Można by sądzić, że Barbara Nowak jest czarną owcą wśród kuratorów oświaty. Że tylko ona ma coś przeciwko dzieciom z niepełnosprawnościami, a równe traktowanie wszystkich uczniów uznaje za lewacką utopię. Że żaden inny kurator nie jest wrogiem edukacji włączającej. Że nikt przy zdrowych zmysłach nie uważa, iż inkluzja dzieci ze specjalnymi potrzebami szkodzi wszystkim dzieciom. Albo że miejsce osób z niepełnosprawnościami jest wśród ludzi sobie podobnych.
Barbara Nowak wcale nie jest wyjątkiem. Nie tylko ona tak myśli. Małopolska kurator oświaty jest tylko najbardziej widowiskową osobą na tym stanowisku, natomiast pozostali kuratorzy wyrażają swoje poglądy, wcale nie inne, w taki sposób, aby nie rzucać się w oczy, nie narażać środowiskom, które propagują edukację włączającą. Wbrew temu, co twierdzi kurator Nowak, nie są to wcale sfery lewackie.
Oświata stoi przed wielką zmianą
Całe środowisko akademickie, nie licząc wyjątków, jakimi są jakieś zapyziałe katedry propagujące przedpotopowe metody wychowawcze, przejęte jest ideą inkluzji dzieci z niepełnosprawnościami. To jest idea, która łączy świat akademicki z aktywistami i praktykami nauczania. Polska edukacja stoi przed wielką zmianą, to się dzieje na naszych oczach, od rządzących jednak zależy tempo wprowadzenia tej idei w życie. Od kuratorów oświaty zależy, jak szybko nauczyciele oraz rodzice oswoją się z tą ideą.
Niestety pisowscy kuratorzy są równie niechętni edukacji włączającej, nie mają jednak takiego parcia na szkło, jak Barbara Nowak, może się więc wydawać, iż są za. W rzeczywistości szkodzą tej idei, rzucają kłody pod nogi, robią to jednak w białych rękawiczkach, często wymownym milczeniem pokazują, jaka jest polityka oświatowa rządzącej partii. Kurator oświaty daje bowiem sygnał szkołom, co jest mile widziane, co władza popiera, a czemu się sprzeciwia, jakie inicjatywy edukacyjne mogą zaszkodzić pozycji dyrektora, a które tę pozycję wzmacniają. Małopolska kurator oświaty nie certoli się z dyrektorami, pisowskiej ideologii nie owija w bawełnę, tylko wali nią prosto w oczy. Natomiast jej koledzy i koleżanki na tym stanowisku stosują bardziej wyrafinowane metody.
Kiedy odbywają się jakieś wydarzenia, np. ku czci żołnierzy wyklętych albo inne patriotyzmy, kuratorium śledzi, czy wszystkie szkoły odpowiednio się zaangażowały w poparcie owych imprez. Urzędnicy wysyłają do dyrektorów sygnały dyscyplinujące, dobrze radzą, aby czym prędzej posłać młodzież ze sztandarem, inaczej można sobie napytać biedy. Takie to dobre rady spływają za każdym razem do placówek, gdy PiS popiera dane zdarzenie. Kurator zapala zielone światło, a szkoła musi patrzeć i odpowiednio reagować. Dyrektor, który okazałby się daltonistą i nie rozpoznałby barwy owego znaku, niech ma do siebie pretensje, gdy potem zaczną nawiedzać go różne kontrole.
W szkołach o edukacji włączającej podejrzanie cicho
Gdy w listopadzie br. Stowarzyszenie Społeczeństwo i Nauka SPiN organizowało w Łodzi konferencję „Interakcja-Integracja. Włączamy empatię”, poświęconą właśnie inkluzji, pokazaniu środowisk przyjaznych dla różnorodności osób uczących się, Łódzkie Kuratorium Oświaty nabrało wody w usta. Gdyby kuratorem w Łodzi była Barbara Nowak, huknęłaby pewnie na dyrektorów szkół, aby trzymali się od tej inicjatywy z daleka, bo przecież to czystej wody lewacka utopia. Natomiast łódzki kurator oświaty jedynie wymownie milczał. Nie dzwonili kuratoryjni urzędnicy, aby przypomnieć dyrektorom, iż nie wypada trzymać się z daleka od tej konferencji. Nie zachęcili, aby koniecznie zainteresować się tematyką wykładów i debat. Nie kiwnęli palcem, aby rozpowszechnić idee tej konferencji.
