Reakcyjny Kościół miłosiernego Boga
Katolicyzm wojujący. Kościół potężnie skręcił w prawo i staje się coraz mniejszy. To się nie zmieni
JACEK ŻAKOWSKI: – Co pan nam chciał powiedzieć o polskim Kościele?
BRIAN PORTER-SZUCS: – Czytelnikom wersji angielskiej jedno, a czytelnikom wersji polskiej drugie.
Zacznijmy od angielskiej, bo jest 12 lat starsza.
Po angielsku chciałem opowiedzieć trwający przeszło sto lat bardzo ciekawy proces zastępowania Kościoła skupionego na ludziach, czyli na naprawianiu grzeszników, przez Kościół skupiony na społeczeństwie, polityce i państwie, czyli na naprawianiu ładu publicznego. Jeszcze na początku XIX w. kazania polskich księży w kółko przypominały ludziom, że są strasznymi grzesznikami i muszą pilnować moralnego porządku w swoim życiu, bo jak nie, to będą się smażyli w piekle. A potem coraz ważniejsze stawało się, że to świat jest zły, piekło jest na Ziemi i zło społeczne wpędza ludzi w grzech, a grzechy wiernych to skutek grzesznego porządku. W kościelnym nauczaniu grzesznicy stali się ofiarami. A prawdziwych winnych za grzechy wiernych pokazywał Kościół.
Od grzechu indywidualnego do grzechu politycznego. Od mówienia do grzeszników do mówienia o grzesznikach? Od nieładu moralnego do nieładu społecznego.
To w polskim katolicyzmie był bardzo ciekawy proces, który stał się widoczny na początku XX w.
Czyli po „Rerum novarum…” Leona XII, gdzie pojawiły się sprawa robotnicza, sprawiedliwa płaca i związki zawodowe.
W Polsce to się przyjmowało szybciej, niż się zwykle sądzi. Wybitni biskupi, jak Józef Bilczewski czy Józef Teodorowicz, propagowali idee Leona już na przełomie wieków. Ale Akcja Katolicka na dobre ruszyła raczej w połowie XX w.
Wtedy, kiedy ks. Stefan Wyszyński, późniejszy prymas Polski, udzielał się w związkach zawodowych, zakładał Uniwersytet Robotniczy i działał w Związku Młodzieży Robotniczej?