Lekcja z nienawiści
Cezary Łazarewicz o sprawie Walusia: Nie tylko zabójstwo jest ważne w tej historii
JULIUSZ ĆWIELUCH: – Ta historia to rzeczywiście nic osobistego?
CEZARY ŁAZAREWICZ: – W trakcie procesu Waluś podkreślał, że zabicie Chrisa Haniego to nie było coś osobistego. Tytuł napisało więc życie. Ładnie napisało, bo to chwytliwe zdanie. Ale dla mnie to bardzo osobista sprawa. Dotyka moich lęków. Sądząc po tym, że w przededniu uwolnienia po 29 latach i 8 miesiącach Waluś cudem uniknął śmiertelnego ciosu nożem w więzieniu, jest to również historia ciągle żywa.
Można się fascynować mordem politycznym?
Chyba trzeba, bo jak widać, historia lubi się powtarzać. W dwudziestoleciu międzywojennym mieliśmy Eligiusza Niewiadomskiego, zabójcę prezydenta Narutowicza. I czułem, że nie odrobiliśmy tej politycznej lekcji nienawiści. Pracę nad książką zacząłem w 2018 r. A rok później zabity został Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska. W sprawie Walusia ważne jest nie tylko samo zabójstwo, lecz także społeczna i historyczna otoczka.
Kiedy strzelał, nie był dla pana interesujący?
Do zabójstwa doszło 10 kwietnia 1993 r. Polscy reporterzy, w tym i ja, mieli wtedy ręce pełne roboty. Kraj był w trakcie przemian. Tematów było tyle, że jadąc kiedyś pociągiem, obudziłem się w środku nocy i nie umiałem sobie przypomnieć, czy jadę na materiał, czy z materiału. A jeśli z materiału, to z którego. Sprawy RPA wydawały się odległe. Obok toczyła się większa historia. Za miedzą upadł ZSRR. Sam Waluś był dla mnie wtedy telewizyjną migawką, wstydliwą sprawą. Ale też trudno było to brać na narodowe barki. Co prawda był Polakiem, ale takim, który zdaje się wybrał sobie inną ojczyznę.
Co się więc zmieniło?
Polska się zmieniła. Po 2010 r. narracja polityczna zaczęła się radykalizować.