Fundacja Wolność i Demokracja poinformowała, że otrzymała zgodę strony ukraińskiej na przeprowadzenie ekshumacji w Puźnikach na Podolu, gdzie w lutym 1945 r. oddziały UPA wymordowały mieszkańców wioski. Zginęło 80–100 Polaków, głównie kobiet i dzieci. Akta śledztwa sowieckiego mówią o blisko 80 ofiarach, ale nie uwzględniają osób, których ciał nie odnaleziono.
Rzeź wołyńska. Impas
Rozmowy dotyczące ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej zostały zamrożone w 2015 r., po przyjęciu przez ukraiński parlament tzw. czterech ustaw o pamięci, nadających bojownikom Ukraińskiej Powstańczej Armii status kombatantów zrównujących ich z weteranami Armii Czerwonej. W odwecie polscy narodowcy zniszczyli na górze Monasterz tablicę na legalnym ukraińskim upamiętnieniu partyzantów UPA, pochowanych w zbiorowej mogile. Do wandalizmu – namalowania znaku Polski Walczącej, wylania farb białej i czerwonej – przyznają się członkowie Obozu Wielkiej Polski. W 2020 r. strony ukraińska i polska (reprezentowana przez Radę Ochrony Miejsc Pamięci i Męczeństwa) uzgodniły napis. Nowa tablica miała się pojawić przed wizytą Andrzeja Dudy w Kijowie i jego spotkaniem z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim w 2020 r. Rozmowy miały dotyczyć regulacji prawnych związanych z upamiętnieniami, ekshumacjami i poszukiwaniami na Wołyniu i upamiętnieniami ukraińskimi w Polsce.
Doszło wtedy również do spotkania szefów IPN. Polskiej stronie zależało na odblokowaniu ekshumacji, ukraińska postawiła jeden warunek: tablica w Monasterzu ma wrócić w pierwotnej wersji. Z wymienionymi nazwiskami kilkudziesięciu partyzantów i napisem „Polegli za wolną Ukrainę”. Przed wyjazdem Andrzeja Dudy okazało się, że tablica wróciła. Bez nazwisk, z enigmatyczną informacją, że w zbiorowej mogile pochowani są Ukraińcy zamordowani przez sowieckie NKWD.
Po interwencji strony ukraińskiej okazało się, że za tablicę i treść odpowiada Fundacja Wolność i Demokracja, a nie IPN czy tym bardziej Rada Ochrony Miejsc Pamięci i Męczeństwa. Fundacja powstała w 2005 r. z inicjatywy środowisk zbliżonych do PiS, m.in. Michała Dworczyka, byłego już szefa kancelarii premiera. Dzisiaj to ona może się pochwalić sukcesem, do którego nie udało się doprowadzić IPN i ministerstwu kultury. W lipcu 2022 r. wiceminister Jarosław Sellin w mediach mówił: „Ukraińcy dojrzeli do tego, że widząc, jaką postawę Polska i Polacy przyjęli w stosunku do ich nieszczęścia, uznali, że różne zaszłości historyczne, które nas dzielą, które wzbudzają niepotrzebne emocje między nami, trzeba próbować zamknąć. W związku z tym otworzyli się na propozycje rozmów na temat tego, o co prosimy od lat, czyli poszukiwań polskich ofiar na terenie Ukrainy, głównie rzezi wołyńskiej. Ekshumacji, jeżeli znajdziemy mogiły, upamiętnień i pochówków”.
I zapowiedział prace grupy roboczej, która władzom wysokiego szczebla obu państw będzie podpowiadać procedury, mechanizmy i konkretne decyzje w tej sprawie. Jakie są tego efekty, na razie nie wiadomo. 11 listopada na antenie programu III Polskiego Radia wiceprezes IPN prof. Karol Polejowski powiedział, że prezes Nawrocki „odbył bardzo konstruktywną rozmowę z dr. Antonem Drobowyczem”, szefem ukraińskiego IPN.
Skrajna prawica dolewa benzyny
Prof. Grzegorz Motyka, historyk, badacz relacji polsko-ukraińskich, w tym rzezi na Wołyniu: – Nie wiemy, jaka jest treść porozumienia strony ukraińskiej z fundacją, ale uzyskanie przez nią zgody na tę ekshumację jest na pewno krokiem w dobrym kierunku. A czy odblokuje to w przyszłości temat ekshumacji w ogóle, czas pokaże.
– Zgoda jest zawsze na konkretną ekshumację, ale liczymy na to, że otworzy to większy proces. A dlaczego dostaliśmy ją my, a nie IPN? Wydaje się, że zbiegło się parę czynników. Wojna zmieniła stosunek do Polski, Polaków i przeszłości, nierzadko trudnej. Poza tym my na Ukrainie jesteśmy od dawna, mamy wiele prywatnych kontaktów. Wiceprezes fundacji Maciej Dancewicz pracował w Radzie Pamięci Walk i Męczeństwa, organizował przeniesienie szczątków bp. Teodorowicza na Cmentarz Orląt we Lwowie – dodaje Łukasz Abgarowicz z zarządu Fundacji Wolność i Demokracja.
