Jan Paweł II w oczach polskich biskupów jest prekursorem walki z pedofilią w Kościele rzymskokatolickim, autorem rewolucyjnej zmiany podejścia do krzywdzenia nieletnich przez osoby duchowne, pasterzem, który odważnie zmierzył się z kryzysem, człowiekiem swojej epoki, ciężko doświadczonym zmaganiami z ateistyczną polityką PRL. A zarazem ofiarą ataków na Kościół i jego pontyfikat, rewolucji 1968 r. na Zachodzie i zakorzenionych w niej ideologii propagujących hedonizm, relatywizm i nihilizm moralny, które głoszą, że nie ma jednej obiektywnej prawdy ani dobra i zła, a ludziom wszystko wolno. Tymczasem w rzeczywistości pontyfikat Jana Pawła II był wyjątkowy w historii Kościoła, świata, kultury i człowieka. Obecne medialne ataki są umyślną próbą zniszczenia jego znaczenia i autorytetu samego papieża Polaka. Próba ta wpisuje się w walkę z chrześcijaństwem, które broni biblijnej wizji człowieka. Taki obraz Wojtyły przedstawia opublikowane 18 listopada stanowisko Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski, w której zasiadają m.in. arcybiskupi Gądecki, Jędraszewski, Polak, prymas Polski, oraz kard. Nycz.
Czytaj też: Zasługi i winy Jana Pawła II. Pytania, których unikaliśmy
Odczarowywanie pontyfikatu
Dokument sprawia wrażenie defensywnego i interwencyjnego. Jest wyrazem zaniepokojenia krytyczną rewizją wizerunku papieża i próbą zahamowania publicznej dyskusji na ten temat. Ma dostarczyć argumentów obrońcom pontyfikatu, jego wizji pomnikowej. I wskazać winnych tak, by tę wizję skonsolidować. Próba ta jest jednak skazana na niepowodzenie, bo odczarowywanie pontyfikatu stało się faktem, a coraz liczniejsze niezależne reportaże śledcze – nie tylko w TVN, ale i w niezależnych mediach katolickich, na czele z „Więzią” – stworzyły masę krytyczną. Na stawiane w nich pytania Kościół instytucjonalny nie daje przekonujących odpowiedzi. Za to coraz wyraźniej widać, że Jan Paweł II działał – lub nie podejmował działania mimo alarmów – w ramach systemu nastawionego przede wszystkim na ochronę wpływów i interesów ludzi Kościoła, a nie ich ofiar, w szczególności ofiar pedofilii i drapieżnictwa seksualnego.
To prawda, że za pontyfikatu JPII doszło do zmian w prawie kościelnym, torujących drogę skutecznej walce z tą plagą w Kościele. Ale sedno sprawy polega na tym, że te zmiany nie działały. Zarówno za pontyfikatu Wojtyły, jak i jego następców – Benedykta XVI i Franciszka. W mediach światowych, w tym niezależnych od władzy kościelnej mediach katolickich, pokazano i pokazuje się nadal, że zmiany są de facto martwe, a to wynika z istoty systemu.
Czytaj też: Dziwny, smutny i straszny wywiad z kard. Dziwiszem
Kościół musi stanąć w prawdzie
Niedawno mieliśmy kolejny przykład: we Francji episkopat ujawnił, że aż jedenastu biskupów objęły dochodzenia świeckie lub watykańskie. Wcześniej czytaliśmy wstrząsające niezależne raporty o kryzysie pedofilskim w Niemczech i Irlandii, wciąż dowiadujemy się o kolejnych sprawach tego rodzaju w Kościele w USA. Skala kryzysu jest szersza, niż sugeruje stanowisko Rady Stałej polskiego episkopatu. Nie da się nim obarczyć „rewolucji 1968 r.”, bo dotyka on także Kościołów w krajach, w których jej nie było. Dlatego mówimy o kryzysie systemowym, wynikającym z praktyki, tradycji, nawyków, wobec których instrukcje i kanony są bezsilne. To, co w dokumencie nazwano kościelną „mentalnością dyskrecji” – opinia publiczna mówi o subkulturze omerty – jest jednym z najważniejszych powodów tej bezsilności.
Można się z dokumentem zgodzić w tym, że prezentyzm – rzutowanie naszej obecnej wiedzy o kryzysie pedofilskim i systemowym w Kościele – na pontyfikat Jana Pawła II, zakończony w 2005 r., jest problemem metodologicznym czy analitycznym. Nie można się jednak zgodzić z szukaniem winnych w „ideologiach”, bo zacząć trzeba od przyczyn wewnętrznych w samym Kościele. Częściowo obraz sytuacji nakreślony w dokumencie przypomina jako żywo polityczne przesłanie ultrakatolickiej prawicy. Te wszystkie ataki, spiski przeciwko chrześcijaństwu – to zdarta płyta konserwatywnej rewolty antymodernistycznej. Brzmi miło w uszach skrajnej prawicy od Uralu po Tybr i Potomac, ale nie uleczy bólu i cierpienia ofiar ani niepokoju mas katolickich o przyszłość Kościoła. Trzeba stanąć w prawdzie.
Czytaj też: Zniknięcie pedofila. Najpierw zawiódł Kościół, teraz służby