A przecież Konferencja Interakcja-Integracja odpowiadała na potrzeby nauczycieli, była wręcz do nas skierowana. Pokazywała chociażby, jak włączyć empatię i używać języka, który jest włączający, a nie protekcjonalny. Na dobry początek taka sprawność przydałaby się każdemu nauczycielowi. Mimo że wydarzenie zostało dofinansowane przez MEiN z programu „Społeczna odpowiedzialność nauki”, to w szkołach było o niej podejrzanie cicho. Można by pomyśleć, że łódzki kurator nie wie, co minister edukacji i nauki współfinansuje. Nie wie albo też nie chce wiedzieć, bo rzucić trochę grosza, a wspierać całym sercem, to dwie różne sprawy. W każdym razie w łódzkich szkołach to wydarzenie przeszło bez echa. Gdyby oświatą rządziła tu Barbara Nowak, byłoby głośno, że oto trzeba chronić dzieci przed edukacją włączającą, bo lewaccy aktywiści zjechali do Łodzi. Cisza czasem bywa jednak bardziej zabójcza niż ewidentny sprzeciw.
Każdy widzi, jaka jest Barbara Nowak. Inni kuratorzy rządzą mniej widowiskowo, nie dają się tak łatwo poznać. Są groźni na odległość, przez to jeszcze bardziej niebezpieczni. Budzą postrach tym, co mogą dyrektorowi zrobić. Ustawa lex Czarnek, gdy wejdzie w życie, spowoduje, że kurator nawet nie będzie musiał zapalać czerwonego bądź zielonego światła. Nie będzie musiał ani zachęcać, ani ostrzegać. Za wszelką aktywność placówki – nauczycieli i uczniów – cała odpowiedzialność spadnie na jej dyrektora. Kuratoryjni urzędnicy nie będą musieli dzwonić do szkół i upominać nauczycieli, że nie robią z uczniami tego, co władza każe. Role się bowiem odwrócą.
Lex Czarnek to koniec wolności szkół
To szkoła będzie musiała wysłać zapytanie do kuratorium i ustalić bez żadnych wątpliwości, czy władza się zgadza na daną aktywność. Czy szkoła może wziąć udział w jakimś zdarzeniu, czy też ma się od niego trzymać z daleka? Jak żartem mówią nauczyciele, „skończy się wycieranie d… agrestem”. Teraz nawet o to, czym możesz się podetrzeć, trzeba będzie zapytać kuratora oświaty. Lex Czarnek oznacza bowiem całkowity koniec wolności szkół. Pozbawia nauczycieli resztek swobody, jakie jeszcze mieli. Jak dyrektor nie będzie odpowiednio służalczy, kurator wymieni go na bardziej pisowski model, i już. Widowiskowość i niewydarzone zachowania Barbary Nowak nie będą już potrzebne, aby skutecznie nastraszyć dyrektorów. Nowe prawo ministra Czarnka to wystarczający straszak. Dyrektor musiałby mieć samobójcze skłonności, aby chcieć zerwać się z pisowskiego łańcucha. Każdy, kto tego spróbuje, zostanie po prostu odstrzelony. Kurator oświaty zrobi to po cichu.
Śmiałem się, kiedy dyrektor szkoły ostrzegał, aby nie angażować się w jakieś przedsięwzięcia, które PiS uznaje za lewackie fanaberie. Traktowałem to bowiem jako przesadną troskę o nienarażanie się władzy. Uważałem, że jeśli coś jest dobre dla uczniów, polityka nie ma znaczenia. Niech PiS swoje poglądy głosi na zjazdach partyjnych, ale od szkół niech się trzyma z daleka. Liczy się tylko wartość wychowawcza, a nie partyjna. Teraz jednak wiem, że sprawa jest poważna: ja się śmieję, a mojemu szefowi chodzi o być albo nie być.
To nie jest drobnostka. Dyrektor spłaca kredyt hipoteczny, więc zawieszenie go w obowiązkach przez kuratora albo odwołanie z funkcji spowoduje, że zabraknie mu na kolejną ratę. Nikt w szkole nie zarabia kokosów. Gdy więc mam ochotę zrobić coś dla dobra dzieci, choćby poważnie zaangażować się w edukację włączającą, z tyłu głowy muszę mieć myśl, jak to wpłynie na mojego przełożonego. Czy będę dumny z siebie, gdy dyrektor za mnie beknie? Kurator oświaty nie będzie musiał – jak to ma w zwyczaju Barbara Nowak – wrzaskiem oznajmiać swoich poglądów. Wszystko odbędzie się bowiem po cichu.
Po cichu wyłączy się uczniów z niepełnosprawnościami ze szkół masowych, bez słów uciszy się niepokornych nauczycieli. W białych rękawiczkach kurator będzie realizował politykę rządu. Lex Czarnek ma tę moc, że przywraca w szkołach autocenzurę i atmosferę strachu przed władzą. „Pilnujmy się, sami siebie kontrolujmy, inaczej PiS nas udupi” – słychać w pokojach nauczycielskich. „Realizujmy tylko programy zatwierdzone przez MEiN”. PiS stworzył prawo, które pozwala mu na pełną kontrolę. Swoboda się skończyła. Pedagogika została wzięta na krótki łańcuch. Obawiam się, że piękna idea edukacji włączającej będzie musiała jeszcze trochę poczekać.