Lewackie pory, prawackie parówki
Lewackie pory, prawackie parówki. Skąd się wziął wegetarianizm?
JOANNA CIEŚLA: – Zna pani jakichś wegetarian konserwatystów?
NATALIA MĘTRAK-RUDA: – Tak, czasem ich spotykam. Wegetarian czy wegan konserwatystów widzę też wśród osób publicznych, by wymienić Szymona Hołownię czy Adama Hofmana, wieloletniego polityka PiS. Ten ostatni wystąpił nawet w filmie „Rzeczpospolita wegańska”, w którym zresztą ocenił jako wyjątkowo nieroztropną wypowiedź Witolda Waszczykowskiego sprzed kilku lat. Przypomnę, że Waszczykowski jeszcze jako pisowski minister spraw zagranicznych skrytykował wizję społeczeństwa złożonego „z wegetarian i cyklistów”, bo miałoby według niego „niewiele wspólnego z tradycyjnymi polskimi wartościami”. Hofman zapewniał, że podział polityczny i światopoglądowy wśród wegetarian jest dokładnie taki sam jak w reszcie społeczeństwa.
To chyba jednak trochę przesadził?
Trochę tak. Współczesny polski wegetarianizm, a zwłaszcza weganizm, można uznać za raczej lewicowy w tym sensie, że wiele osób rezygnujących z jedzenia mięsa robi to ze względów emancypacyjnych – z troski o prawa zwierząt jako grupy pozbawionej głosu, co mieści się w lewicowym katalogu wartości. Ale można też spojrzeć na to inaczej – że dbałość o zasoby: o Ziemię, o przyrodę, jest postulatem, który w gruncie rzeczy mógłby być konserwatywny, związany z dążeniem do zachowania dziedzictwa.
Z kolei pierwsze wegetariańskie towarzystwo, założone w Wielkiej Brytanii w XIX w., rekrutowało się w dużej mierze spośród klasy robotniczej. Było to więc środowisko lewicowe, ale w sposób tradycyjny, zupełnie inny niż wielkomiejska inteligencja, którą dziś z lewicą kojarzymy. Ludzie lubią, gdy różne wybory i identyfikacje światopoglądowe wydają się spójne, przenoszą się w pakietach.