Służby i służący
Komu tak naprawdę służą służby specjalne. Władza złamała im kręgosłup
VIOLETTA KRASNOWSKA: – Okazało się, że w najbardziej wrażliwych miejscach dla służb specjalnych mieliśmy Tomasza L., który szpiegował dla Rosjan. Został w 2006 r. członkiem Komisji Likwidacyjnej WSI. Co to dla nas oznacza?
PIOTR NIEMCZYK: – Tomasz L. odpowiadał tam za sprawy placówek zamiejscowych, bo tak o jego roli mówi Sławomir Cenckiewicz, wtedy szef tej komisji. Że to był człowiek podobno do różnych pomocniczych rzeczy i że go mało widywał. Inne źródła mówią, że zajmował się także ewidencjonowaniem akt – wymarzona rola dla szpiega czy współpracownika tajnych służb, który taki właśnie powinien być: niewidoczny, ale z dostępem do wszystkiego. Akta WSI to jest ogromna wiedza o metodach, środkach i aktywach służb wywiadowczych, nie tylko WSI, ale też innych służb – i to nie tylko polskich, więc to wszystko podlegało daleko idącej dekonspiracji.
Co wiadomo o 57-letnim dziś Tomaszu L.?
Mnie bardzo niepokoi, że właściwie nie wiadomo, co on robił wcześniej. Bo zaczyna istnieć, gdy na początku lat dwutysięcznych trafia do Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.
Tam pracował Jacek Sasin i Elżbieta Jakubiak, która zabrała go stamtąd w 2003 r. do ratusza, gdy prezydentem Warszawy został Lech Kaczyński.
Ale co on robił wcześniej, tego nie wiemy. Bo być może te straty są nieporównywalnie większe niż wszystko, czego się teraz domyślamy. Studia historii na UW skończył dość późno, bo w 2004 r. A przecież do komisji likwidacyjnej WSI zatrudniano osoby z jakimś doświadczeniem. Czy to znaczy, że Tomasz L. miał coś wspólnego ze służbami jeszcze przed zakończeniem studiów?
Wiemy, że w 2005 r. przeszedł do Urzędu Stanu Cywilnego. Dla służb obcych państw – to jak dostać się do raju.