Ludzie petycje piszą
Polacy pokochali petycje. Ale z petycjami jest jak z modlitwami
Obywatele piszą ze złości i bezsilności. Oraz dlatego, że chcą zamanifestować swoje zdanie, poczuć sprawczość. Tak było w grudniu 2022 r., kiedy stanowisko zastępcy rzecznika praw obywatelskich straciła dr Hanna Machińska. Dla wielu była przez lata symbolem swego urzędu – blisko ludzi; czy w romskiej wiosce, czy w lesie na polsko-białoruskiej granicy. Zwolniona nagle, bez podania przyczyn. Pod internetową petycją w intencji jej przywrócenia w zaledwie trzy dni podpisało się ponad 5 tys. osób.
Obywatele piszą i podpisują petycje polityczne i systemowe. Tak jak rodzice i opiekunowie niepełnosprawnych, którzy już po raz kolejny w ciągu ostatnich lat domagają się od minister rodziny i polityki społecznej zniesienia obowiązującego ich nieżyciowego zakazu pracy zarobkowej. Ten zakaz nie pozwala rodzinom wybić się ponad państwową, określoną ustawowo, biedę.
Piszą w sprawach lokalnych i praktycznych, „małoojczyźnianych” – jak mieszkańcy wsi Radwanice koło Wrocławia, którzy w petycji prosili Pocztę Polską o przywrócenie do pracy sympatycznego listonosza. Piszą także w sprawach ideowych – jak wierzący oburzeni na telewizyjny kabaret, który urągał ich zdaniem kobiecej godności Matki Boskiej. Piszą do władz lokalnych, państwowych, a czasem europejskich – kiedy w Polsce nikt nie chce słuchać. Albo gdy inne sposoby zawiodły i ważną dla kogoś sprawę spowija, mimo licznych petycji, milczenie urzędów.
Prawnicy i aktywiści zajmujący się prawami obywatelskimi podkreślają, że współczesna polska petycja, jeśli ma osiągnąć cel, powinna być jak przemyślana i rozpisana na wiele instrumentów kampania. Samo napisanie petycji (apelu, listu otwartego, memoriału, proklamacji, orędzia, manifestu), wrzucenie jej do internetu i liczenie na podpisy współobywateli to najczęściej za mało, by przeforsować to, na czym komuś zależy.