Od historyków zajmujących się relacjami polsko-ukraińskimi można usłyszeć, że nota wysłana do polskiego MSZ informująca o zgodzie na ekshumacje w Puźnikach to dowód na to, że fundacja traktowana jest za wschodnią granicą jako partner skuteczniejszy niż instytucje rządowe. Na pewno zamyka to po części usta środowiskom antyukraińskim, skupionym w tej chwili w znacznej mierze wokół Jacka Międlara i Fundacji „Wołyń Pamiętamy” – mówi jeden z nich i dodaje, zastrzegając anonimowość, że nie tak dawno od pracownika fundacji usłyszał, że kiedy oni szukają porozumienia z Ukraińcami, to narodowcy z IPN, tworzący tam silną i wpływową frakcję, dolewają benzyny do ogniska rozpalanego przez skrajną prawicę.
Wbrew rosyjskim interesom
Łukasz Abgarowicz mówi zaś wprost: – My rozmawiamy z ukraińskimi narodowcami i znajdujemy z nimi wspólny język. Wiemy, że Ukraińcy na UPA budują mit założycielski państwa, sam byłem na grobie 17-letniego chłopca, który zginął w 1957 r., walcząc z bolszewikami w oddziałach UPA. Musimy zrozumieć ten punkt widzenia, ale oni nasz. Możemy sobie wybaczać, patrzeć w przyszłość, ale opierać się na prawdzie i mieć świadomość, kto gra politycznie pamięcią historyczną i w jakim celu.
Prof. Motyka: – Polacy zrozumieli, że kiedy Ukraińcy mówią o rosyjskim zagrożeniu, to nie wyolbrzymiają. Stosunek do wschodniego sąsiada definiuje narodową tradycję Ukrainy, w którą wpisana jest walka z Rosją i Sowietami – kult UPA opiera się na tej antysowieckości i antyrosyjskości.
Od innego badacza relacji polsko-ukraińskich można usłyszeć, że Ukraińcy – pomijając środowiska skrajne, tak samo aktywne jak w Polsce – zaczynają rozumieć, że w upamiętnieniu ofiar rzezi nie chodzi o rewizjonistyczny młotek do celów politycznych, ale o pamięć i prawdę o tych zdarzeniach. – Mam nadzieję, że po stronie ukraińskiej jest świadomość, że gdybyśmy chcieli podlewać rewizjonistyczne tendencje, szlibyśmy drogą węgierską, a nie idziemy, za to wspieramy Ukrainę w każdy możliwy sposób – mówi historyk, dodając, że ekshumacje i cmentarze są potrzebne po obu stronach granicy, bo tylko tak można przełamać poczucie wzajemnych krzywd i zasklepić istniejące rany.
– Trzeba też mieć świadomość, że skrajne środowiska działające po obu stronach, antyukraińskie i antypolskie, są finansowane przez Rosję. Tak się jakoś składa, że we Lwowie co jakiś czas zmieniał się polski konsul, a rosyjski latami był jeden i ten sam. Generał KGB zresztą – mówi działacz związany ze środowiskami kresowymi.
Dworczyk i fundacja z milionami
O Fundacji Wolność i Demokracja zrobiło się głośno nie tyle w związku ze zgodą na ekshumacje w Puźnikach, ile ze względu na finanse. Onet ujawnił, że od 2015 r., a więc od wygranej PiS, z ministerstw i kancelarii premiera co roku otrzymuje ona po kilkanaście milionów złotych. Ostatnia dotacja – blisko 5 mln – ma zostać przeznaczona na zakup nieruchomości. Fundacja swoje biura ma w wynajmowanym od władz Warszawy lokalu w Al. Jerozolimskich, jest też właścicielem nieruchomości gruntowej w województwie podlaskim (ma tu powstać młodzieżowe centrum szkoleń) i lokalu we Lwowie, kupionego dzięki dotacji na potrzeby „Kuriera Galicyjskiego”, największej polskiej gazety wychodzącej w Ukrainie.
Z artykułu Jacka Harłukowicza wynika, że tylko w 2021 r. dotacje dla fundacji z rządu i różnego rodzaju programów wyniosły blisko 16 mln zł. Najwięcej, ok. 11 mln zł, przekazała KPRM. Kierował nią do września 2022 r. Michał Dworczyk. 2 mln 500 tys. przekazał resort spraw zagranicznych, a 1 mln 400 tys. zł Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W sumie tylko w latach 2017–21 z KPRM, Kancelarii Senatu, resortów kultury, spraw zagranicznych i edukacji, zagranicznych grantów nadzorowanego przez resort kultury Narodowego Instytutu Wolności i indywidualnych darowizn na konta fundacji wpłynęło już ponad 64 mln zł.