziewczyny i kobiety, które nie mogą dostać się do lekarza, o ile nie dysponują wolną kwotą stu kilkudziesięciu–dwustu złotych na trwającą kwadrans wizytę, dowiadują się, że „wystarczy” mieć kuzynkę celebrytkę i wszystko to, co dla niższej klasy średniej jest za ciężkie pieniądze i w niedogodnych terminach, okazuje się dostępne od ręki i za darmo. Sochacki-Wójcicka chyba nie zdawała sobie sprawy, w jakim stopniu jej porady dyskontują dokładnie te niedobory systemowe, brak dostępu do sensownej, bliskiej i terminowej opieki położniczej, ginekologicznej, a nawet pediatrycznej. Po prostu totalnie straciła kontakt z bazą.

Ale tak naprawdę oburzenie powinno budzić nie to, że ktoś wszedł do lekarza bez kolejki – skandalem jest to, że czas oczekiwania na wizytę jest wyznacznikiem społecznego statusu. Skandalem jest, że w Polsce, uważanej za kraj rozwinięty, opieka zdrowotna to ciągle za krótka kołderka, której modernizacja, a nawet taka przebudowa, żeby system był bardziej efektywny przy mniejszym zużyciu środków, jest praktycznie niemożliwa przez to, jak uwikłane są jego rozmaite elementy. To również z mocą stwierdza raport NIK i z tymi słowami już Państwa zostawię:

„Skala finansowania potrzeb zdrowotnych, wyrażona jako udział wydatków systemu ochrony zdrowia w PKB, jest niska w porównaniu do innych krajów europejskich. Skutkuje to niewystarczającą podażą świadczeń zdrowotnych w porównaniu do uzasadnionych potrzeb zdrowotnych ludności, a także wysokim udziałem usług finansowanych ze środków prywatnych w łącznych kosztach udzielonych świadczeń. Tym samym dostęp do nich coraz częściej uzależniony jest od sytuacji finansowej chorego. Dalszą konsekwencją tego stanu jest dekapitalizacja bazy materialnej oraz ograniczone możliwości wprowadzenia nowoczesnych technologii.

Ustalenia kontroli NIK wskazują, że część lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej nie wykonuje zadań z zakresu profilaktyki chorób cywilizacyjnych (w tym dotyczących nowotworów), a w szczególności badań profilaktycznych, czy nie uczy pacjenta samokontroli. Jedną z przyczyn tego stanu są m.in. niewystarczające zasoby kadrowe systemu ochrony zdrowia, w tym lekarzy POZ, którzy obejmując opieką nawet kilka tysięcy uprawnionych, nie są w stanie rzetelnie wykonywać swoich obowiązków w tym zakresie”.

Czytaj też: W Polsce brakuje ginekologii dziecięcej

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną