Wskaźnik dominicantes, czyli osób biorących udział w niedzielnej mszy, po raz pierwszy w historii III RP spadł poniżej 30 proc. – tak wynika z danych opublikowanych przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego za 2021 r. Według nich w niedzielnych praktykach wzięło udział 28,3 proc. (to spadek o prawie 10 proc. rok do roku). Wskaźnik communicantes, czyli osób przystępujących podczas mszy do komunii świętej, wyniósł 12,9 proc. Najwięcej dominicantes odnotowano w diecezji tarnowskiej – blisko 60 proc., najmniej w łódzkiej – 17,2 proc.
Biskupi winią pandemię
W komentarzach hierarchów dominuje ton: to wina pandemii. I nadzieja, że w przyszłym roku sytuacja wróci do przedepidemicznej normy. Z wielu przyczyn może być to nadzieja płonna.
Po pierwsze, spadek niedzielnych praktyk wpisuje się w szerszy trend sekularyzacyjny, widoczny w innych badaniach i statystykach. Towarzyszy mu wzrost liczby apostazji, rezygnacja z udziału w katechezie szkolnej, drastyczny spadek powołań kapłańskich. Wydaje się, że pandemia mogła jedynie ten proces przyspieszyć. Wierni, którzy w okresie epidemii zawiesili praktyki religijne, zyskali czas na refleksję: czy i do czego są im one potrzebne. Sekularyzacji młodego pokolenia, która porównywana jest do tsunami, zaczyna towarzyszyć kruszenie katolicyzmu kulturowego, niejako domyślnego, który stanowił o sile i pozycji polskiego Kościoła.
Po drugie, obostrzenia w kościołach były stosunkowo łagodne (limit połowy miejsc, nie licząc osób w pełni zaszczepionych). A tajemnicą poliszynela był fakt, że i te łagodne restrykcje były nagminnie łamane. ISKK przeprowadził badanie nietypowo wcześnie, bo we wrześniu (zwykle odbywa się ono na przełomie października i listopada), zanim rozpędziła się na dobre kolejna pandemiczna fala.
Kościół nie słyszy dzwonów alarmowych
Po trzecie wreszcie, w episkopacie trudno doszukać się śladu refleksji, dlaczego sytuacja wygląda tak, a nie inaczej. Nie było w ostatnich latach badania czy sondażu, który byłby dla Kościoła korzystny. Dzwonki alarmowe dzwonią od dawna, a biskupi jak mantrę powtarzają: to nie wina Kościoła, to Kościół jest ofiarą złego świata. Bez refleksji trudno o trafną diagnozę, a bez diagnozy trudno liczyć na uzdrowienie obecnego stanu rzeczy.
Czytaj też: Krzyż nad tablicą