„Mimo że prace nad tą ustawą były prowadzone długo, niestety, nie udało się osiągnąć czegoś, co nazwałbym społecznym kompromisem. Protesty podnoszone są od skrajnej lewicy do skrajnej prawicy. Podmioty z każdej strony sceny politycznej znajdują w tej ustawie punkty, co do których mają wątpliwości. Na pewno jedno można powiedzieć o tej ustawie – nie zapewnia tego, na czym mnie dzisiaj zależy. A zależy mi na tym, żebyśmy mieli po prostu spokój. W związku z powyższym podjąłem decyzję, że nie podpiszę tej ustawy” – w ten sposób prezydent Andrzej Duda uzasadnił decyzję o zawetowaniu nowej edycji nowelizacji prawa oświatowego, w potocznym języku ochrzczonej hasłem „lex Czarnek 2.0”, choć bardziej adekwatna byłaby nazwa „lex Czarnek turbo”.
A to dlatego, że projekt, jesienią formalnie przedłożony jako poselski, pod pewnymi kwestiami szedł dużo dalej niż jego pierwsza wersja, oficjalnie przygotowana w Ministerstwie Edukacji i Nauki i zawetowana przez Andrzeja Dudę w marcu (najnowsza wersja też została przygotowana w MEiN, co na podstawie technicznego opisu dokumentu wychwycili eksperci opozycji, ale próbowano to ukryć, by uniknąć konieczności konsultacji społecznych, do czego w dzisiejszym wystąpieniu prezydent też się odniósł).
Czytaj też: PiS zamachnął się na edukację domową
Lex Czarnek w wersji turbo
Nowe regulacje przewidywały wzmocnienie kontroli kuratorów (ministerialnych nominatów) nad szkołami i placówkami oświatowymi. Organizacje pozarządowe nie mogłyby prowadzić zajęć na terenie szkół bez każdorazowej kuratorskiej zgody. To właśnie decyzja kuratora miałaby nadrzędną rolę nad wolą rodziców. Prezydent dodatkowo podkreślał to w swoim uzasadnieniu. Nie ukrywał, że taka konstrukcja była też sprzeczna z zaproponowanymi przez niego przepisami, które dwa lata zleżały się w sejmowej zamrażarce, a kilka tygodni temu zostały wyjęte, by – jak przekonywali posłowie PiS – procedować je wspólnie z ich projektem. W rzeczywistości w ogóle ich nie uwzględniono.
Nowa wersja lex Czarnek została też „wzbogacona” w stosunku do poprzedniej o przepisy radykalnie ograniczające edukację domową. Planowano m.in., by uczniowie mogli przejść na taki tryb nauki tylko do 21 września, mieliby też zdawać obowiązkowe w ED coroczne egzaminy z poszczególnych przedmiotów wyłącznie w formule stacjonarnej. Senackie biuro legislacyjne uznało projekt za niekonstytucyjny, mimo to (na styk) udało się go przeprowadzić przez parlament.
133 listy do Andrzeja Dudy
Propozycje – do czego odwoływał się Andrzej Duda – uruchomiły protesty stowarzyszeń i organizacji obywatelskich, rodzicielskich i oświatowych, w tym najszerzej znanej Wolnej Szkoły. Jak wyliczał prezydent, przyszły do niego 133 listy z wyrazami sprzeciwu, czasem podpisane przez kilkadziesiąt organizacji pozarządowych lub kilkanaście tysięcy osób prywatnych.
Oczywiście do myślenia daje fakt, że Andrzej Duda zakomunikował weto dla lex Czarnek na końcu długiego i dość zaskakującego oświadczenia z sugestią, że gotów jest zablokować kompromis między Polską a Unią Europejską w sprawie KPO. Niewątpliwie dzisiejsze postanowienie jest częścią jakiejś bardziej zawiłej politycznej układanki.
Nie zmienia to faktu, że obywatele i obywatelki z ruchów na rzecz edukacji i oświaty, zaangażowani w akcje sprzeciwu wobec lex Czarnek (mimo słabnącego zaangażowania polityków opozycji), po kolejnym wecie mają dziś prawo poczuć się najskuteczniejszą gałęzią całego sektora organizacji społecznych w Polsce. A na pewno odetchnąć z ulgą. A jednocześnie strach pomyśleć, co po drugim już koszu może czuć, i planować, minister Przemysław Czarnek.